Tydzień temu, w późny czwartkowy wieczór, Piotr Stokowiec mówił na konferencji prasowej: – Czujemy niedosyt, bo rywal jest w naszym zasięgu. My tekst pomeczowy zakończyliśmy zaś stwierdzeniem, że jeśli odpadać z Ligi Europy, to z kimś wyraźnie lepszym albo po prostu – lepszym. Dziś Zagłębie musi udowodnić, że SonderjyskE do tego grona się nie zalicza.
Od początku sezonu wszystko układa się dla Zagłębia wyśmienicie. 4:0 z Koroną, 2:0 w Poznaniu, 2:0 z Bruk-Bet Termaliką i po trzech kolejkach fotel lidera, bez straconej bramki. Porażką 0:1 w Sofii nikt się przesadnie nie zmartwił, bo lubinianie byli wyraźnie lepsi i rewanż grali u siebie – skończyło się 3:0. Z Partizanem rywalizowali jak równy z równym, przez trzy i pół godziny nie dali sobie strzelić gola, awansowali po karnych.
Ale z SonderjyskE zespół Piotra Stokowca przegrywał już po 19 minutach, zaraz potem – 0:2. Szybko ruszył do odrabiania strat, jeszcze przed przerwą zdobył bramkę kontaktową, ale nie ugrał nic więcej. Starzyński nie wykorzystał rzutu karnego, Woźniak i inni marnowali naprawdę niezłe sytuacje. A skoro nie byli w stanie przynajmniej zremisować, to teraz nie mają wyjścia: muszą wygrać. Byle nie 1:0.
Tak słabego Zagłębia, jak w pierwszej połowie z Duńczykami, w tym sezonie nie widzieliśmy. Gospodarze przegrywali środek pola, zaliczali kolejne straty, bardzo niepewnie wyglądali w defensywie i ze zbyt dużym respektem podeszli do rywala. Kiedy okazało się, że nie ma się czego bać, że trzeba wyjść wyżej, a przy agresywniejszej grze i założonym pressingu rywal się gubi – Zagłębie już musiało gonić wynik. Drugą połowę podopieczni Stokowca zdominowali, byli zdecydowanie lepsi, ale co z tego, skoro nie potrafili tego udokumentować?
Przed dzisiejszym rewanżem wszyscy podkreślają, że lubinianie w niczym nie ustępują SonderjyskE. Ale już tydzień temu, w przekroju całego spotkania, też nie ustępowali. Legia doskonale pokazała, że w europejskich pucharach nie liczy się styl, tylko wynik. No i teraz rolę gospodarza przyjmują Duńczycy. W zeszłym sezonie przegrali cztery z 16 domowych spotkań, w tym – przegrali oba.
Mimo wszystko, lubinianie znajdują się właśnie w zupełnie nowej rzeczywistości. Nie są już tylko beniaminkiem, który dostał się do pucharów, ale zespołem, od którego zaczęto wymagać. Oni sami rozbudzili apetyty, podnieśli sobie poprzeczkę. Przeskoczenie jej będzie na pewno sporym sukcesem.
Trener Stokowiec dziś może jeszcze skorzystać z Macieja Dąbrowskiego i w meczu z Bruk-Betem zmieścił w składzie duet Starzyński-Vlasko, który wyglądał całkiem obiecująco. Słowak może być w jedenastce kosztem jednego ze skrzydłowych – Woźniak, Janoszka i Janus grają nieźle, ale jednocześnie są dość nierówni. Dlatego Zagłębie chce zakontraktować skrzydłowego, niewykluczone że kogoś jeszcze.
Stawka jest wysoka. Dla klubu to kolejny silny zastrzyk gotówki, dla trenera i piłkarzy – kontynuacja wspaniałej przygody, bo przecież dla nich te puchary to nagroda. A dla nas – nadzieja, że na arenie międzynarodowej będziemy oglądali drugi polski zespół.
Oby tylko Stokowiec nie musiał za kilka godzin znów mówić o niedosycie.
Fot. 400mm.pl