Podejrzenie stosowania dopingu, zawieszenie do czasu wyjaśnienia sprawy, przegapione przez to finały Ligi Europy i Euro we Francji, a na koniec decyzja o uniewinnieniu. Gdy Mamadou Sakho wskutek paskudnego błędu UEFA został pozbawiony szansy rozegrania dwóch prawdopodobnie najważniejszych meczów w życiu, zrobiło nam się go autentycznie żal (całą sprawę nieco szerzej opisaliśmy TUTAJ). Mało który piłkarz spotkał się bowiem z tak daleko posuniętym aktem niesprawiedliwości.
O ile jednak historia obrońcy Liverpoolu do tej pory przepełniona była tragizmem, o tyle jej dalszy ciąg naznaczony jest już przede wszystkim jego własną, skrajną głupotą. Ten, którego do niedawna można było uważać za ofiarę systemu, tym razem postanowił sam strzelić sobie w stopę.
Gdy obrońca został już uniewinniony i mógł wrócić do treningów z zespołem, pod koniec lipca został wyrzucony ze zgrupowania Liverpoolu w USA. Powód? Pierwsza wersja mówiła o kontuzji ścięgna Achillesa, jednak szybko okazało się, że piłkarz najzwyczajniej w świecie podpadł Jurgenowi Kloppowi. Niemiecki szkoleniowiec niedługo potem przyznał zresztą otwarcie, że wywalił Sakho z powodów dyscyplinarnych. Konkretniej – Francuz najpierw prawie spóźnił się na samolot, potem olał rehabilitację, a na koniec spóźnił się na drużynowy posiłek.
Po powrocie zza oceanu Klopp dość jasno nakreślił zawodnikowi sytuację, w której się znajduje. Przekaz był prosty: szukaj sobie nowego klubu albo w przeciwnym razie nie powąchasz murawy. Czy Sakho zaczął więc nagle rozpaczliwie wydzwaniać do menedżera, by ten jak najszybciej znalazł mu pracodawcę? Nic z tych rzeczy. Postanowił zagrać wszystkim na nosie w myśl zasady “na złość mamie odmrożę sobie uszy” i w ostatnich dniach okienka transferowego odrzucił naprawdę godne oferty Besiktasu, Stoke i West Bromu.
Sakho nie do końca jednak zdawał sobie chyba sprawę z tego, że tego typu zachowaniem na złość zrobił przede wszystkim sobie. Obecnie jego sytuacja wygląda bowiem następująco:
– jest skłócony z trenerem, który po ostatnich cyrkach nie chce go widzieć już nawet na obrazku
– znajduje się w hierarchii niżej od Dejana Lovrena, Joela Matipa, Ragnara Klavana i Joe Gomeza
– znajduje się w niej niżej nawet od Lucasa Leivy, który nominalnie jest defensywnym pomocnikiem, ale w razie wystąpienia nagłej potrzeby może pojawić się na środku obrony
Podsumowując – stoper na własne życzenie znalazł się w czarnej dupie i pozbawił gry na co najmniej pół roku. Nie mamy zielonego pojęcia, co nim kierowało w momencie podejmowania decyzji o pozostaniu w Liverpoolu. Trudno nam bowiem uwierzyć w to, że był nieświadomy, w jakim położeniu znajdzie się po uskutecznieniu podobnej zagrywki. Staramy się zrozumieć sens postępowania Sakho, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafimy. Chciał wzbudzić żal? Nie narobić się i zarobić? A może po prostu hobbystycznie zajął się kolekcjonowaniem nieszczęść? Niezależnie od tego, który z tych scenariuszy jest najbliższy prawdzie, tym razem nie mamy jednak zamiaru w żaden sposób ubolewać nad jego losem.