W opublikowanym wczoraj finansowym raporcie EY można przeczytać, że Legia Warszawa w 2015 roku zanotowała 130 milionów złotych przychodu. Budżet dzisiejszego rywala “Wojskowych”, AS Trenczyn oscyluje w granicach równowartości 10 milionów złotych. Przepaść. To jakby dziesięcioletni Opel miał stawać do wyścigu z nowiutkim Porsche. Różnica jest kolosalna i gdyby to pieniądze miały decydować o awansie do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów, warszawianie wygraliby ten mecz nie wstając z hamaków. Problem w tym, że zadecyduje boisko.
Słowackie Porto za dwa miliony euro –> KLIK
Czytając przedmeczowe wypowiedzi albańskiego trenera Legii można odnieść wrażenie, że największy problem stanowi dla niego strata Ondreja Dudy (cytat za legia.net): – Jego odejście to dla nas spora strata, ale taki jest futbol. To bardzo wartościowy zawodnik. Tracimy zawodnika, który bardzo dużo widzi. Według mnie ma zdecydowanie większy potencjał niż gra w polskiej Ekstraklasie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Hasi nie do końca przestudiował najnowszą historię słowackiego pomocnika. Na odejściu Ondreja ucierpi z pewnością średnia ego wśród piłkarzy Legii. I chyba tylko ona. Kibice Legii mieliby pewnie problem, by wskazać trzy naprawdę dobre mecze Dudy z zeszłego sezonu.
Wystarczy rzut oka na bilans drużyny w rozgrywkach 2015/16. Jeżeli podzielilibyśmy wszystkie ligowe mecze warszawian na te z Dudą w pierwszym składzie i bez niego w podstawie, wyszłyby następujące wyniki:
Bez Dudy: 11 zwycięstw, 3 remisy, 1 porażka; 2,40 punktu na mecz
Z Dudą: 10 zwycięstw, 7 remisów, 5 porażek; 1,68 punktu na mecz
Rzecz jasna w pełni zgadzamy się co do ogromnego potencjału Słowaka, ale fakty są takie, że od jakiegoś czasu w Warszawie już go nie pokazywał. Tak naprawdę Legia nie straciła go przed meczem z Trenczynem, ale jakiś rok-półtora wcześniej.
Bardziej niż odejściem Dudy martwilibyśmy się więc innym aspektami. Na przykład – jak przetrwać pierwsze pół godziny gry. Dwumecz Trenczyna z Olimpiją Ljubljana z poprzedniej rundy eliminacyjnej był jednym z najdziwniejszych, o jakim w ostatnim czasie słyszeliśmy. Gdyby oba spotkania trwały tylko do 32 minuty, skończyłoby się na 6:0 dla Słowaków. A gdyby te mecze trwały od 32. do 90. minuty, wynik byłby odwrotny – 6:0 dla Słoweńców. Wnioski są więc zarazem pesymistyczne (ciężki początek) i optymistyczne (rywale jednak puchną). Pytanie, czy Legia będzie potrafiła jakoś wykorzystać tę wiedzę.
I w ogóle, czy Legia wreszcie pokaże się z dobrej strony i da kibicom jakieś powody do radości. Jak dotąd bilans Hasiego jest dramatycznie słaby: zwycięstwo, trzy remisy i porażka, przy czterech meczach na swoim terenie. Jeszcze słabiej prezentuje się gra, bo brakuje jakości, zgrania, świeżości, po prostu wszystkiego. Do tego dochodzą jeszcze problemy zdrowotne, bo oprócz Guilherme – co chyba już w Warszawie udało się przełknąć – z dzisiejszego meczu może wypaść też Hlousek, który do wczoraj nie trenował. A bronienie się przed szybkimi i dobrymi technicznie skrzydłowymi rywala Brzyskim, to trochę jak bronienie się przed zamachowcami pistoletem na kulki. Wcale nie musi się udać.
W Warszawie liczą jednak na to, że drużyna wreszcie odpali. Zerwie z budowanym od początku tego sezonu wizerunkiem i wreszcie pokaże coś więcej. Chociażby – zagra dwie takie połówki, jak pierwsze 45 minut starcia z Jagiellonią. Jakkolwiek spojrzeć, ten cały dystans i ostrożne słowa przed meczem z Terczynem nie wynikają z klasy rywala, ale z poziomu prezentowanego przez samą Legię. Dziś wieczorem – jeśli nie chcemy po raz kolejny używać rzeczownika zaczynającego się od “euro” (i nie mowa o eurogłupawce) – musi być on znacznie wyższy. Plan jest taki: około 22:30 wzruszamy ramionami i piszemy, że nie było się czego bać. I przy okazji analizujemy też na spokojnie wyniki innych meczów i zastanawiamy się nad szansami na rozstawienie w kolejnej rundzie.
Pytanie tylko, czy piłkarze Legii nam na to pozwolą…
Fot. FotoPyK