Już zdążyliśmy się przyzwyczaić, że co weekend z czołowych europejskich lig napływają dobre wiadomości na temat naszych piłkarzy. Jeżeli – tak jak na przestrzeni ostatniego tygodnia – Lewandowski i Milik akurat nie strzelą bramki, pozytywy płyną z zupełnie innego miejsca. Sobotni wieczór w Ligue 1 był na przykład swoistym podsumowaniem bardzo dobrych debiutów, jakie w tamtejszej lidze zaliczyli nasi reprezentacyjni środkowi obrońcy.
Zacznijmy od Igora Lewczuka, którego – mimo nieobecności na Euro 2016 – chyba można już określać mianem jednego z ludzi Adama Nawałki. Defensor właśnie podczas ostatniego zgrupowania reprezentacji dopinał swój transfer do Bordeaux. Od tego czasu upłynęły niecałe cztery tygodnie, w trakcie których Igor przebojem wdarł się do pierwszego składu i zbiera bardzo dobre oceny. Wczoraj wraz z partnerami z defensywy zaliczył drugi z rzędu mecz na zero z tyłu, a wedle wielu obserwatorów był najlepszym piłkarzem na boisku.
Za Lewczukiem przemawiają przede wszystkim liczby. Jakkolwiek spojrzeć, w ostatnich tygodniach zaliczył w barwach Bordeaux 270 minut, więc już zgrał we Francji więcej, niż od początku sezonu Bartosz Salamon we Włoszech. A przypomnijmy, że to właśnie zawodnik Cagliari rozpoczął eliminacje do mundialu w podstawowym składzie reprezentacji Polski. Co więcej, wiele wskazuje, że Lewczuk – o ile ominą go kłopoty zdrowotne – dalej będzie pierwszym wyborem w Bordeaux. Dość napisać, że bez niego w składzie drużyna straciła siedem goli w czterech spotkaniach, a z nim tylko jednego w trzech meczach. Różnica jest więc kolosalna.
Jak podkreśla sam piłkarz, brakuje mu jeszcze zrozumienia ze swoim partnerem ze środka obrony, Nicolasem Palloisem, ale z meczu na mecz współpraca wygląda coraz lepiej. Lewczuk wyróżniał się w każdym z dotychczasowych trzech spotkań i jest chwalony przede wszystkim za to, z czego dał się poznać także w Ekstraklasie – siłę, szybkość i agresję. Zmiana otoczenia podziałała na niego o tyle dobrze, że jak dotąd udało mu się uniknąć prostych błędów, które od zawsze pozostawały jego największą bolączką. A bez nich Igor naprawdę wygląda bardzo obiecująco. Na kibicach Bordeaux zrobił wrażenie zanim jeszcze pojawił się boisku, bo już podczas samej prezentacji wyglądał jak prawdziwy gladiator:
Igor #Lewczuk avec le maillot home. Costaud Igor… 😂💪👊#MercatoFCGB pic.twitter.com/TMe9rtZvDq
— FCGirondins Bordeaux (@girondins) 6 września 2016
***
Tak jak dobry debiut Lewczuka może być postrzegany jako pewne zaskoczenie, tak świetna postawa Glika w Monaco raczej dziwić nikogo nie powinna. Polak momentalnie stał się pierwszym wyborem wicemistrza Francji i obecnego lidera Ligue 1. Oprócz solidnej postawy w defensywie – chociaż nie bezbłędnej – Kamil znowu zaczął błyszczeć pod bramką przeciwnika. Ostatnie dwa tygodnie zwieńczył dwoma golami, przez co z miejsca stał się jednym z najgroźniejszych piłkarzy Monaco przy stałych fragmentach gry.
Dwa tygodnie temu z Lille było tak:
A wczoraj z SCO Angers tak:
Wczorajsze trafienie było o tyle ważne, że pozwoliło Monaco wyrównać stan meczu i – w dalszej perspektywie – wygrać 2:1 (tym bardziej, że przy drugim golu, tym razem samobójczym, ponownie Glik odegrał główną rolę). Jakkolwiek spojrzeć, Kamil strzelając dwie bramki na początku rozgrywek już wyrównał swój drugi najlepszy ligowy wynik w karierze. Co więcej, taka skuteczność pozwala mieć nadzieję, że powrócił Glik z sezonu 2014/15, kiedy strzelił w Serie A siedem goli (przez co wyrównał rekord Zbigniewa Bońka), a do tego dołożył jedno trafienie w Lidze Europy i jedno w reprezentacji Polski. Na ten moment wiele wskazuje, że nasz najlepszy środkowy obrońca może wziąć się za bary ze swoim bilansem sprzed dwóch lat. Póki co dwa gole w siedmiu meczach to średnia na życiowy rekord.