Za chwilę kończy się długa jak lista przewinień Ruchu Chorzów runda, przed nami czas podsumowań, rankingów i wszelkiego rodzaju rozliczeń. Jeszcze tylko jedna kolejka i startujemy, ale przymiarki robimy już dziś i w tym miejscu musi pojawić się spojler – jeśli chodzi o klasyfikację najlepszych ruchów na rynku transferowym, to spore szanse na „10” mają Bruk-Bet Termalica i Pogoń Szczecin, które kilka miesięcy temu sięgnęły po byłych bocznych obrońców Steauy Bukareszt.
Guilherme i Cornel Rapa. O pierwszym pisaliśmy niedawno, że chyba jest najlepszym graczem Bruk-Betu, a szybki rzut oka na tabelę wystarcza, aby ocenić siłę tego komplementu. Rumunowi też musimy poświęcić kilka ciepłych słów, bo naprawdę regularnie pracuje na swoją markę.
O ile dla Guilherme Steaua była tylko rocznym przystankiem w karierze (ale bardzo udanym – regularna gra i trofea), o tyle Rapa w tym klubie z Bukaresztu spędził 3,5 roku. Różnicy tej nie widać aż tak mocno, gdy zestawimy ze sobą liczbę meczów ligowych (35 – Guilherme, 49 – Rapa), ale fakt, że Rapa nie zawsze cieszył się zaufaniem trenera, jeszcze o niczym nie świadczy. Już na podstawie samego CV należało stwierdzić, że do Szczecina przyjechał piłkarz. Bo 4-krotny mistrz Rumunii (3 x Steaua, 1 x Otelul), bo były reprezentant tego kraju (6 spotkań), bo gość z występami w Lidze Mistrzów i Lidze Europy…
Do Szczecina trafił późno, bo dopiero w połowie września, ale już zdążył potwierdzić postawioną przed chwilą tezę. Wybiegany, nieustępliwy, skuteczny. Jeszcze nie do końca potrafimy go rozgryźć, jeśli chodzi o grę do przodu – z jednej strony wydaje się, że to jego duży atut (w meczu z Zagłębiem zanotował pierwszą asystę w Ekstraklasie – dopiero pierwszą, bo wcześniej kilka „ukradli” mu koledzy), ale z drugiej – jego statystyki na kolana nigdy nie rzucały. Trzy gole w karierze, do tego kilkanaście asyst – trzy w najlepszym sezonie.
Na razie wygląda to naprawdę obiecująco, ale czekamy na więcej.
Rapa po meczu z Zagłębiem po raz pierwszy trafia do naszej jedenastki kozaków. Zdominowanej w tej kolejce przez graczy Legii, ale trudno się dziwić, bo indywidualności poprowadziły warszawską drużynę do wysokiej wygranej w Gliwicach. Przy czym największego kozaka tej serii gier trzeba szukać gdzie indziej. Piotr Wlazło. Na jeden wieczór zmieniliśmy nazwę na Wlazło.com, ale ciągle nie możemy wyjść z podziwu. On też ma szanse znaleźć się w kilku rankingach. Po pierwsze oczywiście „gol jesieni”, ale po drugie „największy wygrany”. W pierwszej części rundy był bowiem bardziej graczem rezerw (podobno też sieknął tam podobnego gola!) i w zasadzie mógł odejść z Wisły Płock do I ligi. Został w zasadzie tylko dlatego, że klub nie dogadał się z innym piłkarzem. Pozytywny przykład, że warto zacisnąć zęby i powalczyć.
Wśród badziewiaków – cóż za niespodzianka – bramkarz Pogoni. Już trzeci, bo wcześniej takie wyróżnienia łapali Kudła i Henger (Słowik też był blisko na początku sezonu, ale byli jeszcze słabsi). Kompromitujące występy zaliczali w tej kolejce głównie obrońcy (przede wszytskim prawi) i piłkarze, którzy obrońcami próbowali być. Podobno Peter Grajciar co noc miewa koszmary, że Mariusz Rumak chce zrobić z niego na stałe lewego defensora.
Fot. FotoPyK