Dobrze wiecie, że uwielbiamy ananasów. W naszym subiektywnym rankingu od tych, z których jest więcej pożytku na placu gry, o wiele bardziej cenimy sobie dostarczycieli beki (no, chyba że mowa o reprezentacji Polski). Dlatego długo nie zapomnimy Guardioli tego, jak brutalnie obszedł się z Yayą Toure. Hiszpański trener stwierdził, że w kadrze City na Ligę Mistrzów nie ma dla Iworyjczyka miejsca.
Ehh.
Oglądanie City w LM już nie będzie takie jak dawniej. Koło nosa przejdzie nam na przykład to…
Love Yaya’s workrate #UCL pic.twitter.com/T50AgWDdVo
— Filip Borowski (@FilipBorowski) 4 May 2016
To oczywiście najgorszy występ w dziejach Ligi Mistrzów (rzecz się działa w półfinale, oczywiście przegranym). Że Yaya Toure będzie miał u Guardioli ciężko – było oczywiste jak to, że kanapka spadnie masłem do ziemi. Już z Barcelony Iworyjczyk uciekał przed Pepem w popłochu i – szczerze – dziwimy się, że teraz nie powtórzył sekwencji zdarzeń. Opcje były dwie: albo się ogarnia, albo nie ma czego szukać w Manchesterze. Stwierdził widocznie, że ogarniać się nie musi (on?!), a w klubie i tak jakoś sobie poradzi.
Ujmując to delikatnie: był to jednak plan pochopny.
Yaya w piłkę grać umie i nawet jeśli gra na pół gwizdka, jest raczej pozytywną postacią w drużynie. Jego problem polega na tym, że trafił na trenera, w u którego nie występują takie pojęcia jak droga na skróty czy choćby minimalne bumelanctwo. A że Toure od jakiegoś czasu lubi pozbijać bąki i umieranie za zespół nie zawsze jest jego domeną – jasnym stało się, że prędzej czy później będzie musiał spakować walizki. Jeśli jego kariera będzie się toczyć w tym tempie co w meczu z Realem, za jakiś czas będziecie mogli podziwiać go już prawdopodobnie w lidze chińskiej. Albo katarskiej. Ewentualnie MLS.
Za Toure zapłaczemy nie raz i nie dwa, bo mimo wszystko liczyliśmy, że podtrzyma passę w dostarczaniu nam wszelkich elementów parodystyczno-komediowych. Panie Pep, jak pan mogłeś?!