Syndrom oblężonej twierdzy – dość powszechne zjawisko wśród kibiców. Jako że go nie miewam, czasami trochę zazdroszczę. Jest bowiem coś pięknego, nawet rozkosznego w tej totalnej głupocie wynikającej z przywiązania, lojalności, po prostu jakichś wyższych pobudek. Fajnie jest w życiu mieć taką zajawkę, na punkcie której wariuje się w stu procentach.
Zazdroszczę, ale – jak napisałem – tylko trochę. Bo jednak cenię też sobie twarde stąpanie po ziemi i romans z logiką.
Aktualnie najbardziej oblężona jest twierdza Kraków, którą podobno atakują wrogie siły. Wszystko z powodu potęgi, która lada moment ma się odrodzić, a na to nie może pozwolić „warszafka”, sprzedajne media, prezes Legii, PZPN oraz zastęp elfów i elektorat Nowoczesnej. Spisek został dawno uknuty, teraz ilekroć Wisła tylko pomyśli o powrocie na właściwe tory, od razu zostanie zmiażdżona. Strach przed „Białą Gwiazdą” z jednej strony jest ogromny, ale z drugiej – zmusza wszystkich jej wrogów do działania. Teraz źli ludzie rzucili się na Jakuba Meresińskiego – człowieka, który dobrze chce, ma plan, wizję. W porządku, jego życiorys nie wygląda krystalicznie, ale kto bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem. Trzeba dać człowiekowi szansę. Ale Warszawa się boi i go na wszelki wypadek zgnoi.
Otóż jest w tym wszystkim istotny, słaby punkt.
Gdyby istniał spisek antywiślacki, to cała Warszawa, wszyscy dziennikarze, prezes Legii, PZPN, elfy oraz elektorat Nowoczesnej… Wszyscy krzyczeliby: – Dawaj Jakub, uda ci się! Bierz ten klub! Brawo Kuba! Z tobą Wisła będzie wielka! Ku-ba! Ku-ba! Ku-ba!
Dla wrogów Wisły – jeśli istnieją – nie ma bowiem większej nadziei na upadek klubu niż nowy właściciel, o którym jakichkolwiek informacji udziela jak do tej pory jedynie prokuratura.
Podsumujmy:
– Podejrzany o wyprowadzenie VAT na kwotę 10 milionów
– Podejrzany o pranie brudnych pieniędzy
– Podejrzany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej
– Skazany prawomocnym wyrokiem za posługiwanie się sfałszowanym świadectwem maturalnym
– Skazany na 1000 złotych kary z uwagi na niski status majątkowy
Mamy człowieka, który kłamał w sprawie tak błahej jak matura (którą dziś zdać może każdy głąb), bez biznesowego backgroundu, niepotrafiącego od dwóch tygodni powiedzieć kim jest i skąd ma pieniądze (o ile ma), podejrzanego przez prokuraturę o grube wałki. W dodatku chyba niespecjalnie bystrego, skoro na dzień dobry postanowił zaatakować Zbigniewa Bońka i to na oślep. Jeśli ktokolwiek zadaje pytania (setki pytań), jeśli ktokolwiek żartuje z nowego właściciela lub wręcz z niego kpi, jeśli drąży, to działa na niekorzyść Wisły czy na jej korzyść? Bo moim zdaniem jednak na korzyść. Tak jak liga potrzebuje Widzewa czy ŁKS-u, tak potrzebuje też mocnej „Białej Gwiazdy”. A mocna „Biała Gwiazda” potrzebuje poważnych osób na mostku kapitańskim, a nie majtków.
Zamiast roztaczać nad takim właścicielem parasol ochronny w imię klubowej, źle pojętej lojalności, należałoby go przepędzić. Wysłać jasny komunikat: – Człowieku, to nie twoja półka. Wracaj na siłownię robić biceps albo zrób sobie fotkę, jak chodzisz po drzewach.
