Reklama

Będziemy stawiać na kolejnych Linettych. To sposób na rywalizację z Legią

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

19 grudnia 2016, 09:55 • 9 min czytania 0 komentarzy

Karol Klimczak, prezes Lecha Poznań, tłumaczy dziś w Gazecie Wyborczej, dlaczego ostatnie zarobki Legii go nie stresują: – Bo nie jest sztuką skupianie się na przychodach albo zbijanie kosztów. Sztuką jest umiejętność wykorzystania zasobów, które się ma. Ważne, by mieć dobrych piłkarzy, młodzież, trenerów. My ich mamy, więc dlaczego miałbym się stresować? Mamy zmieniać filozofię budowy klubu, bo Legia awansowała do LM? Nonsens. Wolę się skupić na zmianach w akademii, na skautingu trenerów, na który teraz bardzo mocno stawiamy, na zmianie infrastruktury. Budujemy nowe boiska do szkoleń, chcemy je zadaszać.

Będziemy stawiać na kolejnych Linettych. To sposób na rywalizację z Legią

FAKT

Tylko dwie strony o piłce – zazwyczaj są cztery. Zaczynamy pięknym pożegnaniem Nikolicia.

Lepszego pożegnania z Legią Nemanja Nikolić nie mógł sobie wymarzyć. Reprezentant Węgier zdobył w meczu z Górnikiem trzy bramki i zakończył występy w stołecznym zespole jako lider klasyfikacji strzelców. Gdy „Niko” w drugiej połowie meczu schodził z boiska, publiczność przy Łazienkowskiej zgotowała mu owację na stojąco, a on sam popłakał się ze wzruszenia. Snajper zasłużył na wielkie brawa od fanów. Tak efektywnego napastnika nie było w Legii od czasów Stanko Svitlicy.

f1

Reklama

To śmieszne, że mamy tak mało punktów – twierdzi Krzysztof Piątek z Cracovii.

Nie pamiętają już, jak smakuje wygrana. Cracovia prowadziła w meczu z Lechem, ale znów dała wyrwać sobie wygraną. – Za nami koszmarna runda – ocenia napastnik Pasów Krzysztof Piątek. Pasy po raz ostatni wygrały dwa miesiące temu. – To jest śmieszne, że mamy tylko 21 punktów. Przy naszym potencjale nasz dorobek powinien być znacznie wyższy i powinniśmy spokojnie bić się o pierwszą ósemkę – mówi Piątek.

Co poza tym w Ekstraklasie?
– Śląsk pędzi na Rumaku do pierwszej ligi
– Latal tęskni za napastnikiem, będzie szukał kogoś w stylu Nespora
– Korona prawdopodobnie podziękuje 38-letniemu Małkowskiemu
– Jagiellonia pozostaje liderem, mimo porażki w ostatnim meczu w tym roku

GAZETA WYBORCZA

Trudno się wycofać z dzielenia punktów – zauważa Karol Klimczak. Cytujemy fragmenty rozmowy o rywalizacji Lecha z Legią.

Nie boi się pan, że Legia będzie odjeżdżała Lechowi? Pochodzi z dużej aglomeracji, gdzie możliwości zarabiania są większe. W 2010 r. Legia miała 28 mln zł przychodów, a Lech – 60. Dzisiaj przychody Legii to 108 mln zł przy 79 mln zł Lecha.
– Jeśli myśli pan, że będziemy w tym szukali usprawiedliwień, to zapewniam, że nie będziemy. W sporcie nie ma aż takich prostych przełożeń między pieniędzmi a wynikami. Warszawa jest innym ośrodkiem niż Poznań, ale chcemy z nim rywalizować. Propozycja takiej rywalizacji jest bowiem tym, na co poznaniacy i Wielkopolanie czekają. W sporcie możemy to zrobić, w gospodarce już nie.

Reklama

(…)

No dobrze, ale Legia zarobiła właśnie ponad 20 mln euro w Lidze Mistrzów.
– Zarobiła, ale niespecjalnie mnie to stresuje. Pieniądze duże, chwała im za to. Dziś przychody mają znacznie wyższe niż koszty.

