Nie bójmy się tego słowa – kultowe hasło znane z NC+ dotyczące zapinania pasów przed meczami ligi angielskiej może w tym sezonie stracić moc. Przeglądamy składy. Przeglądamy transfery. Wreszcie spoglądamy na ławki, z których dowodzić drużynami będzie szkoleniowy “top topów”. Nie, pasy mogą tutaj być zdecydowanie zbyt słabym zabezpieczeniem. W tym sezonie Premier League wypadałoby zawiązać kaftan bezpieczeństwa, a może nawet od razu odpalić poduszki powietrzne.
Wielkie oczyszczenie. Tak można w skrócie opisać ubiegły sezon Premier League, w którym karty rozdawał tercet Leicester-Tottenham-Arsenal, czyli delikatnie rzecz ujmując – grupa klubów typowanych do walki o inne cele, niż zwycięstwo w najbogatszej lidze świata. Zawodził, już któryś sezon z rzędu, Manchester United. Natychmiastowego uzdrowienia nie dał Liverpoolowi cudotwórca z Dortmundu, Jurgen Klopp. Ogromne wydatki nie pomogły Manchesterowi City, o Chelsea nie ma chyba nawet sensu wspominać. Po raz pierwszy od mistrzostwa Blackburn jeszcze w latach dziewięćdziesiątych nadszedł sezon kompletnego katharsis, gdy letnie okienko transferowe musiało przynieść rewolucję w kilku klubach aspirujących do miana wielkich.
A gdy rekiny ruszają na łowy, można być pewnym, że będzie to cholernie widowiskowe. Właściwie nieograniczone fundusze i pokusa budowania składu za setki milionów dała Anglikom dowolność w ściąganiu najlepszych trenerów. Tym samym w derbach Manchesteru armie z dwóch stron miasta poprowadzą ci, którzy napisali bodaj najważniejszy epizod hiszpańskiej wojny Kastylii z Katalonią. Pep Guardiola i Jose Mourinho znów skrzyżują miecze, znów w starciu z tysiącem podtekstów. Biorąc pod uwagę jakie działa dostali do realizacja zadania zdobycia mistrzostwa – oba spotkania mogą nawiązać do najbardziej pamiętnych derbowych wojen, nie tylko w Anglii, ale w ogóle w historii piłki. Pogba, Zlatan, Rooney, Mchitarjan, Martial, Gundogan, Aguero, de Bruyne, Silva. Przecież ławki rezerwowych w tym meczu będą warte więcej niż niektóre pierwsze garnitury w najsilniejszych ligach świata.
A to ledwie jedno miasto. Gdzie Londyn, w którym znajduje się dwóch medalistów z poprzedniego sezonu oraz Chelsea? Ba, Londyn, w którym przeprowadzkę na nowy stadion mocną dyspozycją na boisku chciałby uczcić West Ham United? Gdzie Liverpool, w którym swoją pracę kontynuuje Jurgen Klopp, a jakie efekty może dać realizacja jego autorskich projektów można spokojnie zapytać ultrasów z Dortmundu, wciąż opłakujących odejście “jednego z nich”, jak często mówili o Kloppie.
I warto tutaj dodać – wymieniliśmy już kilkanaście nazwisk i kilka nazw piłkarzy i klubów ze światowej czołówki, a nawet nie zahaczyliśmy o obrońców tytułu. Nie zahaczyliśmy o Leicester z Kapustką i Wasilewskim oraz występami w Lidze Mistrzów w nadchodzących miesiącach.
To tylko pokazuje jak magiczny sezon nas czeka. Nawet jeśli liga angielska od lat nie dotrzymuje kroku hiszpańskiej na arenie międzynarodowej – nie ma drugiej na świecie, która skupiłaby tyle gwiazd, tyle drużyn aspirujących do mistrzostwa, tylu trenerów posiadających opinię cudotwórców.
Co kolejka – to szlagier. Co szlagier – to mecz, który spokojnie można by przenieść do fazy pucharowej Ligi Mistrzów i nikt by się pewnie nie zorientował. Rekordowe pieniądze wydawane w Anglii może i nie przyniosą rekordowej jakości na murawie, ale jedno już zapewniły. Na papierze nie ma chyba ligi ciekawszej – od pierwszej do ostatniej pozycji w tabeli – niż angielska.
Dlatego od dziś, od 13.30, aż do finału sezonu, będziemy zapinać pasy, kaftany i zakładać zbroje. Bo zwyczajnie – warto się w tej lidze zakochać.
The Premier League battle begins! (Via: @bbcthree) pic.twitter.com/M6DwLSvc0U
— Footy Memes (@FootyMemes) 13 sierpnia 2016