Reklama

Cracovia gra, Legia wygrywa – Radović znów robi różnicę

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 listopada 2016, 21:07 • 3 min czytania 0 komentarzy

W kontekście meczu Legii z Cracovią dość zasadne było pytanie, jak na Wojskowych wpłynie fantastyczne spotkanie z Realem w Lidze Mistrzów. Złapią wiatr w żagle czy może popadną w samozadowolenie? Czy to był już ten długo wyczekiwany moment przełomowy czy może mimo wszystko tylko jednorazowy wyskok? Choć po tym, co mieliśmy okazję dziś zobaczyć, wciąż nie do końca znamy odpowiedzi na powyższe kwestie, to jednak na pewno nie żałujemy tego, w jaki sposób spędziliśmy niedzielny wieczór.

Cracovia gra, Legia wygrywa – Radović znów robi różnicę

Ku ogólnemu zaskoczeniu, choć Cracovia nie okazała się Realem Madryt, a Legia nie była Legią z meczu z Realem Madryt, nie przeszkodziło to w tym, by oba zespoły stworzyły koniec końców naprawdę bardzo fajne, toczone w żywym tempie widowisko. Powiedzielibyśmy nawet, że prawdopodobnie jedno z lepszych w tym sezonie Ekstraklasy. Jeśli po potyczce w Kielcach porównywaliśmy Jacka Magierę do reżysera kina akcji, to po tym, co działo się w środę przy Łazienkowskiej pozostaje jedynie to zdanie podtrzymać.

Oglądając starcie Legii z Cracovią, po raz kolejny poczuliśmy się bowiem, jak podczas seansu dobrego filmu sensacyjnego. Takiego, w którym nie zabrakło ani efektów specjalnych, ani nagłych zwrotów akcji. Tu kiwnąć, tam klepnąć, jeszcze kiedy indziej poszukać jakiegoś niekonwencjonalnego zagrania… Niech za najlepszy dowód poziomu spotkania posłuży statystyka podań – oba zespoły zanotowały po blisko 500 podań, zachowując przy tym 85-procentową celność. Biorąc pod uwagę fakt, że żadnej z drużyn nawet przez moment nie przeszła przez myśl gra na alibi, jest to wynik – jak na nasze standardy – imponujący.

Do tego sporo strzałów, walki i trudne do przewidzenia zakończenie. Najpierw miażdżąca przewaga Legii i przestraszona Cracovia, następnie zaś coraz śmielej atakujące i dochodzące do głosu Pasy (dwie naprawdę niezłe okazje Piątka), które jednak tuż przed przerwą dość niespodziewanie ukłuł Nikolić. Przy bramce Węgra przede wszystkim należy pochwalić za fantastyczne kluczowe podanie Radovica, a także Bereszyńskiego, który w momencie dogrania zamiast bić na pałę, podniósł głowę i popatrzył. To był jeden z tych meczów Ekstraklasy, w przypadku których nie podjęlibyśmy się wytypowania ostatecznego wyniku nie z obawy o to, że ktoś za chwilę może popełnić kompromitujący błąd, lecz dlatego, że zarówno jednym, jak i drugim zależało na grze w piłkę.

Nawet jeśli po przerwie tempo nieco siadło, wciąż trudno było wyzbyć się wrażenia, że to jeszcze nie koniec mocnych przeżyć. I rzeczywiście – choć skończyło się 2:0 dla Legii, równie dobrze mogło skończyć się na remisie lub zwycięstwie Cracovii. Pasy mocno naciskały, miały znaczną przewagę, zdawały się być coraz bliżej wyrównującej bramki, jednak wpaść nie chciało. Najbliżej był Sebastian Steblecki, który sieknął zza pola karnego w słupek. Trzeba jednak oddać, że i gospodarze potrafili niezwykle groźnie kontrować, jak wtedy, gdy Odjidja-Ofoe w świetnej sytuacji sieknął prosto w bramkarza, a jakiś czas później to samo, tyle że po strzale głową, zrobił Kucharczyk. Mimo to należy nadmienić, że spotkanie być może potoczyłoby się inaczej, gdyby sędzia Złotek wychwycił faul w polu karnym Rzeźniczaka na Piątku. Sprawę ostatecznie zakończył Miroslav Radović, który tuż przed końcowym gwizdkiem wrzucił na karuzelę Brzyskiego i uderzył od słupka.

Reklama

“Nie możemy odfrunąć po tym meczu. Było kilka chwil radości, ale teraz najważniejsze jest dla nas to, co wydarzy się w weekend, czyli mecz z Cracovią. Poprzeczkę zawiesiliśmy sobie wysoko, teraz musimy to tempo, jakość gry przenieść z Champions League na ligę polską”, mówił w niedawnym wywiadzie dla nas o środowym meczu z Realem Madryt Jacek Magiera. Choć Legia wspomnianą przez szkoleniowca Wojskowych poprzeczkę tego wieczoru co najwyżej delikatnie musnęła i musiała się naprawdę sporo się namęczyć, by zdobyć trzy punkty, to jednak wydaje się, że wizja lepszego jutra jest mimo wszystko coraz bardziej realna. Jakkolwiek spojrzeć, Legia ostatecznie pierwszą rundę kończy na piątym miejscu w tabeli.

A Cracovia? Cóż, ograniczymy się do stwierdzenia, że to na pewno nie była gra odpowiadająca 11. pozycji w tabeli.

Dz10Rmq

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...