To dlaczego to pana nie stresuje?
– Bo nie jest sztuką skupianie się na przychodach albo zbijanie kosztów. Sztuką jest umiejętność wykorzystania zasobów, które się ma. Ważne, by mieć dobrych piłkarzy, młodzież, trenerów. My ich mamy, więc dlaczego miałbym się stresować? Mamy zmieniać filozofię budowy klubu, bo Legia awansowała do LM? Nonsens. Wolę się skupić na zmianach w akademii, na skautingu trenerów, na który teraz bardzo mocno stawiamy, na zmianie infrastruktury. Budujemy nowe boiska do szkoleń, chcemy je zadaszać.

Loża na stadionie w Warszawie kosztuje 300 tys. zł, a u nas 200 tys. zł, ale tak musi być. My natomiast musimy mieć lepszą rekrutację piłkarzy, lepsze szkolenie i lepszą nad nimi opiekę. I tak będzie. Będziemy wychowywali kolejnych Linettych, Bednarków czy Kownackich i w ten sposób rywalizować z Legią i innymi klubami. Z transferów nie rezygnujemy, bo z samych wychowanków Lecha nie stworzymy.

gw

Rafał Stec pisze: Zemsta polskiej myśli szkoleniowej.

Byli bodaj najbardziej prześladowaną grupą w kraju. Krzywdziliśmy ich i poniżaliśmy niezależnie od kontekstu, nawet po porażkach w całkiem niezłym stylu, nawet po meczach, które ewidentnie się nie ułożyły, czyli w okolicznościach bezapelacyjnie uniewinniających. A przecież pracowali w nieludzkich warunkach – pod tyranią szyderstwa wyrażanego przez rodaków ponad politycznymi, płciowymi i religijnymi podziałami. Polski trener piłkarski uchodził za synonim ciemnoty, „polska myśl szkoleniowa” brzmiało okrutniej niż „radziecka myśl techniczna”. Do buntu pierwszy wezwał Adam Nawałka. Przejął narodową reprezentację, gdy istniała tylko teoretycznie – mieliśmy nudności od nijakiej gry piłkarzy nienatchnionych przez fenomenalnie nijakiego Waldemara Fornalika, wciąż wzdychaliśmy do drużyny pod obcym butem, wspominaliśmy czas wczesnego Leo Beenhakkera. W dodatku zaatakował nowy selekcjoner z nieoczekiwanej flanki, jakby latami przygotowywał podkop. Robił wszak wcześniej na przodku zabrzańskim, fedrując w głowach ligowych wyjadaczy z lokalnego Górnika, zresztą pyły tzw. ekstraklasy i niższych swojskich klas rozgrywkowych wdychał przez niemal całe sportowe życie, tylko jako zawodnik wyemigrował na chwilę do Ameryki. I oto właśnie z tej najczystszej krwi i kości nadwiślańskiej, pozbawionej śladowych zanieczyszczeń zagranicznych, zrodził się nowoczesny menedżer, który czasem poprowadzi Polskę do triumfu nad mistrzami świata, czasem zatrzyma mistrzów Europy, a pod porażkami w meczach o stawkę podpisuje się rzadziej niż jakikolwiek trener kadry narodowej na planecie. Ba, zakasował Nawałka samego Guardiolę – nie dość, że nie udziela, jak kataloński eksperymentator, indywidualnych wywiadów, to na konferencjach prasowych masakruje wścibskich pismaków wyznaniami, że „przygotował plan na mecz”, że zakłada, iż rywale również „przygotowali plan na mecz”.

SUPER EXPRESS

se

Superak – a jakże – musiał coś oczywiście przygotować o najlepszym polskim napastniku. Otóż Chińczycy kuszą Lewego i Messiego.

Robert Lewandowski otrzymał właśnie GIGANTYCZNĄ ofertę z Chin. Z naszych informacji wynika, że jeden z klubów jest gotów zapłacić mu aż 30 milionów euro netto za rok gry! To element kolejnej transferowej ofensywy zza Wielkiego Muru. Niebotyczną ofertę dostał też Leo Messi. (…) Tyle że jeśli chodzi o Lewandowskiego to w najbliższym czasie przenosiny do Chin są nierealne. Nawet gdyby się zgodził (a w tym momencie nie wchodzi to w grę), to weto postawiłby Bayern, który w najbliższym czasie nie zamierza pozbywać się swojego supersnajpera nawet za ogromne pieniądze.

se2

Kanonada na pożegnanie Niko.

