Legia dosłownie za moment awansuje do Ligi Mistrzów, kiedy czytacie ten tekst, to może już nawet w niej formalnie jest. Ale nie mogę wyzbyć się wrażenia, że nie tak ten awans powinien smakować. Jakimś cudem zdołano zmącić nastroje, w czym niestety sporo zasługi trenera Besnika Hasiego.
– Nie wszystkim piłkarzom zależy na wygrywaniu, nie wszystkim chce się grać dla Legii – powiedział szkoleniowiec po kolejnym kompromitującym meczu, tym razem z Arką Gdynia. A za moment – świadomie czy nie – wskazał winnych, wśród nich Jakuba Rzeźniczaka.
Na tyle, na ile poznałem Rzeźniczaka – nie jest to jakaś zażyłość, ale wiele razy zdarzyło nam się rozmawiać – jest to człowiek, o którym można powiedzieć, że aż za bardzo zależy mu na wygrywaniu i aż za bardzo chce grać w Legii. W drugą stronę – że za mało, że leń, że się miga – nigdy w życiu. Za bardzo – to możliwe. Gdyby Rzeźniczak troszkę poluzował, gdyby leciutko odpuścił, po prostu gdyby wyczyścił głowę i nie chciał aż tak bardzo wszystkim udowodnić, że się nadaje, to prawdopodobnie nie wpadłby w aż taki dołek sportowy. To nie jest leser. Podejrzewam, że zjada go presja, jaką sam na siebie nakłada.
I oto przychodzi jakiś facio w zasadzie bez osiągnięć. Nie jest w stanie zdobyć szacunku u piłkarzy, nie jest w stanie tak zestroić drużyny, by kolejne mecze dało się oglądać bez bólu zębów. I ten facio – wprost czy nie – sugeruje, że jemu to na Legii zależy, nie to co jakiemuś Rzeźniczakowi.
Moje przypuszczenie jest następujące: Hasi, kimkolwiek jest, nie zdobędzie z Legią połowy tego, co zdobył Rzeźniczak, nie zwiąże się z tym klubem emocjonalnie nawet w 20 procentach tak jak Rzeźniczak. Mogę przybyszowi z Albanii zupełnie szczerze powiedzieć, którzy piłkarze mają Legię głęboko w dupie. Otóż Legię w dupie mają Moulin, Langil oraz ten grubasek o zbyt długim nazwisku. Dla nich to dość egzotyczne miejsce pracy, a dla Rzeźniczaka 11 z 29 lat życia.
Kapitan Legii (były kapitan?) gra źle, popełnia proste, rażące błędy. Zdaje mi się jednak, że rolą trenera jest go odbudować, a nie szukać taniego alibi dla własnej indolencji.
* * *
O Ligę Mistrzów gra sporo zespołów. Na przykład AS Roma. O, poważny klub, nie żadne ogórasy. No ich przeciwnik też poważny – FC Porto. W pierwszym spotkaniu, w Portugalii, remis 1:1.
Co robią Dżeko, Strootman, Nainggolan, Salah, Manolas, Vermaelen, Perotti, Juan Jesus, Paredes czy Emerson w weekend? Przygotowują się do rewanżu? Nie, grają w meczu ligowym przeciwko Udinese i wygrywają 4:0.
Natomiast Hasi – przepraszam za wyrażenie – zesrał się, że 2:0 na wyjeździe z amatorami z Irlandii to za mało, więc trzeba jeszcze odpuścić mecz z Arką. Można było dać trochę radości kibicom, pokazać im, że awans do LM to nie tylko kwestia losowania, ale też jednak klasy sportowej. Wreszcie – można było poprawić sytuację w tabeli. Ale nie – lepiej było oszczędzać się na Dundalk (na Dundalk!), popsuć nastroje wśród kibiców, spaprać ligę i jeszcze na koniec naskoczyć na piłkarzy, że nie chcą wygrywać.
