Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2016, 00:35 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jest to reguła wykraczająca daleko poza sport. Ilekroć pojawi się negatywna dla kogoś informacja, pada pytanie: – Dlaczego właśnie teraz?

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Z takiego pytania wybrzmiewa wątpliwość, czy aby nie mamy do czynienia ze spiskiem. Albo nawet nie wątpliwość, a mocne przekonanie, że właśnie w jakimś zadymionym, ciemnym pomieszczeniu kilku ludzi zebrało się i ustaliło, kogo tym razem wykończą i dlaczego.

Napiszesz o Wiśle w sierpniu – dlaczego właśnie teraz?
O Legii we wrześniu – dlaczego właśnie teraz?
O Lechu w październiku – dlaczego właśnie teraz?
O Śląsku w listopadzie – dlaczego właśnie teraz?
O Ruchu w grudniu – dlaczego właśnie teraz?

Nikt nigdy nie zdołał mi jednak odpowiedzieć na najprostszą ripostę: a dlaczego nie?

Zawsze klub jest przed jakimś meczem uchodzącym za ważny, albo przed jakimś istotnym wydarzeniem, albo świeżo po ranach, które się nie zagoiły, tuż przed posiedzeniem komisji, tuż po posiedzeniu komisji, przed wyborami, po wyborach, na finiszu sezonu, przed podziałem punktów, przed terminem oddania pożyczki, przed decyzją o udzieleniu pożyczki i tak dalej. Nieważne więc, w który z 365 dni w roku się wpasujesz z publikacją, na koniec i tak usłyszysz odwieczne pytanie: dlaczego właśnie teraz?

Reklama

Zasada jest banalnie prosta: dziennikarze piszą o czymś, o czym wiedzą najszybciej jak się da – bo jak nie napiszą, to ich ktoś wyprzedzi (jak cię wiecznie ktoś wyprzedza, to pora zmienić zawód). Są jednak tacy ludzie, którzy uważają, że rozmowa między dziennikarzem a redaktorem naczelnym powinna wyglądać następująco:

– Kiedy publikujemy? – pyta naczelny.
– No nie wiem, może jakoś za miesiąc albo dwa. Teraz to sprawi przykrość zbyt wielu osobom. Albo nie daj Boże narobi im problemów.

A ci, których problemy rzeczywiście dotyczą, na przykład piłkarze wiecznie czekający na należne im pieniądze? Niech ktoś wyjaśni, który termin jest odpowiedni na ich reakcję? Tydzień po wygraniu sprawy w sądzie? Za szybko. Dwa miesiące później? Oj, można jeszcze zaczekać. Sześć miesięcy? Mógł się uzbroić w cierpliwość, przecież zaraz by dostał pieniądze. Rok? Ejże, czemu czekałeś tak długo, co? Podejrzane!

Taka jest właśnie logika internetowych spisków. Widziałem pytania kierowane do piłkarzy: trzy lata czekaliście i nagle teraz ujawniacie? Dlaczego?! Tak sobie myślę, że głupiej sprawy postawić się nie da.

Zdarzają się też spiski z wyższych sfer. Na przykład Wojciech Grzyb, facet w końcu ewidentnie niegłupi, mocno związany z Ruchem, uznał, że to zemsta Bońka za to, że Smagorowicz w wyborach poparł Wojciechowskiego. No to zaraz, zaraz, tak na zdrowy rozum – nie lepiej byłoby go wyciąć przed wyborami? Wyciągnąć tego asa z rękawa i pogrążyć konkurencję? Wtedy byłaby to pewnie walka wyborcza, teraz z kolei zemsta wyborcza. Jak się nie obrócisz – z tyłu dupa.

Dlatego lepiej, tak dla świętego spokoju, nie kłócić się o swoje (nawet jeśli ci ktoś wisi równowartość średniej klasy samochodu), nie publikować (nawet jeśli na tym polega twój zawód) i nie reagować (nawet jeśli za to ci płacą). Tylko, że na to liczą oszuści z każdej branży – na twoją bierność. A ty? Zachowujesz się przyzwoicie, jesteś tym dobrym, a nie tym złym, a jednak na koniec spadają na ciebie insynuacje.