Nemanja Nikolić pięknie pożegnał się z warszawską Legią. Węgier w meczu z Górnikiem Łęczna zdobył trzy gole i przygodę z mistrzami Polski zakończył imponującym bilansem 55 strzelonych bramek w 86 meczach dla stołecznej drużyny we wszystkich rozgrywkach! Co prawda trener Legii Jacek Magiera jeszcze zaklina rzeczywistość, twierdząc, że „Niko” wciąż jest graczem jego drużyny, ale to kwestia już nie tygodni, ale dni, by napastnik podpisał kontrakt z nowym klubem.

I jeszcze liderzy zagrali dla Legii.

Jagiellonia i Lechia w ostatniej przed zimową przerwą kolejce ścigały się o fotel lidera. Tyle że był to wyścig żółwi. Obie prowadzące w tabeli drużyny solidnie poległy – „Jaga” 1:2 z Wisłą Płock, a Lechia 0:2 z Koroną. Z tych wyników cieszy się warszawska Legia, która odrabia straty.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka mało piłkarska.

ps

Nie cytujemy relacji z kolejnej wygranej Legii. Ciekawsza jest rozmowa z Nikoliciem.

Czy to były pana ostatnie gole w Legii?
– To się okaże, gdy już podpiszę kontrakt. Przyszła oferta, klub ją zaakceptował i ja też ją zaaprobowałem. Musimy tylko ustalić drobne detale. Mam nadzieję, że ciągu kilku dni wszystko zostanie załatwione. Na pewno w tej chwili bliżej mi do odejścia niż pozostania.

(…)

Ale w Lidze Mistrzów był pan tylko rezerwowym. Chciał pan tym samym udowodnić, że zasługiwał na więcej?
– Nic nie zamierzałem udowadniać. Wszyscy widzieli, ile potrafię. Zawsze strzelałem gole. Czasami, gdy siadałem na ławce, to nie byłem zadowolony. Każdy zawodnik tak myśli. Gdy wychodziłem na boisko, udowadniałem, że moje miejsce jest właśnie tam. Nie mogę być zły na nikogo w Legii, w tym na trenerów. Łączy mnie z tym klubem zbyt silna więź. Jestem tak szczęśliwy i dumny, że mogłem tu grać.

ps2

Piotr Tomasik po ostatnim meczu twierdzi, że nie ma co rozpaczać.

Pański kolega Konstantin Vassiljev po porażce z Wisłą zwrócił uwagę na trzy rzeczy: w ostatnich tygodniach mieliście kłopot z miejscem do treningów. Trenowaliście trochę na sztucznej murawie, trochę w siłowni, po drugie – brakowało wam na finiszu świeżości, po trzecie, że… i tak jesteście zadowoleni z rundy.
– Ze wszystkim się zgadzam. Wszystkiego nie da się wygrać. Z Wisłą szło nam wyjątkowo opornie. Było nerwowo, a co za tym idzie niedokładnie, a w samej końcówce umknęła nam koncentracja i straciliśmy bramkę na 1:2.

Ale nie ma pan żałobnej miny.
– Proszę pana, nie było chyba nikogo kto na początku rozgrywek przewiedziałby, że na koniec roku będziemy liderowali. Nie ma co rozpaczać po tej porażce. Pewnie, zabolała nas, przegraliśmy na własne życzenie, bo nawet remisując mogliśmy mieć 40 punktów i leciutko odskoczyć od Lechii. Ta czterdziestka wyglądałaby bardzo ładnie. Cóż i tak rozjeżdżamy się na święta szczęśliwi.

ps3

Wyżyłem się na piłce – przyznaje Marcin Budziński w rozmówce pomeczowej.

Jaka jest tajemnica pańskich strzałów?
– Zawsze miałem dobre uderzenie, a w ostatnim okresie dopracowałem ten element. Staram się korzystać z tego w trakcie meczów – czasem wyjdzie strzał na wiwat, a czasem – takie uderzenie jak w spotkaniu z Lechem. Nasz trener bramkarzy Maciej Palczewski mówi jednak, że on by to obronił.

