Reklama

Bananowa Hiszpania: Barcelona kontra Tebas – wojna pod znakiem absurdu

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

31 października 2016, 18:44 • 5 min czytania 0 komentarzy

Tragikomedia w trzech aktach podlana hektolitrem absurdu. Takim mianem śmiało możemy określić cyrk, w którym rolę naczelnych klaunów odegrały w minionym tygodniu Barcelona do spółki z prezesem LFP, Javierem Tebasem. Z każdym kolejnym dniem coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że jeśli w Hiszpanii da się uniknąć jakiejś afery, można obrać za pewnik, iż za chwilę trąbić będą o niej na każdym kroku, a sprawa zostanie rozdmuchana do niebotycznych rozmiarów i nabierze wagi państwowej. 

Bananowa Hiszpania: Barcelona kontra Tebas – wojna pod znakiem absurdu

Gdy w zeszłym tygodniu w spotkaniu Valencii z Barceloną światowej klasy, niewynalezioną jak dotąd sędziowską kompromitację zaliczył Undiano Mallenco, zapewne niewielu przypuszczało, że cokolwiek związanego z tym meczem będzie w stanie wzbudzić jeszcze większe emocje. Po raz kolejny jednak okazało się, że niemożliwe nie istnieje. Sytuacja, która powinna co najwyżej śrubować liczbę wyświetleń na Youtubie, stała się bowiem iskrą stanowiącą zalążek kompletnie irracjonalnego pożaru.

W ostatniej sekundzie wspomnianej potyczki na Mestalla sędzia podejmuje jedną z niewielu słusznych w tamtym spotkaniu decyzji i dyktuje karnego dla Barcelony zamienionego przez Messiego na bramkę. Gdy podopieczni Luisa Enrique cieszyli się z gola, z trybun w ich stronę rzucona została butelka, która raziła piłkarzy “Blaugrany” niczym koktajl Mołotowa/granat rozpryskowy. Poniżej możecie zresztą sami zobaczyć, jak groteskowa była ich reakcja na zadany plastikową butelką, siejący ogólne spustoszenie cios:

To wyglądało jak gra w kręgle. Nie wiem, być może zawodnicy Barcelony poczuli na skórze wodę z rzuconej butelki. Wszyscy widzieli, jak to wyglądało. Mecze oglądają miliony dzieci. Gdyby moje zobaczyły mnie w podobnej sytuacji, wstydziłbym się potem spojrzeć im w oczy. Tego typu zachowania powinny podlegać karze”, skomentował po meczu całe zajście prezes LFP, Jabier Tebas, który – co ważne – nigdy nie krył się ze swoją sympatią względem Realu Madryt, a w przeszłości już niejednokrotnie był przez kibiców Barcelony posądzany o nieskrępowane niczym sprzyjanie Królewskim. Jak nietrudno się domyślić, jego wypowiedzi rozpoczęły kolejną telenowelę w najlepszym hiszpańskim wydaniu.

Reklama

Na Camp Nou doszli bowiem do wniosku, że mają już dosyć wszelkiej maści pomówień oraz niesprawiedliwego traktowania, a słowa Tebasa odebrane zostały jako otwarty atak na dobre imię klubu. W Barcelonie postanowili więc wypowiedzieć władzom ligi wojnę i podjęli radykalne środki – zaapelowali do Trybunału Administracyjnego do spraw Sportu o interwencję. Koniec. Se acabó. Plują nam na łeb, więc nie będziemy dłużej udawać, że pada deszcz.

O powadze sytuacji najlepiej świadczy komunikat, który Barcelona umieściła w czwartek na swojej oficjalnej stronie internetowej:

FC Barcelona domaga się wszczęcia przez Trybunał Administracyjny do spraw Sportu postępowania dyscyplinarnego przeciwko prezesowi LFB, Javierowi Tebasowi, i członkom Komitetu Rozgywek w sprawie niedopuszczalnych komentarzy i ocen zachowania piłkarzy Barcelony, którzy w minioną sobotę zostali zaatakowani przez kibiców na Mestalla. Publicznie potępiamy zachowanie Javiera Tebasa, który w naszych oczach całkowicie stracił zaufanie”.

