Początkowo ten tekst – „Jak co wtorek…” – miał być o czymś innym. Chociaż lubię, gdy głośny temat jest przemielony na sto sposobów (nie wszystkim to pasuje, są tacy, którzy wolą jeden tekst – trudno), to jednak uznałem: ile można o tym Pyżalskim? Artykuł obok artykułu, więc chociaż ja nie muszę się tym zajmować.
I gdy miałem coś nabazgrane, gdy już chciałem wcisnąć enter, nagle podsunięto mi wpis Izabelli Łukomskiej-Pyżalskiej na portalu natemat.pl. Prezes Warty Poznań odniosła się do słynnego filmiku i… No cóż, skompromitowała się być może nawet bardziej niż jej mąż, a przyznajmy, że poprzeczka wisiała naprawdę wysoko. W zasadzie to w moim prywatnym rankingu żenady znacznie przeskoczyła Jakuba Pyżalskiego, bo on wpadł w furię i stracił nad sobą kontrolę, a on napisała to co napisała zupełnie na chłodno. Okazało się więc, że wszystkiemu winni są piłkarze Garbarni, a mąż jedynie bronił honoru pani Izy, rzekomo poniżanej przez zespół przyjezdny (i tak samo reaguje, gdy ktoś naruszy honor ojczyzny!).
Hmm, gdyby ktoś chociaż przez sekundkę chciał dać jej wiarę, przypomnę słowa sędziego, czyli osoby w tym całym żałosnym sporze bezstronnej. „Takiego chamstwa nigdy w życiu nie widziałem” – to o Pyżalskim. „Mam szacunek dla piłkarzy Garbarni, że nie dali się sprowokować i zachowali się jak prawdziwi sportowcy” – to o zespole gości.
To naprawdę piękne, że prezes Warty chcąc gasić pożar opisuje, że piłkarze Garbarni obrażali sędziego (bo tak napisała), a on sam – że byli profesjonalistami i im za to dziękuje. Jak więc traktować wiarygodność tej kobiety? Jak brać ją poważnie, skoro wypisuje tego rodzaju dyrdymały: „Natomiast bramkarz Garbarni kopał piłkę z premedytacją celując w miejsce, w którym ja się znajdowałam – cud, że nie dostałam nią w głowę”. Mamy rozumieć, że bramkarz Garbarni zamiast walczyć o jak najlepszy wynik, celowo kopał piłkę w aut? Na youtube jest cały mecz – czy szanowna pani prezes mogłaby ujawnić, w której minucie się to zdarzyło?
Wizerunkowe pożary nie są łatwe do ugaszenia. Czasami jednak najlepiej zakopać się na rok pod ziemię, bo jak wiadomo pamięć ludzka jest bardzo ulotna. Weźmy na przykład Wojciecha Fibaka – jakiś czas był towarzysko spalony, ale spokojnie sobie kryzys przeczekał i dzisiaj dawne opowieści o tym, że zajmuje się wypuszczaniem panienek na rynek są już tylko anegdotą. Ale poznańska prezes tego nie rozumie. To częste połączenie: klasy brak, za to jest tupet. Takie połączenie oznacza dalszą ofensywę, zamiast skruchy i przeprosin. Ba, przeprosin to ona sama żąda…
Mój mąż jest tylko kibicem Warty, nie pełni w niej żadnej funkcji, ale nie pozwoli sobie jednak nigdy, aby w jego obecności obrażano mnie, nasza rodzinę, Warte Poznań, nasze miasto czy nasz kraj. A Warta to nasza rodzina. Na chamstwo odpowiedział chamstwem. Owszem poniosło go, ale uważam, że dla kilku piłkarzyków z Garbarnii Kraków należałoby się przynajmniej kilka minut w bokserskim ringu albo wręcz przeciwnie na kozetce u psychiatry. Należą do grupy ludzi która myśli (chociaż nie wiem czy to odpowiednie słowo), że może wszystkich i wszędzie bezkarnie obrażać. Zwłaszcza gdy jest w grupie, a nie w pojedynkę.
