Reklama

Czy Jose Mourinho jeszcze ogarnia? Kolejne derby Manchesteru

redakcja

Autor:redakcja

26 października 2016, 14:56 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jeśli spojrzeć na historię ostatnich kilkunastu lat w futbolu z najwyższej półki – trudno nie dostrzec roli świeżości. To nie przypadek, że nieosiągalnym wyczynem od dekad pozostaje sięgnięcie po to najważniejsze trofeum europejskiego futbolu, puchar za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, dwa razy z rzędu. Gdy decydują szczegóły i niuanse, gdy mistrzów od arcymistrzów dzieli indywidualny rajd, psychiczna kondycja rezerwowego wprowadzonego w dwudziestej minucie dogrywki – świeżość staje się czynnikiem nie do przecenienia. 

Czy Jose Mourinho jeszcze ogarnia? Kolejne derby Manchesteru

Pisaliśmy o tym, gdy zadyszki łapały Barcelona, Real czy reprezentacja Hiszpanii, wszystkie przecież na papierze tak mocne, że bez trudu powinny dominować każde kolejne rozgrywki. Pisaliśmy, gdy na Euro faworyci męczyli się już w fazie grupowej. Gdy Atletico rozdzielało dwóch wielkich rywali. Gdy w Anglii doszło do przesilenia i mistrzostwa kopciuszka z Leicester. Nie jest jakimś odkrywaniem Ameryki stwierdzenie, że prawdziwie wygłodzeni – jak choćby Real przed dziesiątym triumfem na kontynencie – na starcie mają do dyspozycji mikroskopijną, ale jednak przewagę. Przewagę, która może mieć decydujące znaczenie w bitwach prowadzonych na styku, z udziałem potężnych armii po obu stronach boiska.

To samo dotyczy trenerów. Nie jest przypadkiem, że szalenie ciężko jest znaleźć mistrzów osiągających taśmowo sukcesy z tym samym zespołem przez wiele lat. Właściwie poza Sir Alexem Fergusonem trudno wskazać jeszcze choć jednego z takim CV. Nie jest również przypadkiem, że co kilka lat na rynku rozbłyskają gwiazdy “młodych zdolnych”, którzy szturmem zdobywają świat. Przecież właśnie taki był Jose Mourinho. Człowiek, który wprowadził małą rewolucję, który jako pierwszy sławą i popularnością przyćmiewał własnych zawodników, człowiek, który zdjął z nich presję, stał się ich zderzakiem, jednocześnie tym sposobem bycia zdobywając ich serca.

To było pasmo sukcesów, zresztą często osiąganych w identyczny sposób. Mocne wejście, odważne decyzje, jeszcze bardziej odważne wypowiedzi dla mediów, budowanie syndromu oblężonej twierdzy (słynny spisek sędziów), jednoczenie swojego obozu przeciw oczywistym i mniej oczywistym wrogom czyhającym na każdym rogu. Potem wielkie osiągnięcia, chwała, blask i… koniec. Zmiana szyldu, zmiana ekipy. Na miejscu dawnej roboty – grupa rozkochanych w nim gwiazd, które nie potrafiły sobie poradzić bez charyzmatycznego wodza. W nowym – tląca się miłość do dynamicznego lidera.

JOSE MOURINHO POKONUJE PEPA GUARDIOLĘ? KURS W BETSSON – 2,50!

Reklama

Szablon zadziałał kilka razy. To w tym okresie Mourinho mógł sobie pozwalać na wypowiedzi dotyczące “specjalisty od porażek z Londynu”, Arsene’a Wengera. Ale przecież to Wenger poprowadził Arsenal do mistrzostwa bez porażki, do wydarzenia w Anglii praktycznie bezprecedensowego. Było to jednak w okresie, gdy świeży był nie butny styl Mourinho, ale Wenger i wengerowska filozofia budowania klubu.

Pytanie brzmi więc: czy Mourinho i jego patenty wciąż są świeże?

