Jak co roku odbyła się gala Ekstraklasy. Jak co roku było wesoło, szczególnie gdy już się trochę przerzedziło. Początkowy ścisk był wręcz nieludzki i to mimo faktu, że niektórzy – jak na przykład wszyscy zawodnicy Legii – od razu po części oficjalnej rozjechali się po domach. Mieli prawo być zmęczeni, wszak dzień wcześniej świętowali tytuł mistrza kraju i wiadomo, że nie skończyli o 22:00.
Z sezonu na sezon gale są coraz większe, jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie je organizować na Stadionie Narodowym. Tym razem przygotowano imprezę na 900 osób, z czego 700 w ogóle nie kojarzyłem z twarzy, co oznacza, że pojawił się szeroko pojęty „biznes”. Trochę brakowało zawodników, trenerów czy prezesów. Uważam wręcz, że tego typu impreza powinna być obowiązkowa.
Jak zwykle – plotki i ploteczki. A ich cała masa. Podobno Marcin Brosz miałby pójść do Górnika, ale tylko podobno, bo dzisiaj albo jutro cały zarząd tego klubu może zostać pogoniony. Podobno Dariusz Dźwigała miałby być następcą Czesława Michniewicza w Pogoni, a brany jest też pod uwagę w Kielcach. Michniewicza podczas całej imprezy – a trwała do wczesnych godzin rannych – nie widziano w pobliżu Macieja Stolarczyka (dyrektora sportowego Pogoni), który zadekował się w innej części sali i odebrano to jako pewien sygnał. Podobno Ojrzyński jest brany pod uwagę jako trener w Niecieczy lub Łęcznej. Oczywiście część rozsiewanych plotek to zwykłe bzdury, inne są na takim etapie, że zdążą zdechnąć pięć razy, zanim sprawy uda się sfinalizować. Albo ktoś się po prostu rozmyśli.
Trenerem roku został Radoslav Latal, z czym ja się zgadzam w stu procentach, a już na przykład Zbigniew Boniek nie – twierdzi, że Czerczesow, bo wszystko wygrał i że zawsze taki laur powinien przypaść zwycięzcy, a nie pokonanemu. Chciałem prezesa przyskrzynić pytaniem, kto zostałby najlepszym trenerem Euro 2016, gdyby w finale Niemcy pokonali Polskę 3:2 – Loew czy Nawałka? Ale Boniek zapędzony do narożnika szybko się wywinął i odparł, że na Euro nie wybiera się najlepszego trenera, więc pytanie jest bez sensu. Taktyczna ucieczka, doceniam.
W każdym razie o Latalu mówią, że ciężki z niego typ i że nie ma kontaktu ani z działaczami, ani z piłkarzami. Że gdyby nie ten mega wynik, to chętnie by mu podziękowano za współpracę, a tak trzeba zacisnąć zęby i znosić wszelkie fochy czy roszczenia. Ciekawe, jak się ta współpraca dalej potoczy, mnie nos podpowiada, że Latal po prostu profesjonalizuje otoczenie, co zawsze spotyka się z oporem. Ale Piast – tak generalnie – ma ochotę się rozwijać, a nie zwijać, liczą tam na co raz więcej. Nikt o tym nie mówi, a piłkarze naprawdę zarabiają tam bardzo godne pieniądze, niektórzy w tym sezonie rozbili bank – mieli zagwarantowane wyjściówki (w razie zwycięstwa) na poziomie 10 000 złotych. A że Piast wygrał aż dwadzieścia meczów, to łatwo policzyć, ile im wpadło w samych bonusach.
