Życie bywa niekiedy okrutne… Najeżdżamy na klubowych prezesów, że zatrudniają dziwne persony na stanowiskach dyrektorów sportowych, najeżdżamy na dyrektorów sportowych, że nie chcą sfinansować zakupu Zlatana Ronaldo i Garetha Oezila, najeżdżamy na trenerów, którzy wystawiają Drewniackiego i Tekturka zamiast Szybciaka i Punktowicza, siłę moralną dają nam te wszystkie rozumy, które zjedliśmy na piłce razem z zębami… A potem przychodzi kolejna edycja „Ustaw Ligę” i wtedy sami sobie jesteśmy sterem, żeglarzem i Jackiem Bednarzem – każda złotówka ma wagę wieży Eiffela i wartość połowy dowolnie wybranego van Gogha, każda podana w konkursie cena za piłkarza jest za wysoka, każda decyzja kosztuje nas dwa siwe włosy, sześć słów powszechnie uznanych za treotralwe, robimy dwadzieścia sześć zmian decyzji przed każdą kolejką, z czego połowa to zmiany powrotne, a jedna czwarta – zmiany powrotne płatne po 3 punkty od transferu…
Bramka? Wiadomo: Putnocky. Albo Milinković-Savić.
– Albo Malarz – Głos Wewnętrzny kombinował na boku. Opinia Publiczna nie kombinowała, tylko przeglądała publikowane na Twitterze składy innych graczy, żeby znaleźć jakiś rozsądny ekonomicznie klucz do budowy zespołu.
Atak… Nemanja Nikolić obowiązkowo, Flavio Paixao, Paweł Brożek…
Pomoc – też wiadomo: Tomasz Jodłowiec, Mateusz Cetnarski…
– Que? – zdziwił się wąsaty Manuel, który miał krewnego w macedońskim Tetowie.
– Zaangażowania nie można nam odmówić – żachnął się Damian Dąbrowski – Daliśmy z siebie maksa.
– Mnie w to proszę nie mieszać – zaprotestował Maks.
Zaangażowanie nic nie powiedziało, bo zaniemówiło ze zdziwienia.
…Guilherme, oczywiście, Ryota Morioka czy Rafał Wolski?
– Piiiing!… Piiiing!… – budżet dyskretnie dawał do zrozumienia, że został przekroczony.
Obaj. I Tamas Kadar do obrony. Oraz Adam Hlou…
– Zgrrrrzyt! – powiedział regulamin – To już czwarty piłkarz Legii.
– PIIING! – budżet dawał do zrozumienia niedyskretnie.
No to Maciej Dąbrowski. I Boban Jović.
– Wiesz co, stary? – żachnął się budżet – Graj ty w szachy. Tu czarne, tam białe, a wszystkie pola kwadratowe. W „Ustaw Ligę” kwadratowe robią się jedynie oczy na widok cen piłkarzy zdolności matematycznych takich prezesów. Limit – rozumiesz? Doooomeeetaaalu. I do 30 milionów złotych.
Dobra wejdziemy jeszcze raz.
/minęło trzydzieści strzałów znikąd/
– Nie. Nie, nie i nie – dyszało wyparcie – Nie gram. Po prostu: nie gram i już. Nie. Nie chcę, nie godzę się, nie zauważam tej gry i mówiliście, że co? Że szachy? O, szachy! Albo bierki. Nie, bierki nie, za bardzo mi oko lata… No to w ogóle nie. I w tym sezonie będę pisał o hodowli pieczarek oraz w potrawach z buraków.
/kilkunastu piłkarzy ekstraklasowych obraziło się śmiertelnie, a kolejne strzały znikąd mijały jak z byka strzelił i z bicza spadł/
– Mać! – wrzeszczał gniew – Kto wyceniał tych zawodników? Kto wymyślił ten regulamin? Kto w ogóle wymyślił tę grę?! Ażebygo i żebymu! Proszę koleżanek, ktoś nas tutaj robi w konia!
/strzały znikąd starały się nie chichotać zbyt otwarcie/
– A nie dałoby się jakoś obejść tego regulaminu? – zapytały negocjacje – No, wiecie, po starej znajomości. Co wam szkodzi czterech zawodników z jednego klubu? Zresztą przekroczenie budżetu o jakieś małe trzy miliony to zaledwie 10%, a tyle to nawet drogówka uznaje za przekroczenie niewarte interwencji. Bo pomyślcie: atak Nikolić, Brożek, Stępiński… Brzmi, prawda? A jakieś esemesiki w charakterze deputatu może? No, ze sześć chociaż…
/strzały znikąd były zniesmaczone takim targowaniem się i postanowiły minąć nieco szybciej/
– Nie umiem. Nie znam się. Szarość, siność, beznadzieja – depresja pogrążała się w samej sobie – Czternastu zawodników za 30 milionów, a ja nie umiem. Usypcie mi kurhan i posadźcie na nim białe orchidee. I walerianę na eterze poproszę. Podwójną.
