Reklama

Nie ma dywanu, pod który można by zamieść taki syf

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

28 września 2016, 13:18 • 3 min czytania 0 komentarzy

Niepokonany na boisku, znokautowany na łamach prasy – napisalibyśmy, że właśnie tak Anglicy będą wspominać Sama Allardyce’a jako selekcjonera, ale umówmy się, o pierwszej części tego stwierdzenia nietrudno będzie zapomnieć. No bo kto będzie chciał wracać pamięcią do jednego, wygranego w bólach po golu w doliczonym czasie gry meczu ze Słowacją? No właśnie. A późniejsze wydarzenia z pewnością wspominane będą długimi latami, bo trzeba być prawdziwym sztukmistrzem, by tak spektakularnie wykopać sobie spod tyłka wymarzony stołek. 

Nie ma dywanu, pod który można by zamieść taki syf

Choć sprawa jest świeża, przypomnijmy: śledztwo przeprowadzone przez Daily Telegraph w sprawie machlojek w angielskim futbolu doprowadziło dziennikarzy do „Big Sama”. Trenera Sunderlandu, a później świeżo upieczonego selekcjonera udało się skompromitować w ramach prowokacji. Myślał, że udziela porad z zakresu omijania zakazanego Third Party Ownership poważnym azjatyckim biznesmenom, a tak naprawdę wbijał gwóźdź do swojej trumny, gdyż za wszystkim stali dziennikarze. Dowody nie pozostawiały złudzeń co do tego, że dla Allardyce’a nie jest to pierwszyzna. Sam rzucił przykładem sprowadzanego do West Hamu Ennera Valencii, po czym rozpoczął negocjacje swojej pensji. Okazało, że taka usługa to koszt 400 tysięcy funtów rocznie. Przy okazji oberwało również najbliższe otoczenie trenera – od federacji, przez poprzednika, aż po piłkarzy.

Postawmy sprawę jasno – kompromitacja na wielu polach. Kim dziś jest Sam Allardyce?

a) gościem, który ma sporo brudów za paznokciami, oczywiście jednym z wielu,
b) naiwniakiem, bo to właśnie on, mając bardzo dużo do stracenia, dał się w bardzo prosty sposób złapać,
c) niezwykle pazernym człowiekiem, bo przy bardzo sympatycznej pensji na poziomie trzech milionów funtów (i zarabianiu niezłych pieniędzy przez lata w klubach) połasił się na marne z jego perspektywy kilkaset tysięcy,
d) facetem, który potrafi obrobić dupę każdemu, nawet w dość świeżo poznanym towarzystwie,
e) wszystkie z powyższych odpowiedzi są poprawne.

Trzeba zakreślić ostatnią z opcji, a to automatycznie popycha nas w kierunku kolejnej odpowiedzi. Nie, to nie mogło rozejść się po kościach. Po prostu nie ma takiego dywanu, pod który można by zamieść tyle syfu.

Reklama

Siedziba FA była wczoraj najgorętszym miejscem na piłkarskiej mapie świata. To tam wyjaśnienia składał Allardyce, tam ważyły się jego losy. Zakończenie dość przewidywalne – dymisja. Oficjalne stanowiska obu stron rzecz jasna są zgodne, na ich podstawie można powiedzieć, że „Big Sam” miał świadomość, że w zasadzie pozostało mu tylko ratowanie resztek honoru. – To był zaszczyt prowadzić drużynę od lipca i bardzo żałuję, że tak to się skończyło. Z nagranych rozmów jasno wynika, że jakiekolwiek proponowane rozwiązania wymagały pełnej zgody FA, ale zdaję sobie sprawę, że niektóre moje komentarze spowodowały zażenowanie. Żałuję też moich komentarzy odnośnie innych osób – tak z angielską kadrą pożegnał się jej selekcjoner.

W związku z tym, że Daily Telegraph zapowiedział dalszy ciąg sprawy, żadnego sensu nie miało mówienie o „jednej czarnej owcy”, potrzebna była natychmiastowa i zdecydowana reakcja. Okoliczności nie sprzyjały, na horyzoncie są już kolejne mecze eliminacyjne do mundialu, ale zeszło to na dalszy plan. Najbliższa przyszłość reprezentacji? Według informacji Sky Sports o ogarnięcie bałaganu na razie poproszono Garetha Southgate’a, pracującego z młodzieżówką. Żadna niespodzianka, bo już w momencie, w którym z kadry odchodził Roy Hodgson, to właśnie 46-letni Anglik był faworytem bukmacherów w wyścigu o stołek. Zdaniem BBC nie był wtedy zainteresowany tą posadą, ale wiadomo – dziś okoliczności są dość szczególne.

Najnowsze

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...