Reklama

Weszło z Marsylii: Bajka zakończona, a przecież było tak pięknie…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

30 czerwca 2016, 23:04 • 4 min czytania 0 komentarzy

Ze Szwajcarią biła z nich potworna pewność siebie. Podchodzili do każdej jedenastki z takim przekonaniem, jakby od początku wiedzieli, że to nie może zakończyć się inaczej niż piłką w siatce. Ich twarze zdradzały wszystko. Czyli brak jakichkolwiek emocji. Brak jakiejkolwiek paniki. Ot, kolejna rzecz do odfajkowania i jedziemy dalej. Do jedenastki podchodzi Błaszczykowski. Dwa odbicia o ziemię. Wybiera lewy róg Rui Patricio. Obronił. Pozamiatane. Po marzeniach. Jesteśmy poza Mistrzostwami Europy. Bajka zakończona.

Weszło z Marsylii: Bajka zakończona, a przecież było tak pięknie…

YsHWVUo-2-2-1-1-1

Ten mecz trwał jakieś dwa tygodnie. Niemal kalka ze Szwajcarii tylko przy znacznie większej kontroli. Bez takiego emocjonalnego rollercoastera w drugiej połowie. Tu wszystko było zrównoważone. Tak, jakby Nawałka – nie licząc kilku obcinek – zaplanował niemal cały mecz od pierwszej do ostatniej minuty. Ale o to od początku chodziło – by zmusić Portugalię do ataku pozycyjnego, nastawiając się na kontry. A przy tym sprawić, by najważniejszy mecz w życiu każdego reprezentanta Polski miał zostać rozegrany w półfinale, a nie już teraz na Stade Velodrome. Potwierdziło się to wszystko, o czym tak wiele mówiono przed meczem. Że Polska jest znacznie lepiej zorganizowana. Że nasz selekcjoner skuteczniej przygotował ten zespół pod względem taktycznym. Że jest styl, jakaś myśl przewodnia. No i była…

Aż chciałoby się zaintonować „nic się nie stało”. Ta najgłupsza przyśpiewka staje się w tym momencie zasadna, ale chyba w tej chwili, po tych karnych nikomu nie przeszłaby ona przez gardło.

A przecież układało się tak doskonale…

Reklama

Po 25 minutach Portugalia była bezradna. Zero stworzonych szans. Zero celnych strzałów. Zero wygranych pojedynków. Momentami wyglądało to jak realizowanie zasady „oddaj Portugalczykowi, niech on się martwi”, ale jeszcze dłuższymi momentami Polacy jechali na trybie ekonomicznym, co frustrowało Cristiano bardziej niż pytania o Messiego. Potwierdziło się też to, o czym mówił Santos – jak szybko potrafimy przejść z obrony do ataku. Ta akcja, gdy Lewy uwolnił się od krycia Pepe – bajka. Klasa światowa. Klepka z 22. minuty w polu karnym – chyba nie było obywatela z polskim paszportem, który w tym momencie nie zerwał się z fotela. Polakom nie chodziło o prowadzenie gry, tylko przekazanie kontrolowanej swobody Portugalczykom. A że ci mają miks Seedorfa z Davidsem w jednym – to już inna sprawa.

Renato Sanches. Nie wszystkim podobało się to powołanie. Wielu – choćby Jorge Jesus – twierdziło, że chłopak jeszcze ma czas. Gdy podpisał z Bayernem, pojawiały się zasadne przecież głosy, że te 35 milionów wyłożono za potencjał, a nie realną wartość boiskową. Tymczasem ten chłopak, kumpel Dawidowicza, wywodzący się z biednych lizbońskich dzielnic pokazał, że jest w stanie dać więcej niż całe trio Sportingu razem wzięte. Strzał. Przyspieszenie. Zwrot z rywalem na plecach. Ogólna moc. Tę fantastyczną bramkę będzie się wspominało w Portugalii przez lata. Będzie się mówiło, że po świetnej zmianie z Chorwacją właśnie w tym meczu, z Polską, na Velodrome narodziła się gwiazda.

Druga połowa – klasyczne szachy i mecz prawie idealny, bo prawie bez błędów. Znów jednak – tak jak ze Szwajcarią – to rywale byli bliżej gola. Najpierw po bombie Cedrika tuż obok słupka. Potem po interwencji Jędrzejczyka, gdy legioniście tętno skoczyło do 200 uderzeń na minutę. Na koniec po genialnej piłce od Moutinho, gdy linię złamał Jędza, a Ronaldo brakło centymetrów. A poza tym kontrola, kontrola, kontrola. Ciągłe wyczekiwanie na przesunięcie kogokolwiek ze swojej strefy choćby o milimetr. Glik z Pazdanem tak się rozjeżdżali na boki przy wyprowadzaniu piłki, że pierwszy mógł przybić z żoną piątkę na VIP-ach, a drugi zerwać flagę z napisem „Krotoszyn” po drugiej stronie. O to jednak chodziło – by jak najmocniej rozbujać Portugalię. I w taki właśnie sposób udało się zaliczyć drugą dogrywkę z rzędu, a Portugalczykom… piąty remis w regulaminowym czasie na tych mistrzostwach. Niebywałe, jak daleko można dojść bez zwyciężania w 90 minutach.

Rozbieg Kuby Błaszczykowskiego zapamiętamy przez dekady. Niestety, ale tak się ten turniej ułożył, że akurat najlepszy polski piłkarz Euro 2016 spudłował akurat w absolutnie kluczowym, najważniejszym momencie swojej reprezentacyjnej kariery. Akurat w meczu, w którym Lewandowski wreszcie się odblokował. Akurat przeciwko drużynie, która ma problem z wygrywaniem.

Kto powiedział, że futbol ma być sprawiedliwy?

TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Reklama

Fot. FotoPyK

***

Za użyczenie samochodu na czas Euro 2016 dziękujemy firmie Pol-Mot.

Zrzut-ekranu-2016-06-09-o-14.04.45

 

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
0
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...