Kiedy jest się w środku kryzysu formy, szoruje się o dno w krajowych rozgrywkach (13. miejsce w lidze, odpadnięcie z PP), na stanowisku trenera ledwo co nastąpiła zmiana, najważniejszy gracz jest kontuzjowany, a spore tarcia występują na trybunach (co surowo karze UEFA) oraz pomiędzy właścicielami – delikatnie mówiąc nie jest to sytuacja komfortowa. Jeżeli w takich okolicznościach rusza się na mecz na Santiago Bernabeu, to nie bez kozery wszyscy wokół spodziewają się prawdziwej rzezi. Właśnie w takich warunkach decydującą rolę zaczyna odgrywać szczęście – jeżeli i jego brakuje, robi się naprawdę nieciekawie.
I teraz pytanie do wszystkich zgromadzonych – czy Legia miała w meczu z Realem szczęście? Przytoczmy cztery sytuacje:
– Odjidja-Ofoe trafia w słupek.
– Jodłowiec strzela samobója.
– Arbiter nie zauważa spalonego przy trzecim golu Realu.
– Arbiter nie dyktuje ewidentnej jedenastki za faul na Guilherme.
Dwa pierwsze punkty można oczywiście podciągnąć także pod brak umiejętności, po przecież Vadis mógł lepiej uderzyć, a Jodłowiec lepiej się ustawić. Prawda jest jednak taka, że gdyby obaj mieli odrobinę więcej piłkarskiego szczęścia, ich sytuacje miałyby znacznie bardziej pozytywny finał. Ostatnie dwa punkty również można podciągnąć pod brak umiejętności, ale już prowadzącego mecz zespołu sędziowskiego. Rozumiemy chociażby, że nie co dzień gwiżdże się przeciw Realowi dwa karne na Bernabeu, ale od tak uznanego arbitra, jakim jest Ruddy Buquet, trzeba oczekiwać jednak wyższego poziomu. Przeanalizujmy pomyłki sędziowskie:
1) Pozycja spalona Danilo jest ewidentna:
Ekspert Marki, Andújar Oliver: gol dla Realu na 3:1 nie powinien zostać uznany. Danilo był na spalonym. pic.twitter.com/C19z8iGa0K
— Jakub Kręcidło (@J_Krecidlo) 18 października 2016
2) Faul na Guilherme również ewidenty – spójrzcie jak Asensio wycina legionistę prawą nogą:
Nie zrozumcie nas jednak źle, brak szczęścia Legii zarówno przy własnych stykowych sytuacjach, jak i przy decyzjach arbitrów niczego by tu nie zmienił. Nawet gdyby Vadis strzelił gola, Jodłowiec wybił piłkę na rzut rożny, arbiter nie uznał gola Asensio, a później gwizdnął karnego za faul na Guilherme, Real po prostu wrzuciłby wyższy bieg i strzelił swoje gole w innych sytuacjach. Jeśli jednak ciągle zastanawiacie się, jakim cudem w wyniku 1:5 można doszukiwać się pewnych pozytywów, to jedną z odpowiedzi może być właśnie wspomniany brak szczęścia. Przy ciut większym uśmiechu fortuny końcowy rezultat już tak bardzo nie kłułby w oczy.