Co tu dużo gadać – po prostu kabaret. Taki, w którym pozostaje jedynie zastanawiać się, kto tak naprawdę wychodzi na większego idiotę. Z jednej strony mamy bowiem Javiera Tebasa, który ma oczywistą rację, jednak jako prezes LFP – kojarzony na dodatek z Realem Madryt – w tego typu sytuacjach powinien trzymać gębę na kłódkę albo przynajmniej wypowiadać się z nieco większą dozą dyplomacji, z drugiej zaś Barcelonę, której piłkarze najpierw robią z siebie pośmiewisko na oczach całego świata, a potem lamentują o bezzasadne i budzące głęboki niesmak oskarżenia. Istny cyrk na kółkach.

Jeden powie, że Barcelona doigrała się za swoje pajacowanie, drugi – że mamy do czynienia z otwartym okazywaniem stronniczości, a samo zachowanie piłkarzy Barcelony na Mestalla jest w tym momencie najmniej nieistotne. Ktoś rzuci, że “Blaugrana” w żałosny sposób szukała jedynie tanich wymówek, by w końcu móc wypowiedzieć otwartą wojnę gościowi, którego szczerze nie znosi i wcielić się w ukochaną przez siebie rolę wiecznie pokrzywdzonego, ktoś inny z kolei skontruje, że była to wyłącznie kropla przelewająca czarę goryczy w przypadku frustrata, który w tak poważnej organizacji nie powinien pełnić nawet roli sprzątacza i którego tydzień w tydzień na stadionach w 12. minucie żegnają białymi chustkami. Na dwoje babka wróżyła.

Jest to jedna z tych dyskusji, w których jakkolwiek byś się starał, drugiej osoby i tak nie przekonasz. Wymiana kolejnych argumentów może doprowadzić jedynie do bijatyki rodem spod remizy. Trudno jednak nie zgodzić się z tym, że zarówno w przypadku jednych, jak i drugich kluczowym czynnikiem była najzwyczajniej w świecie ludzka głupota. Mądrzejszy głupiemu powinien ustąpić. Tu nie ustąpiła żadna ze stron.

Reklama

Choć cała sprawa wydaje się naprawdę śmieszna, to jednak jej konsekwencje mogą być wyjątkowo poważne. Mówimy przecież o – niezależnie od powodów – otwartym konflikcie jednego z czołowych klubów w kraju przeciwko władzom rozgrywek. Do tej pory jeszcze nikt – przynajmniej nie w oficjalny sposób – nie przeprowadził aż tak frontalnego ataku. Wyobrażacie sobie sytuację, w której na podobny krok zdecydowałaby się Legia czy Lech? No właśnie. Niech to w najlepszy osób zobrazuje, z jakim bałaganem mamy do czynienia. Bałaganem wywołanym przecież przez totalną błahostkę.

A trzeba przecież mieć na uwadze fakt, że mówimy o lidze, w której co chwilę wybuchają kolejne sędziowskie skandale, w której każdy na każdego patrzy spode łba, a wszystkie kluby za rogiem wypatrują mających na celu zrobienie im jak najbardziej pod górę spisków i wymyślnych forteli. Nikt nikomu nie ufa, a jeśli już ktoś coś osiągnie, to nie dzięki własnym zasługom, lecz dzięki faworyzowaniu przez grupę trzymającą władzę.

No nic, teraz tylko czekać, aż Real lub Barcelona dostaną jakiegoś niesłusznie podyktowanego karnego. Cała spirala nienawiści dopiero zacznie się rozkręcać. I, szczerze mówiąc, bardzo dobrze. Te wszystkie wzajemne pomówienia i skandale dodadzą chociaż odrobiny pikanterii temu nudnemu jak dotąd pod względem piłkarskim sezonowi.

Janusz Banasiński

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...