Wielokrotnie już biliśmy na alarm. Wielokrotnie apelowaliśmy, ostrzegaliśmy, wznosiliśmy larum. To, że Jakub Rzeźniczak w pewnym momencie w niewytłumaczalny sposób zapomniał jak grać w piłkę, jest oczywiste od jakiegoś czasu. Regularnie popełniał głupie błędy, gubił krycie, odskakiwała mu piłka. Dziś jednak obrońca Legii przelał czarę goryczy – tak fatalnych 45 minut w wykonaniu jednego piłkarza nie widzieliśmy od stu lat, a może i dłużej.
Naprawdę nie chcemy obwiniać za porażkę tylko Kuby, bo cała Legia była dziś bardzo, ale to bardzo słaba, ale Rzeźniczakowi ewidentnie przydałyby się jakieś długie wakacje. I nie tam żadne dwa tygodnie w Miami czy na innej Florydzie, gdzie będzie sobie radośnie nurkował i popijał drinki z palemką. 29-latkowi potrzebny jest porządny wypad w Bieszczady, do drewnianej chatki na szczycie gór, gdzie będzie mógł napalić w kominku, nalać sobie szklankę mocniejszego trunku i zastanowić się co, za przeproszeniem, odpierdala.
Gdy Da Silva wbiegał dziś w pole karne gospodarzy, prawdopodobnie nie spodziewał się, że dostanie otwierające podanie od przeciwnika. Rzeźniczak chciał wykopać piłkę przed siebie, ale zamiast tego fatalnie skiksował – piłka poturlała się do boku, a noga obrońcy pofrunęła w kosmos lądując na domu weselnym w którym dziś swoją imprezę życia wyprawia Leszek Milewski. Niestety legionista nie jest też na tyle mocnym psychicznie gościem, by niepowodzenia zostawić daleko w tyle i zatuszować je dobrymi interwencjami. Wręcz przeciwnie – chwilę później dał ograć się jak junior, a potem jeszcze piłka przeskoczyła go tworząc gościom znakomitą okazję do zdobycia bramki. Fatalny, fatalny występ i w pełni zasłużona zmiana w przerwie.
Show Rzeźniczaka nie usprawiedliwia jednak postawy Legii. Wiemy, że we wtorek na szali zostaną położone tak kolosalne pieniądze, iż dziś logiczne było postawienie na zawodników rezerwowych. Ale na Boga – Hamalainen, Prijović, Aleksandrow, Brzyski, Dąbrowski, Malarz i tak dalej. To wciąż stosunkowo solidna jedenastka, która dziś powinna wyglądać na co najmniej równą Arce. A wyglądała, hm, aż ciężko znaleźć porównanie. Z przodu bez jakiegokolwiek pomysłu, z tyłu jak dzieci we mgle. Dramat.
Ciężko szukać jakichkolwiek plusów po tym spotkaniu. W zasadzie podobał nam się Dąbrowski, który w swoich interwencjach był pewny i zdecydowany, choć miał sporo pecha oraz standardowo Malarz, który trzyma fason od początku sezonu. Poza tym niewiarygodna bryndza i żenada. Taki wynik? Na własnym stadionie? Z beniaminkiem, który dotąd zbierał regularnie łomot na wyjazdach? Katastrofa. Zresztą – pełna zgoda:
Kilku piłkarzy nie może grać już w tej drużynie
— B(L)1916 (@BL_1916) 20 sierpnia 2016
I jeszcze kilka słów pochwały dla gdynian, bo co innego mieć przed sobą beznadziejnego przeciwnika, a co innego wykorzystać jego słabostki. Podopieczni Grzegorza Nicińskiego byli dziś świetnie zorganizowani – doskonale wiedzieli jak się ustawić i jak rozegrać akcję, by gospodarzy zaskoczyć. Do tego doszła przyzwoita skuteczność, odrobina zadziorności i summa summarum bardzo dobry wynik.
fot. FotoPyk