Niektórzy mówią o nim „Ginger prince“. Rudy książę, inni – po prostu – „Scholesy“. Gdy przekładał piłkę na prawą nogę, jakieś 20-25 metrów przed bramką przeciwnika, większość bramkarzy miała pełne gacie. Przypominamy geniusza futbolu, Paula Scholesa.
Mamy rok 2006. W czerwonej części Manchesteru, nadal panują czasy Fergusona. Zawodnicy tacy jak Ryan Giggs, Cristiano Ronaldo czy Edvin Van Der Sar stanowią o sile United. Do Birmingham, na mecz z Aston Villą jedzie zabójczo mocny skład „Czerwonych Diabłów“. Jednak pierwsza część gry niespodziewanie była dość wyrównana. Dopiero w 58. minucie bramkę zdobył 21-letni wtedy Ronaldo. Następnie stało się dokładnie to, czego bramkarz „The Villans“, legendarny Gabor Kiraly obawiał się najbardziej. Dośrodkowanie Ryana Giggsa z rzutu rożnego, piłka trafiła na 20. metr od bramki, a tam czekał już Paul Scholes. Dalsza część scenariusza jest wam już pewnie doskonale znana. Wolej, poprzeczka, gol.
20 lat, 107 bramek, wszystkie dla United. Niesamowity zawodnik i, choć nie tak medialny jak jego koledzy – Cantona, Beckham czy Ronaldo, to jednak prawdziwa legenda Manchesteru United. Piłkarz, o którym wielu byłych partnerów z drużyny mówi zgodnie jako o najlepszym, z jakim kiedykolwiek grali.