Futbol w kilku ostatnich latach bardzo poważnie się zmienił, co widać nawet na tak banalnym przykładzie jak rola skrzydłowych w najważniejszych drużynach kontynentu. Jak rola posiadania piłki, które Barcelona Guardioli sprowadziła niemal do statusu kultu. Głęboko w pamięci kibiców zapadły wypowiedzi Katalończyków po porażkach, kiedy pocieszali się prowadzeniem gry. Ich styl próbowano naśladować w wielu miejscach, dopóki nie okazało się, że – jak każdy styl – tak i na ten da się znaleźć receptę. Swoją drogą – receptę którą wypisywali wspólnie doktor Mourinho i farmaceuta Simeone, powstrzymując Barcelonę na jej podwórku. Najlepsi musieli zmienić styl, często wykorzystując choćby sposób wyprowadzania kontrataków znany z Realu prowadzonego przez Mourinho. Doszli do tego ludzie, którzy samymi nazwiskami wprowadzali nową energię do swoich szatni, potem szybko udowadniając wartość – i mamy tu na myśli gigantów z La Liga.

0:0 do przerwy w pucharowych derbach Manchesteru? Kurs 2,40 w Betsson!

Ale i skupiając się wyłącznie na grze trzeba pamiętać, że nawet Barcelona, choć już nie pod wodzą Guardioli, musiała przestać brzydzić się dośrodkowaniami. Nawet reprezentacja Hiszpanii musiała zacząć próbować grać z klasycznym napastnikiem. Świeży stał się heavy metal Kloppa, czy morderstwo futbolu na modłę argentyńską, z zimnym killerem “Cholo” Simeone. Pep ratował się szukaniem nowych bodźców w nowych klubach, przerzucaniem piłkarzy z pozycji na pozycję i rozwijaniem swojej filozofii z Katalonii. Został na powierzchni, choć też bez wygrania Ligi Mistrzów, bez udekorowania swojego pobytu w Monachium tym, czego oczekiwała Bawaria po jego zatrudnieniu.

Co zrobił w tym czasie Mourinho?

Reklama

Już w schyłkowym okresie jego panowania w Madrycie i – przede wszystkim – przy powtórnej pracy dla Chelsea było widać, że jego rozwiązania zaczynają być przewidywalne. Że jego czar i magia, osobista siła, która imponowała podopiecznym – to już trochę za mało, by utrzymać szyk. By uniknąć “szukania kretów w szatni”, by uniknąć zrzucania winy na masażystów.

W Manchesterze problemy wręcz eksplodowały, wylało się wszystko jednocześnie. Paul Pogba miał już więcej fryzur niż udanych zagrań, Rooney wreszcie musiał usiąść na ławce, drużynę raz po raz musi ratować Rashford, produkt akademii, którą Mourinho raczej lekceważył. – Przychodzę robić wyniki, a nie wychowywać – zapowiadał na wstępie, po czym okazało się, że od milionowych transferów bardziej wartościowy jest dzieciak urodzony i wychowany w mieście.

Co gorsza – przestała działać chemia. Dziś Mourinho zdaje się chętniej zrzucać winę na swoich zawodników, krytykuje ich, czasem wprost narzeka. Nie ma za sobą bandy oddanych wojowników, którzy skoczyliby za nim w diabelski ogień, choć przecież to ponoć Red Devils. Nie ma błysku, nie ma walki, nie ma… świeżości.

A w lidze, w której pressing na całym boisku gra Klopp, tiki-takę próbuje wprowadzać Guardiola, rozkwita Conte a są jeszcze wyjadacze jak Wenger – to jak podpisanie na siebie wyroku.

Dziś znów Jose Mourinho spróbuje rozpalić płomień pod tym nieco wychłodzonym kotłem. Siódme miejsce w tabeli i sześć punktów straty do lidera to jeszcze nie jest powód do załamywania rąk a dzisiejsze przełamanie w derbowym meczu pucharowym mogłoby stanowić przeciwwagę dla ligowej porażki z Guardiolą i kompromitującego 0:4 w ostatni weekend. “The Special One” może utonąć w marazmie i wkrótce stać się kolejnym Capello, van Gaalem czy Benitezem, albo odnaleźć to, co prowadziło go do największych sukcesów w karierze.

To, czego na razie w Manchesterze jeszcze nie pokazał.

POSTAW NA ZWYCIĘSTWO CITY STÓWKĘ I WYGRAJ 280 ZŁ! SPRAWDŹ KURSY W BETSSON!

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...