Gdybyśmy mieli wyselekcjonować ranking najgłupszych indywidualnych decyzji piłkarzy w ostatnich latach, to chyba mielibyśmy faworyta. Diego Costa i reprezentowanie Hiszpanii. Gdyby facet zdecydował się na ojczyznę – byłby tam bogiem jak każdy wyróżniający się grajek. Nie miałby na swojej pozycji konkurenta. Neymar wreszcie miałby z kim pograć w ataku. Zdecydował się na „La Roję”, skompromitował się na mundialu w swoim kraju, wysłuchiwał od wypełnionej po brzegi Maracany, że jest pedałem, a teraz… stracił Mistrzostwa Europy 2016. Tak, tak, sztandarowy reprezentant brudnej gry w futbolu został przed momentem pominięty przez Vicente del Bosque.
– Nie chcemy żadnych niepewności związanych z przygotowaniem fizycznym – komentował na gorąco selekcjoner, ale powodów rezygnacji z Costy mogą być dziesiątki. Choćby jego charakter. Choćby ciągle prowokacje. Choćby ryzyko obejrzenia czerwonej kartki, co przecież mogłoby koniec końców spowodować odpadnięcie z turnieju. Diego Costa przegrał rywalizację z dwiema klasycznymi dziewiątkami – Alvaro Moratą z Juventusu i Aritzem Adurizem z Athletiku. Spekulacje tym samym zostały zakończone – 35-letni Benjamin Button hiszpańskiego futbolu w piękny sposób spuentuje swoją karierę, choć pisząc te słowa delikatnie się wahamy. Facet z roku na rok jest ewidentnie coraz lepszy i już nawet Fernando Torres – który osiągnął tysiąc razy więcej – podkreśla, że wręcz się na nim wzoruje. Aduriz to genetyczna maszyna. Sportowiec pełną gębą.
Właśnie, Torres… On sam nie miał większych nadziei na powołanie, bo od dwóch lat nie jeździł na kadrę, ale ostatnio w Atletico odżył, momentami wręcz ciągnął ekipę Simeone i przewijało się coraz więcej głosów, że jak najbardziej powinien pojechać do Francji. Ale nie pojedzie. Podobnie jak Sergi Roberto, Santi Cazorla, Paco Alcacer, Juan Mata, Javi Martinez, Nacho Monreal, Hector Bellerin czy Mario Gaspar. Jedenastka pominiętych przez Vicente del Bosque walczyłaby o… ćwierćfinał? Półfinał? A może nawet medal? To czysta zgadywanka, football fiction, ale też klasyczny – jak mawiają Hiszpanie – problem luksusu dla selekcjonera.
Z drugiej strony kilka wyborów może dziwić. Na Półwyspie Iberyjskim zadają dziś następujące pytania – co w kadrze robi Pedro, który zaliczył przeciętny sezon w Chelsea? Dlaczego powołanie dostał Bartra, czyli ostatni stoper w hierarchii Barcelony? Po co brać Casillasa, który od wielu miesięcy jest w formie emerytalnej? Czy Bruno Soriano faktycznie zasłużył na wyjazd kosztem choćby Sergiego Roberto? Takich wątpliwości – mimo potężnie mocnej kadry – jest masa. Hiszpanie po mundialu w Brazylii mają wiele zasadnych powodów do obaw, bo tam się okazało, że papier nie gra. Ale dziś to nie oni są głównym faworytem do złota – tym razem to miano wypada przypisać Francuzom. I to zdecydowanie.