A jak mówisz „daj szansę”, to – mimo że intencje masz dobre – niszczysz swój własny klub. Jesteś kimś, kto zaprosiłby Ireneusza Króla na kanapę do domu i zaparzył mu herbatkę. W sumie – chociaż to inna tematyka – jesteś trochę jak Kazimiera Szczuka, która apelowała: wpuśćmy wszystkich imigrantów, a jak będą wśród nich terroryści, to się wtedy będziemy martwić. Dawać szansę to można komuś, kto na nią zasługuje, a nie każdemu jak leci. Sprawa rumuńskiego studenta na testach niczego nie nauczyła?
Bardzo łatwo byłoby mi wyrobić sobie z nowym właścicielem dobre kontakty, czekać aż newsy z Krakowa zaczną kapać, spotykać się na obiady czy zakrapiane kolacje. A jednak wolę głośno mówić jak jest: Wisła Kraków nie zasługuje na taki los. Wisła to jest marka, którą trzeba szanować i która sama siebie musi szanować.
* * *
Jakub Meresiński przerwał milczenie i udzielił wywiadu krakowskiej „Gazecie Wyborczej”. Niestety, nic nie powiedział. Ot, jakieś tam słowa, z których nic nie wynika. Stwierdził na przykład, że to wszystko o czym donosi prokuratura to są jego prywatne sprawy niezwiązane z klubem.
Otóż, drogi Jakubie, twoją prywatną sprawą to są felgi w twoim aucie. Natomiast w momencie gdy zostałeś właścicielem tak wielkiego klubu jak Wisła Kraków twój życiorys nie jest twoją prywatną sprawą. Jesteś odpowiedzialny za spuściznę kilku pokoleń. Chcesz zachować prywatność – zmień branżę. Na razie musisz dokładnie wytłumaczyć, z której choinki się urwałeś. Na dzień dobry – w czwartek, bo chyba wtedy masz się wreszcie spotkać z dziennikarzami – możesz przynieść oryginał świadectwa maturalnego.
* * *
Ten tekst też oczywiście przez niektórych zostanie odebrany za element spisku. Od kilku dni jestem podobno wisłożerny. Oczywiście przeczytam też ten kretyński argument, że „jak Bogusław Leśnodorski przejmował Legię to jakoś go tak nikt nie prześwietlał”. Ponieważ natrafiam na to zdanie regularnie, to postaram się łopatologicznie wszystko wyłożyć.
Najwięcej udziałów w Legii ma Dariusz Mioduski. Tak się dziwnie składa, że nie jest to 30-latek z wyrokiem, tylko były CEO Kulczyk Holding (taka spora firma, gdyby ktoś nie kojarzył). Pozostałymi udziałowcami są Bogusław Leśnodorski i Maciej Wandzel. Tak się dziwnie składa, że również nie są to 30-latkowie z wyrokiem, tylko prężni biznesmeni, lokujący pieniądze w bardzo wielu branżach (własny fundusz inwestycyjny, nieruchomości, gastronomia, kancelaria prawna, przejmowanie i sprzedaż spółek). Żaden z nich nie podrobił matury, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem.
Zanim Leśnodorski stał się współwłaścicielem Legii, przez ponad rok był jej prezesem, w związku z czym całe środowisko w naturalny sposób do niego przywykło. Owszem, było sporo tekstów, kim Leśnodorski w ogóle jest, ale nic kompromitującego nie znaleziono. Gwarantuję, że gdyby się okazało, iż sfałszował maturę, to byłby śmiech na całą Polskę. Ale – no tak się dziwnie składa – ma legalne wyższe wykształcenie.
Są jakieś granice absurdu, których przekraczać nie wypada. Prawda jest taka, że kogoś takiego jak Meresiński jeszcze w polskiej piłce nie było, a przynajmniej nie na takim szczeblu. Jedyne porównanie jakie się w sposób oczywisty nasuwa to do Jakuba Pyżalskiego. Nie zdziwię się, jeśli za jakiś czas obaj panowie spotkają się na meczu swoich drużyn – i wcale nie mam na myśli awansu Warty Poznań do ekstraklasy.
KRZYSZTOF STANOWSKI