Reklama

A dlaczego? A po co? A z jakiego powodu? Bla, bla, bla.

Drażnią mnie te głupstwa, bo tworzą parawan, za którym chowają się ci, o których mówić i pisać faktycznie trzeba. Ludzie systematycznie i z premedytacją oszukujący innych, doprowadzający do takiej, a nie innej sytuacji klub. Do sytuacji, z której nie ma już innego wyjścia, jak tylko zgasić światło. Ruch Chorzów to nie zapis w KRS, tylko ogromna społeczność ludzi o niebieskich sercach. Wierzę – a w zasadzie wiem – że klub się odrodzi, ale ważne by osoby winne wskazać palcem i z tego środowiska na dłużej (na zawsze?) wykluczyć. By – parafrazując Zbigniewa Ziobro – żaden klub już przez tych panów zabity nie został. Na przykład by nie został zabity Ruch po raz drugi.

Niektóre chorzowskie szychy trzymają się mocno. Jeśli za rok Dariusz Smagorowicz będzie dalej nadzorował prace Ekstraklasy SA (dziś jest członkiem Rady Nadzorczej), uznam to za powód do rechotu. Jeśli wiceprezesem dalej będzie Jacek Bednarz, dostanę zajadów ze śmiechu. Bo jak długo jeszcze będzie tym najmądrzejszym, mimo że sknocił robotę tak bardzo (przygotowanie wniosku licencyjnego), iż dziś Ruch stoi nad grobem? Spółka zarządzająca rozgrywkami, pracująca dla 16 klubów, powinna chyba skupiać najlepszych, a nie najgorszych ludzi, prawda? Człowiek, który chce działać na rzecz wszystkich klubów, powinien mieć niebagatelne osiągnięcia w chociaż jednym. I nie chodzi mi tu o funkcję grabarza.

Sprawa Ruchu uwidoczniła wiele problemów, a wśród nich – że trzeba zmienić przepisy. Maksymalna kara 10 ujemnych punktów nie sprawdza się w momencie, gdy w trakcie rozgrywek dochodzi do podziału punktów. Komisja Licencyjna powinna mieć narzędzia, by kogoś w białych rękawiczkach spuścić z ligi – czyli doholować do końca rozgrywek (skoro telewizja płaci za określoną liczbę spotkań, to powinna je otrzymać), ale bez szans na happy-end. Dzisiaj mamy kuriozum: wiadomo, że Ruch zatajał niewygodne dla siebie fakty, wiadomo, że nie powinien dostać licencji na ekstraklasę, wiadomo, że gra w niej kosztem innego klubu, a jednak dalej będzie miał szansę w niej pozostać. OK, szansa niewielka, ale wyłącznie ze względu na złą formę piłkarzy, a nie machlojki działaczy. Gdyby bowiem Ruch punktował np. jak Bruk-bet, to dzisiaj mógłby machnąć ręką dziesięć ujemnych punktów. Wniosek: nie poniósłby JAKICHKOLWIEK długotrwałych konsekwencji z zatajania długów i łamania podręcznika licencyjnego.

Przepisy przepisami – to kwestia na przyszłość. Tu i teraz Ruch chyba kończy swój żywot w obecnym kształcie. Myślę, że to dobra informacja dla Chorzowa. Klub zmierzał donikąd, każdą sumę był w stanie przepalić w hutniczym piecu i nijak nie dało się dostrzec pozytywnej perspektywy. Trafił w zabójczy uścisk dobrodziejów, z którego w żaden sposób nie mógł się wyplątać. Tak bardzo go pożądali, tak bardzo ściskali, że za chwilę by z tej chorej miłości (?) udusili.

Na szczęście dobrodzieje tak przyzwyczaili się do kiwania, że nawet nie zauważyli momentu, gdy sami zakiwali się na śmierć.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...