Lubimy, gdy w Ekstraklasie pojawiają się nowe, świeże twarze. A jeszcze bardziej lubimy, gdy swoją szansę wynikającą z wygranej rywalizacji, nowi zawodnicy wykorzystują, podnosząc tym samym poziom swojej drużyny. Ten sezon jak na razie raczej nie obfituje w wysyp tego typu zawodników, łatwiej wskazać nam tych, którzy zawodzą. Wśród nich musimy umieścić syna Piotra Lecha, Kamila, który delikatnie rzecz ujmując nie pomaga Ruchowi Chorzów.
Naczekał się chłopak, przy pierwszym zespole kręcił się od 2012 roku, jednak pozycja między słupkami pierwszej drużyny cały czas była zarezerwowana dla kogoś innego. Ostatnio dla Matusa Putnocky’ego, a wcześniej m.in. za sprawą Krzysztofa Kamińskiego, Michała Buchalika czy Michala Peskovicia. Ciągle pozostawał niezweryfikowany. Po odejściu Słowaka do Lecha Poznań trzeba było jeszcze wygrać rywalizację z Jakubem Miszczukiem, którego raczej nikt nie traktuje poważnie, a także Wojciechem Skabą, który mocno przyzwyczaił się do roli rezerwowego. Między słupki Lech wskoczył już po trzech meczach, przygodę z Ekstraklasą zaczął od strzelenia gola Merebaszwilim.
Ale im dalej w las, im mniejsze nerwy, tym miało być lepiej. No niestety, nie jest. Lech ciągle jest tak elektryczny, że w razie awarii można podłączyć do niego stadionowe reflektory. Nie pomaga drużynie, a Ruch jest w takiej sytuacji, że zdecydowanie by się to przydało. Po spotkaniu z Piastem, w którym Lech powinien w kilku sytuacjach zachować się lepiej, a przede wszystkim obronić strzał Mokwy, bramkarz Ruchu po raz trzeci ląduje w naszej jedenastce badziewiaków.
Czyli można uznać, że jest najsłabszym spośród grających bramkarzy. Fani “Niebieskich” muszą z niecierpliwością czekać na Libora Hrdlickę.
W ekipie kozaków niewiele dylematów. W bramce nieźle wypadli też Polacek i Jałocha, w obronie zabrakło nam miejsca m.in. dla Janickiego czy Pietrowskiego, a w pomocy dla Mączyńskiego, Covilo i Wolskiego. Jednak nie mamy poczucia, byśmy kogokolwiek tym wyborem skrzywdzili – goście, którzy do jedenastki się dostali byli jednak minimalnie lepsi. Na uwagę zasługuje na pewno czwarta nominacja dla Putiwcewa, gość potwierdza, że powołanie do reprezentacji Ukrainy nie było wzięte z sufitu.
fot. FotoPyK