Widział pan, że Putnocky jest wysunięty?
– Nie. Nie patrzyłem na bramkarza. To był taki okres meczu, że było u nas mało ruchu, byłem trochę zdenerwowany. Dostałem piłkę, zobaczyłem, że znów nie ma komu zagrać, więc spróbowałem uderzyć.

Zmrożona liga, czyli nowa świecka tradycja – pisze po kolejce Antoni Bugajski.

Możemy zmieniać stadiony, ale nie zmienimy klimatu. Ligowe zmagania w drugiej połowie grudnia irytują niemal wszystkich ligowych trenerów i męczą kibiców. Kopanie piłki na kilka dni przed Gwiazdką w polskich warunkach atmosferycznych przypomina sport ekstremalny. Jest wielkim wyzwaniem dla piłkarzy i fanów, którzy w uciążliwy chłód wybierają się na stadion. Mecze ostatniej tegorocznej ligowej kolejki toczą się w minusowych temperaturach i w tym sensie przypominają odrabianie pańszczyzny. W papierach Ekstraklasy wszystko musi się zgadzać, więc bezduszny buchalter odfajkowuje jeszcze jedną serię spotkań, żeby zmieścić się w całorocznym grafiku. Wszak obecny system rozgrywek ma swoje wymogi – 37 kolejek to nie w kij dmuchał. Trzeba zaczynać niesamowicie wcześnie, a kończyć niezwykle późno. Początek i koniec piłkarskiej jesieni – z perspektywy polskiego klimatu – nijak do siebie nie przystają. Najpierw jest kopanie w piłki w otoczeniu prażącej letniej kanikuły, a teraz w aurze pod znakiem ślizgawki i bałwana. Futbol w takich warunkach przestaje być rozrywką, a zaczyna irracjonalnym obowiązkiem. Liczy się też efekt zmęczenia materiału, bo przymrozki doskwierają już od listopada, dlatego kolejka dołożona w drugiej połowie grudnia dla nikogo nie może być przyjemnością. Nawet jeśli same mecze są interesujące – ileż bardziej byłyby atrakcyjne, gdyby były rozgrywane w lepszych warunkach.

ps4

PS zajrzał do Białej Podlaskiej, gdzie wychowywani są polscy trenerzy. Obok tekst o najlepszym Zagłębiu od czasów Michniewicza.

Runda jesienna upłynęła pod znakiem narzekań kibiców, walki z popucharowym kryzysem fizycznym u piłkarzy – po odpadnięciu w kwalifikacjach Ligi Europy z SönderjyskE zespół nie wygrał żadnego z sześciu kolejnych spotkań, tymczasem matematyka nie kłamie: od czasów Czesława Michniewicza lubinianie o tej porze roku tak nie punktowali. Jesienią 2006 roku Zagłębie idące – jak się później okazało – po mistrzostwo Polski zdobyło 27 punktów na 45 możliwych (60 procent). Od tamtej pory nigdy nie udało się nawet zbliżyć do tego osiągnięcia. Teraz wynik też jest zauważalnie gorszy, ale gdyby udało się pokonać Piasta, i tak najlepszy od dekady. Skuteczność wyniosłaby bowiem 51 procent (31 punktów na 60, które były do zdobycia). Trener Piotr Stokowiec odwrócił tendencję spadkową w zespole. Lubinianie z ostatnich dwóch wyjazdów do Niecieczy i Szczecina przywieźli cztery punkty. W obu meczach nie mieli inicjatywy, starali się nie tracić dużo sił, ale porządek taktyczny zrobił swoje. Zmiany personalne (młodzieżowcy Filip Jagiełło i Adam Buksa grający od pierwszej minuty) także. Obaj należeli w tych spotkaniach do zdecydowanie wyróżniających się zawodników.

ps5

Najnowsze

Ekstraklasa

Śląsk rozgląda się za nowym bramkarzem. Media: Transfer blisko finalizacji

Piotr Rzepecki
1
Śląsk rozgląda się za nowym bramkarzem. Media: Transfer blisko finalizacji

Komentarze

0 komentarzy

Loading...