Jeśli ktokolwiek w weekend nie chciał wygrać, to Hasi. Poprosił o wpierdol, a Arka tę prośbę spełniła. Dlatego moja rada: żale i szukanie winnych to przed lustrem, a nie na konferencji prasowej.
* * *
Takiego gagatka jak Jakub Meresiński to jeszcze w futbolu nie było i chyba już nie będzie. Za dziesięć lat będziemy się zastanawiać – o co w tym wszystkim chodziło? Dlaczego pokusił się o zdobycie wizerunkowej nagrody Darwina? Przecież teraz to on będzie miał problem nawet z oszukaniem jakiejś siksy w „Enklawie”.
Przypomina się genialny „Konsul” z Piotrem Fronczewskim w roli głównej. Dla niewtajemniczonych – to film na faktach. Fałszywy austriacki konsul faktycznie działał, nazywał się Czesław Śliwa, a przedstawiał jako Jacek Ben Silberstein. Też nie miał matury, ale też udawał, że skończył studia. A później – podobieństw coraz więcej. Najpierw małe przekręty, wkręcanie ludzi, wyciąganie pieniędzy, jakaś odsiadka, aż w końcu strzał życia – zabawa w dyplomatę, zatrudnianie pracowników, wystawne przyjęcia, posługiwanie się fikcyjnymi listami uwierzytelniającymi.
Pomyślałem sobie: ale to były lata sześćdziesiąte, teraz to niemożliwe! Teraz mamy internet, telefony, dziennikarzy na każdym kroku! Nikt by się na to nie zdobył!
A jednak. Tu oszukana była żona Żurawskiego, tam inni celebryci, podpięcie się pod Marka Citkę, w końcu wkręcony Bogusław Cupiał i jego sztab prawników. Czy ten człowiek miał plan, czy jest po prostu skrajnie głupi? Nie wiedział, że wpadnie?
No, jakkolwiek to brzmi – mógł nie wiedzieć. Nie wiem, na czym to polega, ale są takie osoby, które tego nie zakładają. Całkiem niedawno mieliśmy podobną historię – Jakoob ben Nistell robił karierę w poznańskiej gminie żydowskiej, uczestniczył w najważniejszych wydarzeniach, odmawiał kadisz w obecności prawdziwych notabli, np. pani ambasador Izraela. Niestety, z czasem okazało się, że słynny rabin nie jest żadnym rabinem, tylko rudym Jackiem Niszczotą z Ciechanowa, który ufarbował się na czarno i podkręcił baczki.
Wiecie co w tej historii było najśmieszniejsze? To, że ów rabin prowadził nabożeństwa po hebrajsku, mimo że nie znał tego języka. Leszek Kołakowski, hebraista, mówił (źródło: TVN24): – To był zlepek bezsensownych, wypowiadanych bez ładu i składu sylab. Udało mi się wyłowić jedno czy dwa słowa w całej tej modlitwie, które mniej więcej odpowiadały temu, co być powinno.
A jednak nikt nie reagował. Jak w baśni – nikt nie miał odwagi krzyknąć, że król jest nagi.
Tutaj – późno, ale jednak – ktoś jednak krzyknął. Ale i tak Meresiński na samym tupecie dojechał daleko. Między innymi usiadł przy jednym stole z Cupiałem, a niewiele osób miało taką okazję.
Po latach będziemy to wspominali ze śmiechem (oby!). Natomiast cała ta historia jest też bardzo smutna, z zupełnie innego powodu. Ano takiego, że – cokolwiek powiemy o tupecie Meresińskiego – Bogusław Cupiał zachował się tak, jak właściciel 19-letniego wiernego psa, który wywozi pupila do lasu i przywiązuje do drzewa. Jak ktoś będzie przechodził obok – to fajnie, a jak nie – niech pies zdycha.
Akurat przeszedł facet z Rędzin pod Częstochową. Absolwent gimnazjum.
KRZYSZTOF STANOWSKI