Odejdzie Kamil Vacek. Piast go wprawdzie kupi, ale tylko po to, by od razu zgodnie z dżentelmeńską umową sprzedać. Vacek to ciekawy piłkarz – wiele osób mówi, że ma niezłe uderzenie z dystansu. Faktycznie, jak kopnie to piłka leci mniej więcej tam gdzie trzeba i mniej więcej z tą prędkością, co trzeba. Ale jak się okazuje – jednak mniej niż więcej. W tym sezonie strzelał zza pola karnego na bramkę przeciwnika 40 razy i tylko 3 razy wcelował w bramkę. Gola w ten sposób nie zdobył. Niedorzecznie zła statystyka. A gość grać przecież umie i to dość wyraźnie.
Krążą różne plotki transferowe. Na przykład, że Łukasz Załuska miałby przejść do Jagiellonii Białystok (jak już Drągowski odejdzie), ale ja bym na to pieniędzy nie postawił – rok temu ten sam Załuska miał dobrą ofertę z Lechii i ostatecznie się rozmyślił, a siedzenie na ławce w Bundeslidze bywa bardzo opłacalne (bramkarz dostaje 75 procent premii meczowych). „Jaga” chciała też Hateleya ze Śląska, ale żona piłkarza uparła się, by wracać na Wyspy. Dalej? Ktoś poważny powiedział, że nowym piłkarzem Legii miałby zostać Milos Krasić i że wszystko klepnięte, ale z tego co sam usłyszałem: sprawy jednak nie ma. Jest za to inna, ale na konkrety przyjdzie czas. Dziś tutaj tylko plotki.
Jak zwykle oblegany był Jarosław Kołakowski i zadawano mu ciągle to samo pytanie: – Dokąd przejdzie Kamil Glik? Jak zwykle menedżer nie puścił pary z ust, tylko dyskretnie poradził, żeby o Gliku w Zenicie za dużo nie pisać, bo i po co (czyli że tam nie trafi). Wojtek Kowalewski mówi, że w Rosji trochę zaciskają pasa. Kiedyś w Zenicie płacili dokładnie tyle ile sam chciałeś, teraz płacą tylko tyle, ile sami chcą ci dać. Co ciekawe, Zenit jest aktualnie dopiero trzeci w lidze i w przyszłym sezonie na pewno nie zagra w Lidze Mistrzów.
Pojawił się i szybko zniknął Michał Probierz, bo chyba ochroniarz go nie poznał i nie wpuścił na główną salę podczas oficjalnej części, tylko skierował na drugie piętro. – Rok temu zostałem trenerem roku, a teraz mnie wyrzucili na balkon – kpił. To chyba jedyny taki „fuck up”, jak lubią mówić ludzie z ESA.
Ale Probierz prawdziwy show dał dzień wcześniej. Jadł kolację w restauracji na Nowym Świecie i miał miejsce przy oknie. A za oknem – pochód kibiców Legii w stronę Starówki. Co jakiś czas jeden czy drugi łepek podchodził do szyby i zaczynał trenera Jagiellonii obrażać, a ten… wyskakiwał na ulicę i pytał w swoim stylu: – Co masz do mnie? Sytuacja powtórzyła się kilka razy, zawsze z identycznym wynikiem – początkowo chamscy kibice głupieli, potem pokornieli, przybijali piątkę i mówili: – O człowieku, ty to masz jaja! Szacunek.
* * *
Sprawa Michniewicza jest niezwykle interesująca. Zrobił z Pogonią najlepszy wynik od czasów Sabriego Bekdasa, czyli od lat piętnastu. Rok temu przyszedł, gdy zespół był na jedenastym miejscu, wygrał ledwie jeden z siedmiu meczów w rundzie wiosennej, a działacze bali się, że może spaść z ligi. Michniewicz wygrał trzy mecze z rzędu i awansował do górnej ósemki. Przez kolejny sezon przeprowadził drużynę suchą stopą – ledwie osiem porażek (sezon wcześniej – siedemnaście!), trzecie miejsce na koniec fazy zasadniczej, szóste na koniec sezonu, o spadku nie było mowy nawet przez jeden dzień. Wydawałoby się, że wykonano naturalny krok do przodu i teraz sukcesywnie należy poprawiać niektóre elementy.
