“Fuck you Mourinho, you son of a bitch” – przewija się w jednej z piosenek kibiców MU. Słowa ostre, bo zazwyczaj takimi posługują się trybuny, ale może to nie tyle nienawiść, co raczej awersja, już w pełni uzasadniona. Jose Mourinho od przyszłego sezonu będzie oczywiście robił wszystko, by fanów z Old Trafford zadowolić, ale jak dotąd nie było mu z nimi zbytnio po drodze. Jeśli gdziekolwiek w Europie jego podopieczni wchodzili w szczyt formy, to właśnie tam. Teraz ma się to zmienić, ale my wspominamy najlepsze występy Portugalczyka w “Teatrze Marzeń”.
9 marca 2004 – Manchester United – FC Porto 1:1
To był sezon, który “The Special One” wyciągnął na piedestał na wiele długich lat. Z Porto najpierw sięgnął po ówczesny Puchar UEFA, a już rok później odbył kampanię, którą zwieńczył triumfem w Lidze Mistrzów.
1/8 finału. Pierwszy mecz w Portugalii gospodarze wygrywają 2:1, ale na wyjeździe od 32. minuty przegrywają po golu Paula Scholesa i w takim wypadku wylatują oczywiście za burtę. Mourinho się stara – wpuszcza Jankauskasa, stara się namieszać Ricardo Fernandesem, ale wszystko to na nic – United bronią się dzielnie i odliczają minuty do końcowego gwizdka. Aż w końcu nadchodzi 90. minuta spotkania: strzał z rzutu wolnego, fatalna interwencja Howarda, który odbija piłkę przed siebie i daje możliwość Costinhii, by ten dobił już tylko do pustej bramki. 1:1, awans Porto i historyczny sprint Mourinho w stronę narożnika boiska.
26 stycznia 2005 – Manchester United – Chelsea 1:2
Minął prawie rok od ostatniej wizyty Mourinho na OT i przyszedł czas na rywalizację z Manchesterem już jako opiekun Chelsea. Scenariusz był zresztą podobny do ostatniego pojedynku Portugalczyka z Sir Alexem Fergusonem, bo Jose triumfował po golu w samej końcówce (w 85. do siatki trafił Duff, choć 1:1 i tak premiowało Chelsea). Także tym razem stawka była nie byla jaka, bo tym spotkaniem londyńczycy wywalczyli sobie awans do finału Pucharu Ligi, który wygrali.
10 maja 2005 – Manchester United – Chelsea 1:3
Po paru miesiącach, Portugalczyk znów powrócił na Old Trafford, znów wygrał i znów to zwycięstwo miało swoje drugie dno. Chelsea miała już zapewnione mistrzostwo, dopinała wszelkie formalności przed odebraniem pucharu, a wyjazd do Manchesteru miał pomóc w pobiciu rekordu pod względem zdobyczy punktowej w sezonie – dotychczas najwięcej, 92 oczka, zgarnęło… MU.
Piękny gol Tiago, spytna wcinka Gudjohnsena i gwóźdź do trumny wbity przez Joe Cole’a. Ten mecz chyba przesądził o tym, że laleczki voodoo w kształcie Mourinho w klubowym sklepiku zagościły na dobre.
5 marca 2013 – Manchester United – Real Madryt 1:2
Z Santiago Bernabeu goście wywieźli cenne 1:1 i wydawało się w rewanżu mają spore szanse, by “Królewskich” kropnąć. Gdy po przerwie, przy bezbramkowym remisie, Sergio Ramos pokonał własnego bramkarza, awans do ćwierćfinału był już na wyciągnięcie ręki.
Przełomowa w perspektywie dwumeczu okazała się 56. minuta spotkania rewanżowego. Wtedy to czerwoną kartkę obejrzał Nani, co poskutkowało tym, że gospodarze się cofnęli, zaczęli heroicznie bronić, a ich defensywę dwa razy złamali Hiszpanie – raz golem Ronaldo, a raz precyzyjnym uderzeniem z dystansu Modricia.
Swoją drogą – niesamowite, że minęły dopiero trzy lata, a kibice Manchesteru zdążyli już wyleczyć się z emocji na takim poziomie.
***
Łączny bilans Jose Mourinho na Old Trafford: cztery zwycięstwa, trzy remisy i cztery porażki. Że wkrótce mocno go podkręci – mamy jak w banku.