/strzały znikąd wzruszyły ramionami – znosiły takie spazmy co rundę/
– No, dobra – westchnęła akceptacja – Jest jak jest. Gdy się nie ma, co się lubi, się lubi, czego się nie lubi. Bierzmy się do roboty.
– „Ustaw Ligę” dwa tysiące szesnaście, scena pierwsza, ujęcie czterysta dwudzieste – krzyknął klaps.
– Lepiej – powiedział budżet – Niekoniecznie dobrze, ale lepiej. Zetnijmy jeszcze parę milionów i jakoś spróbujemy się zmieścić.
/strzały znikąd mijały jak dni, które to były piękne/
Dobra, od początku – najpierw czterech rezerwowych. Kryterium: jak najtańsi. Bo przecież w składzie znajdą się tylko ze względów regulaminowych, a potem, kiedy sponsorzy zaczną wypłacać premie, wymieni się ich bez żalu. W bramce Jakub Freitag z Piasta Gliwice, w obronie Piotr Rogala z Korony i Mateusz Maliszewski z Jagiellonii, a w ataku Emil Gajko, też z Białegostoku. Razem, 3,3 mln. Zostaje… yyy… dwa w pamięci… siedem… No, trochę zostaje. Zatem do obrony kupimy…
/strzały znikąd westchnęły ciężko – zapowiadała się ciężka noc po ciężkim dniu i jeszcze cięższy poranek/
I wreszcie stało się – LZS Poligon zyskał kształt i osobowość. Pierwsza jedenastka prezentowała się nad wyraz…
– …nad wyraz dziwacznie – wtrącił Głos Wewnętrzny – Gutkovskis? Serio?
No co? W końcówce poprzedniego sezonu pokazał się parę razy, w sparingach strzelał regularnie, a Termalica pierwszy mecz gra…
– Bruk-Bet! – sprostował biuletyn zarządu – Zmieniliśmy nazwę z Termalica Bruk-Bet, na Bruk-Bet Termalica.
Kurczę, nie przebierają w środkach… Pierwszy mecz niecieczanie grają u siebie z Arką i na pewno będą chcieli zacząć sezon w wykopem.
– A Moulin?
Rouge, oczywiście. A poza tym Guilherme i Jodłowiec byli za drodzy.
– Moskwik? – Głos Wewnętrzny czepiał się nadal – I mówiłeś o Milinkovicu-Saviciu, a masz Miśkiewicza.
Teraz mam Miśkiewicza, ale jeszcze osiem minut temu miałem Milinkovicia-Savicia. A po kolejnych paru minutach będę miał może Pawełka, Słowika albo wrzody. To przecież pierwsza kolejka i skład można ustalać, bez ponoszenia kosztów punktowych, aż do 17:45 jutro.
– A liga „poligonowa”? – zapytała Opinia Publiczna.
Gra, oczywiście. „Ustaw Ligę” bez ligi „poligonowej” to jak groch bez kapusty, początek bez chaosu…
– Widzisz, Sławku? Są tacy, którzy potrafią docenić naszą pracę i eksperymenty naprawdę nie sa potrzebne – powiedziała sucho Atena Aneta.
…czy jeździec bez głowy. Chętnych do udziału zapraszam do drugiej sali po lewej sali, wbijamy kod 432967992 i nie marudzimy, że nie ma nagród, bo wszyscy wychowaliśmy się w duchu idei barona de Coubertin, liczy się dla nas udział, satysfakcja i ten… tego… yyyy… no, taka tutaj… Rywalizacja! Tak, ona właśnie. Sportowa rywalizacja.
– Pffffhhhhh – Głos Wewnętrzny wpakował sobie pięść do ust i wygalopował na korytarz.
Poprzeczka wisi wysoko – w poprzednim sezonie w lidze „poligonowej” grało 1395 drużyn, zajęliśmy siódme miejsce w klasyfikacji lig prywatnych i mieliśmy w szeregach zwycięzcę klasyfikacji generalnej – Biednych bo głupich prezesa Pitersona, a w pierwszej dwudziestce „generalki” mieliśmy aż pięciu przedstawicieli. Zeszłosezonowych sukcesów LZS Poligon nie będę przypominał, bo mi modestia nie pozwala, ale mam świadomość brzemienia, które będę musiał nieść od jutra.
– Pomożemy! – krzyknęli prezesi i zaczęli pchać się do ligi „poligonowej” (kod: 432967992) drzwiami, oknami, dziurką od klucza oraz przez komin.
Andrzej Kałwa
Fot. FotoPyk