Być może mój mąż nie pasuje do ugrzecznionych realiów, gdzie w obecności męża obraża się bezkarnie jego żonę, a mąż udaje że nic nie słyszał albo grzecznie prosi o przeprosiny. Dlatego też nie zamierzam – ani ja, ani mój mąż – przepraszać za te słowa skierowane tylko i wyłącznie do kilku zawodników Garbarni Kraków. Przeprosić to powinni najpierw oni mnie i zawodników Warty. Tendencyjne filmiki opublikowanie przez Garbarnie, bez opublikowania epitetów z ust własnych zawodników z Krakowa zostawię bez komentarza.
Ja natomiast nie zostawię bez komentarza tych bzdur. Pani Izabello – muszę coś pani wyznać. Krótko. To koniec. Finito. Spadły celebryckie maski, skończyły się wizyty w telewizjach śniadaniowych i opowiadanie o słodkim rodzicielstwie. Od wczoraj jest pani wyłącznie partnerką człowieka, który „spuszcza się na ryj” i któremu „liżą dupę”. Szczerze mówiąc – kocham właśnie ten moment, gdy owe maski spadają. Czasami trzeba na to zaczekać rok, czasami i pięć lat, ale koniec końców prawda wychodzi na jaw. Nie da się całe życie udawać kogoś, kim się nie jest. No i właśnie wy zostaliście publicznie zdekonspirowani. Koniec z zabawą w księcia i księżniczkę. Można wyciągać z szafy ortalionowe dresy.
Poruszam ten temat głównie dlatego, że uważam za istotne, by takie osoby jak wy nigdy nie działały w polskiej piłce. Uważam, że nie ma dla was miejsca w tym środowisku. Jeśli się uprzecie i spróbujecie w nim zostać, ludzie powinni was obchodzić szerokim łukiem.
A miejsca nie ma dla was nie tylko dlatego, że ze stadionu robicie oborę i nie tylko dlatego, że na koniec klecicie idiotyczne wyjaśnienia. Miejsca nie ma dlatego, że tego rodzaju zachowania, jakie zostały nagrane na video, realnie wpływają na wyniki meczów. Na takim poziomie rozgrywkowym grają różni piłkarze – jedni są psychicznie mocni, inni nie wytrzymują presji i tracą formę, gdy tylko kibic nieprzyjemnie dogada. To oczywiście ich problem. Natomiast całkowicie rozumiem zawodnika, który nie jest w stanie grać na 100 procent, gdy wzdłuż linii biega rozwścieczony byczek z kryminalną przeszłością, rzucający groźby karalne. Przypomina mi się sytuacja z Serbii, gdzie w 1998 roku mistrzostwo zdobył Obilić Belgad. Za sukces tej drużyny odpowiedzialny był głównie „Arkan” (podejrzany o ludobójstwo i zbrodnie wojenne). Przeciwnicy po prostu woleli przegrać.
Nie twierdzę, że to ta sama skala, bo oczywiście nie. Ale ta sama zasada – klub, którego przedstawiciel zastrasza drużynę przeciwną, powinien albo zmienić przedstawicieli, albo zniknąć z powierzchni ziemi. Awansowaliście do ligi, ale ten awans nawet nie śmierdzi, a cuchnie. A fetor będzie się roznosił jeszcze bardzo długo.
Mam więc prośbę: zniknijcie z futbolu. Wprawdzie nie jest to gra tylko dla dżentelmenów, ale z pewnością nie jest to też gra dla was. Jeśli piłka miała wam pomóc w zdobyciu sławy – w porządku, jesteście naprawdę sławni, wczoraj wasza rozpoznawalność mocno wzrosła. Cel zrealizowany. A teraz w imieniu kibiców z całej Polski proszę – poszukajcie innego hobby. Może na przykład skoki na bungee bez liny. Podobno fajne.
* * *
Najczęstsze pytanie, jakie słyszę od wczoraj brzmi: – Czy ja się nie boję zemsty? Samo to pytanie świadczy, jak postrzegani są właściciele Warty, a co za tym idzie – sam klub.