“Zapiski oficera Armii Czerwonej” Sergiusza Piaseckiego we wszystkich opisach jawią się jako satyra na człowieka sowieckiego, człowieka o mózgu tak do głębi sformatowanym, że nawet namacalne dowody fałszywości komunistycznej propagandy nie są w stanie zbić go z tropu. Chmury są u niego zawsze czarne jak myśli burżuazji, słońce jasne jak uśmiechnięte oblicze Józefa Stalina.
Polska jest biedna, bo nie ma “woszebijek” i kompletnie nie trafiają do niego tłumaczenia, że ludzie nie mają tu wszy.
Polska wyzyskuje robotników i to wcale nie znaczy, że najbiedniejszy polski robotnik żyje lepiej niż sowiecki burżuj.
Fakty są zawsze na korzyść wielkiego Stalina, a jeśli nie są – to bardzo, bardzo źle dla faktów.
Potężnym ciosem naszej żelaznej, czerwonej pięści rozgromiliśmy litewskich, faszystowskich ministrów i kapitalistów. A sam ich prezydent gdzieś uciekł. Ale od tego są nasze orły z NKWD, żeby go odnaleźć i na zawsze unieszkodliwić. Co prawda walk wielkich nie było. I – zdaje mi się – w ogóle bez tego się obeszło, bo wystarczyło ultimatum, postawione przez nasz rząd krwiożerczym pachołkom anglo-amerykańskiego kapitalizmu, i całe ich państwo rozsypało się jak stara beczka, z której spadły obręcze.
Tak: wielka i potężna jest nasza matka ROSJA i nikt nigdy nie będzie mógł jej sprzeciwić się. W taki to sposób, po trochu, wykończymy wszystkich burżujów i kapitały ich sobie pozabieramy. Pięknie!
Ja, na przykład, dlaczego nie mógłbym być znacznym kapitalistą? Czego mi do tego brakuje? Tylko dużo pieniędzy. A jak pieniądze capnę, to też potrafię co dzień jeść kiełbasę w większych ilościach, kupić jeszcze ze trzy zegarki i butów z cholewami kilka par.
Uważam że to szalenie ważna lektura, nie tylko ze względu na bagaż doświadczeń samego Piaseckiego, który opisał psychikę oficera radzieckiego na podstawie własnych doświadczeń z tymi zbrodniarzami, ale z uwagi na ponadczasową krytykę klapek na oczach. Zapewne w najgorszych snach Piasecki nie przewidział, że z tym sowieckim sformatowaniem mógłby się spotkać na dowolnej polskiej ulicy w 2016 roku, po 26 latach istnienia wolnej Polski.
Obie strony naszej okazałej barykady mają bowiem ugruntowaną opinię i zdanie na dowolny temat niezależnie od faktów czy okoliczności. Są w stanie w tym samym wywiadzie bezlitośnie rozprawiać się ze Stanisławem Piotrowiczem, jednocześnie wskazując na niejednoznaczność decyzji z lat sześćdziesiątych u Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej. Są w stanie w tym samym wywiadzie żądać bezwzględnego i bezapelacyjnego szacunku dla Lecha Wałęsy jednocześnie Andrzeja Gwiazdę czy Macierewicza właśnie wyzywając od oszołomów. Odmawiają prawa do krytyki Frasyniuka, Michnika czy Borusewicza z uwagi na ich piękne życiorysy z czasu walki z komuną, jednocześnie bezlitośnie butując internowanych i więzionych, którzy dziś znajdują się po tej drugiej stronie.
– Zero tolerancji dla wszystkich sługusów poprzedniego systemu – krzyczą jedni, jednocześnie tłumacząc swoich działaczy z przeszłością w tymże systemie “trudnym czasem”. Nie mają grama zrozumienia dla strażaków, którzy ukończyli szkołę oficerską MSW, za to tonami wyrozumiałości obsypują “swojego” komunistycznego prokuratora. – Niech Piotrowicz złoży mandat! – odpowiadają drudzy, niczego zdrożnego nie widząc w mandacie Marcina Święcickiego chociażby.
Zresztą, właśnie wczoraj, 13 grudnia, można było zobaczyć w pełnej krasie “dynamikę postrzegania sytuacji”. Kiszczak czy Jaruzelski do niedawna byli wskazywani przez pewne środowiska jako ludzie honoru. Te same środowiska wczoraj były gotowe “szukać pały” na ich tyłki. Kilkaset metrów dalej “precz z komuną” krzyczeli chroniczni antykomuniści rozdzierający szaty w obronie prokuratora z PRL-u.
Przestało już chodzić o jakiekolwiek ideały, demokrację, antykomunizm, socjalizm, liberalizm, cokolwiek. Chodzi tylko o to, czy jesteś nasz, czy ich. Jak nasz – to w pewnym okresie swego życia musiałeś stanąć przed bardzo trudnymi dylematami. Jak ich – to jesteś komuchem (opcjonalnie: pieprzonym). A to przecież wierzchołek. Feministki przekonują: nie możesz wypowiadać się o ciąży, jeśli nie jesteś kobietą. Chyba że na ich kongresie akurat jest jakiś facet popierający ich tezy, wtedy już tak. Magdalena Środa krzyczy, że żadnej kobiety nie można traktować przedmiotowo, po czym sama ciska gromy, że jej przeciwniczka polityczna jest tylko marionetką Kaczyńskiego.
Jedni i drudzy będą przekonywać, że “muzycy do śpiewania, aktorzy do grania” w przypadku krytyki ich opcji ze strony muzyka czy aktora. Jednocześnie będą pierwsi biec przed odbiornik, by posłuchać pochwał, jeśli na takie zdecyduje się muzyk czy aktor. “Niech ten Stuhr się weźmie za granie” – krzykną jedni, po czym otworzą gazetę przeczytać z wypiekami wywiad z Redbadem Klijnstrem. – Rewiński niech wraca na emeryturę! – odpowie druga strona, dalej łapczywie chłonąc wszystko, co na temat polityki ma do powiedzenia Krystyna Janda.
Znajdą tysiąc usprawiedliwień dla gaf Petru, jednocześnie dziesiąty rok grzejąc “czarne jest czarne” Jarosława Kaczyńskiego.
Znajdą sto powodów, by wybronić Misiewicza, jednocześnie cały czas krytykując nepotyzm PO.
Nie zadrży im ręka przy tropieniu manipulacji TVN-u, choć sami śledzą do granic jednostronne TVP.
Nie zawahają się wytknąć błędu Rafała Ziemkiewicza, choć jak w obrazek patrzą w zagubionego Tomasza Lisa.
Właściwie powoli trudno ich odróżniać. Zauważył to fotograf Jakub Szymczuk na wczorajszym “Clash of Titans”, spotkaniu dwóch manifestacji, KOD i PiS. Po obu stronach starsi ludzie. Po obu podobne hasła. Przez moment nawet ten sam repertuar – “precz z komuną”, a następnie hymn.
Tylko dla jednych noc była czarna jak sumienie Kaczyńskiego, a dla drugich mroczna niczym dusza Rzeplińskiego.
***
Dziesięć lat temu zapytany o swoje plany na 2016 rok pewnie powiedziałbym: piękna żona, uroczy syn, praca przy piłce nożnej.
Zastanawiam się ile osób mogło tak odpowiadać w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych. Przed grudniem 1970, przed stanem wojennym, przed wydarzeniami, które złamały ich kariery, często sumienia, w wielu przypadkach życie. O 17-letnim Emilu Barchańskim, 19-letnim Grzegorzu Przemyku, wielu innych.
Tu już od słów lepsza jest cisza.