Choć władze Premier League tak zaplanowały ten weekend, że większość drużyn z czołówki gra jutro, to fani wyspiarskiego nie mogli narzekać dziś na brak emocji. Działo się przede wszystkim na dnie tabeli, gdzie o utrzymanie biją się mocno trzy drużyny i na dobrą sprawę po sobotniej serii gier sytuacja zamiast się rozjaśnić, skomplikowała się jeszcze bardziej. Swoje na górze zrobiły natomiast ekipy londyńskie, czyli West Ham i Arsenal – choć styl jaki dziś zaprezentowały, był diametralnie inny.
Rafa Benitez za długo się na bezrobociu nie nasiedział, a gdy już pracę dostał, to na nudę narzekać na pewno nie może. Misja dźwignięcia Newcastle z kolan od początku wydawała się trudna, a kolejne tygodnie tylko pokazują, że jakkolwiek ten sezon dla “Srok” się skończy, włodarze powinni siąść i poważne zastanowić się nad kierunkiem, w którym idzie klub.
Do spotkania z Crystal Palace, NUFC podchodziło z nożem na gardle. Gdyby dziś zebrali baty, to profilaktycznie mogliby się już szykować do tego, że kolejny sezon spędzą w gronie drugoligowców. I choć odpowiedzialność na swoje barki wziął Andros Townsend, który tak pięknie rąbnął z wolnego…
Fan footage of Andros Townsend’s class free-kick… pic.twitter.com/6nfeQaYgcK
— All Football News (@AllFootballLive) April 30, 2016
…to w końcówce meczu gospodarze mieli ciepło. W 70. minucie do jedenastki wywalczonej przez gości podszedł Yohan Cabaye i – jakby trochę z sentymentu do swojego byłego zespołu – przestrzelił. Trzy punkty zostały ostatecznie na St. James Park.
***
Tempa nie planuje najwyraźniej zwolnić West Ham. Podopieczni Slavena Bilicia dziś gładko 3-0 przejechali się po West Bromie, dzięki czemu zrównali się punktami z Manchesterem United, który jutro mierzy się z Leicester City.
Po raz ostatni tak wysoko w tabeli, ale już na finiszu, byli w 1999 roku, natomiast przedłużona dziś do dziesięciu meczów bez porażki z rzędu seria, po raz ostatni przydarzyła im się 21 lat temu. Na naszych oczach pisze się więc historia tego klubu i chyba tylko fantastycznej dyspozycji “Lisów”, West Ham może “zawdzięczać to”, że mimo tak kapitalnego sezonu, wciąż niewiele się o nich mówi.
***
Od dawna wiedzieliśmy, że ten balonik lada chwila pęknie. Arsene Wenger jakimś cudem broni się z roku na rok i wciąż utrzymuje swój stołek, ale kibice w końcu dali głośny wyraz swemu niezadowoleniu. Dziś na trybunach zjawili się z krótkimi komunikatami, które wymownie pokazują, że najwyższy czas by ekipa z Emirates wygrzebała się z marazmu.
Zdobyte dziś trzy punkty (jedynego gola w meczu strzelił Welbeck) pozwoliły co prawda “Kanonierom” wskoczyć na trzecią pozycję, ale znajdujący się za nimi Manchester City swój mecz rozgrywa dopiero jutro. Nie obejrzeliśmy jednak typowego spotkania pomiędzy drużyną, która najprawdopodobniej za rok znów zagra w Lidze Mistrzów, a przedostatnią ekipą w stawce. Gospodarze może i mieli częściej piłkę przy nodze, może i statystyki przemawiają na ich korzyść, ale generalnie zagrali po swojemu, czyli nijako.
***
Co wydarzyło się w pozostałych meczach? Aston Villa w zasadzie w perfekcyjny sposób podsumowała sezon w swoim wykonaniu. Co więksi optymiści liczyli pewnie, że gdy już spadek ekipy z Birmingham zostanie odtrąbiony, z zawodników zejdzie trochę presji i może uda im się w miarę godnie pożegnać z Premier League. Nic z tego. “The Villans”, na wyjeździe z Watfordem, prowadzili dziś przez 90 minut, by w niecałe 180 sekund dać sobie wbić dwa gole i do domu wracać z niczym. Frajerstwo w najczystszej postaci. Everton ograł zaś u siebie 2:1 Bournemouth, w bramce którego stał Artur Boruc, a Sunderland rzutem karnym w ostatniej minucie uratował punkt w Stoke.