Jeszcze przed pierwszym meczem Piasta w lidze, z klubem pożegnał się Radoslav Latal. Trudno spekulować, jak wielka okaże się to strata dla gliwickiego zespołu, ale z pewnością dla drużyny lepiej by było, gdyby Czech dalej ją prowadził. Problem w tym, że taki układ nie byłby równie dobry dla samego szkoleniowca. Dziś go żegnamy, ale wierzymy, że w przyszłości będzie można go jeszcze spotkać w naszej lidze, bo zrobił sobie u nas wspaniałą reklamę. Z czego go zapamiętamy?
40 punktów po 17 kolejkach
Latal zaliczył z Piastem nieprawdopodobne wejście w sezon 2015/16. Drużyna, w której znaczącą rolę odgrywali też tacy piłkarze, jak Pietrowski, Mokwa, Korun, Szeliga czy Badia, wykręciła jeden z najlepszych wyników w XXI wieku. Lepszy start udało się zanotować wyłącznie naszpikowanej gwiazdami Wiśle Kraków. Na przykład tej Macieja Skorży, w której grali: Pawełek – Baszczyński, Cleber, Głowacki, Dudka – Kosowski, Sobolewski, Cantoro, Zieńczuk – Brożek, Niedzielan. Albo tej Henryka Kasperczaka, wyglądającej następująco: Majdan – Baszczyński, Głowacki, Kłos, Mijailović – Gorawski, Cantoro, Szymkowiak, Zieńczuk – Żurawski, Frankowski.
I obok nich Piast Latala. Z piłkarzami wyciągniętymi znikąd, którzy wcześniej kopali się po czołach. Z piłkarzami, którzy po ciężkich kontuzjach mieli już nigdy nie wrócić na wcześniej prezentowany poziom. Z piłkarzami, których było ledwie czternastu, przez co Piast był najmniej rotującym zespołem w całej lidze. A oni rozjechali prawie wszystkich, bo po siedemnastu meczach nie udało im się pokonać jedynie Korony, Podbeskidzia i Pogoni. Oni mieli dziesięć punktów przewagi nad goniącymi Legią i Cracovią oraz 21 punktów przewagi nad mistrzem Polski. Tak, to było wejście w sezon, którego w Gliwicach mogą nie oglądać przez kolejne lata. Dziesiątki lat…
Elastyczne 3-5-2
Po kilku miesiącach pracy w Gliwicach Latal stworzył inteligentny taktycznie i świetnie zorganizowany zespół. Wyjściowo Piast najczęściej grał trójką obrońców, ale często nawet w trakcie meczów zmieniał ustawienie, w zależności od potrzeb płynnie przechodził do systemu 4-4-2. Kluczową rolę odgrywał Marcin Pietrowski, niechciany wcześniej w Gdańsku. On radził sobie na prawej obronie w 4-osobowym bloku defensywnym, świetnie wyglądał jako wahadłowy przy trójce obrońców, a także potrafił wiele drużynie dać jako defensywny pomocnik. Latal nauczył Piasta elastyczności, często z wykorzystaniem właśnie Pietrowskiego. Kiedy on zmieniał pozycję, inni także wiedzieli, co robić i jak się ustawić. Z chaosu proponowanego przez Pereza Garcię narodziła się fantastycznie zorganizowana drużyna, taktyczny wzór do naśladowania. Niesamowita metamorfoza.
Odbudowa piłkarzy
Przed poprzednim sezonem Latal wyciągnął rękę między innymi do swoich rodaków, sam stał za sprowadzeniem ich do Gliwic. Poprzez grę w Polsce mieli się odbudować, co oczywiście zrobili windując swoją pozycję na rynku. Kamil Vacek trafił nawet do reprezentacji Czech, co tylko pokazuje skalę jego rozwoju. Z kolei Martin Nespor, po ogromnych problemach zdrowotnych, wreszcie stanął na nogi i ponownie przykuł uwagę zagranicznych klubów. Jakkolwiek spojrzeć, Latal uzyskał w pełni zasłużoną markę trenera, który może odbudować każdego piłkarza. Z całą pewnością taki Michał Masłowski, analizując swoje możliwości transferowe, współpracę z Czechem brał za bardzo poważny argument, kto wie, czy nie decydujący. A teraz Masłowski jest Gliwicach, ale nie ma już w nich Latala. I spokojnie możemy zaliczyć to do którejś już z rzędu pechowej historii wypożyczonego z Legii pomocnika.
Uratowanie ligi
Dużo się mówiło, że wiosną Piast mocno spuścił z tonu, że nie był już tą samą drużyną. To oczywiście prawda, ale zasługi ekipy Latala dla poprzednich rozgrywek są nie do przecenienia. Gdyby nie ten coraz częściej krytykowany Piast, emocji mielibyśmy jak na lekarstwo. A tak, do ostatniej kolejki Legia nie mogła być pewna zdobycia mistrzostwa. Przeciwnie, musiała szykować się na mecz z mocno zmotywowaną Pogonią, a kibice w Warszawie – a także w Gliwicach i w całej Polsce – z wypiekami na twarzy czekali na ostatnią multiligę. Tak sobie myślimy, że bez Piasta poprzedni sezon byłby zupełnie do zapomnienia, a taki mieliśmy fantastyczną historię. Nie przymierzając, mieliśmy takie nasze polskie Leicester City.
Sukcesy i profesjonalizm
Wicemistrzostwo Polski, zdobyte wręcz błyskawicznie, i to z minimalnymi nakładami – tak można w skrócie podsumować pracę Latala w Gliwicach. To oczywiście najlepszy wynik w historii Piasta. Czech nie chciał na tym poprzestać, głośno domagał się wzmocnień oraz poszerzenia kadry zespołu, który miał walczyć na trzech płaszczyznach. Rzecz jasna niczego takiego się nie doczekał. Przeciwnie, drużyna została poważnie osłabiona. W pewnym sensie czeski szkoleniowiec sam był sobie winien – raz już zrobił coś z niczego i niejako przyzwyczaił działaczy, że tak będzie zawsze. Tyle że tak osiągnięty sukces był dosyć przypadkowy, a Latal chciał z tego zrobić regułę. Kiedy zobaczył, że nie ma zrozumienia sytuacji w zarządzie klubu, zawinął manatki. Nie chciał rozmieniać się na drobne i firmować swoim nazwiskiem projektu, który przestał zmierzać w dobrą stronę. Jego odejście jest dla gliwickich kibiców podwójnie bolesne. Raz, że stracili świetnego trenera, i dwa, że ten świetny trener jednak negatywnie ocenił potencjał tej drużyny.
Fot. 400mm.pl