Ale nie – to by było za proste.
Michniewicz w Pogoni zostać za bardzo nie chciał, bo widział, że współpraca nie układa się tak, jak powinna. Zbyt wiele dzieje się za jego plecami lub nawet wbrew niemu. – Lepiej odejść po dobrym sezonie niż czekać aż cię wyrzucą po pierwszej porażce w rundzie jesiennej. Jak teraz po takim wyniku mają do ciebie pięć procent wątpliwości, to po przegranym meczu będą mieli pięćdziesiąt – powiedział mu wczoraj podczas gali Boniek. Ale Pogoń też nie chciała dalej współpracować, więc CM nawet nie miał możliwości, by podjąć ostateczną decyzję.
Wiadomo, że niezręcznie mi się rozprawia o Michniewiczu, ponieważ przyjaźnimy się od lat, więc cokolwiek napiszę – powiedzą, że nie jestem obiektywny. No więc z mojego – całkiem subiektywnego – punktu widzenia Pogoń to dobrze zakamuflowany dom wariatów.
Od 2008 roku trenerami byli tam kolejno:
– Mariusz Kuras
– Piotr Mandrysz
– Maciej Stolarczyk
– Artur Płatek
– Marcin Sasal
– Ryszard Tarasiewicz
– Artur Skowronek
– Dariusz Wdowczyk
– Jan Kocian
– Czesław Michniewicz
Dziesięciu trenerów w osiem lat. Jedni zostali wyrzucani, inni szybko mieli dość, czasami wyrzucano tych, którzy i tak mieli dość. Nigdy nawet nie było zalążka czegoś trwałego. Wydawało mi się, że teraz może nastąpić zmiana – że po prostu szukano kogoś do długofalowego projektu, ale bardzo się rozczarowałem.
Moja dobra rada (naprawdę dobra, od serca!) dla prezesa Jarosława Mroczka jest następująca: kogokolwiek pan teraz wybierze na trenera, niech pan mu po prostu pozwoli być trenerem. Niech pan nie mówi, kto ma grać w pierwszym składzie i dlaczego, a kto ma nie grać i dlaczego, albo na jakiej pozycji, bo to zachowanie najgłupsze z możliwych. Niech pan się raczej skupi na tym, by piłkarze trenowali na najlepszym boisku, zamiast całować klamkę. By organizowano zgrupowania, gdy trener uważa je za konieczne, bo klub w Ekstraklasie powinien mieć na to środki. Jak chce pan pucharów – to niech pan załatwi przelot samolotem na kluczowy w walce o puchary mecz, zamiast wsadzać piłkarzy do ciasnego autokaru. Bo to – a nie ustalanie składu – jest pańskim obowiązkiem. To, a nie wchodzenie do szatni i rozmowy motywacyjne z piłkarzami. To, a nie dobieranie trenerowi współpracowników. Generalnie – niech się każdy zajmie swoją robotą, w każdej firmie ten prosty zabieg pozwala osiągać lepsze wyniki.
Zdaniem działaczy Pogoń grała nieatrakcyjnie. No jestem bardzo ciekaw, jak atrakcyjnie będzie grać w następnym sezonie i które miejsce zajmie. Jedno jest pewne – Atletico Madryt to w Szczecinie nigdy by powstać nie mogło, bo wygrywanie meczów defensywą nie mieści się w tamtejszej koncepcji. W porządku. Zamiast Atletico proponuję Rayo Vallecano (wprawdzie spadło z ligi, ale co tam – strzeliło więcej goli niż Villarreal czy Sevilla).
Michniewicz sobie poradzi, Pogoń też – wiadomo. Ale muszą wreszcie w Szczecinie zrozumieć, że dziesięciu trenerów w osiem lat to nie jest zdrowy model i że coś generalnie tam nie działa. Albo źle zatrudniają, albo źle zwalniają. Innej opcji nie ma.
KRZYSZTOF STANOWSKI