Jeśli komuś nieobeznanemu w realiach angielskiej piłki, chcielibyśmy zaprezentować esencję gry Tottenhamu – bez wątpienia wskazalibyśmy ten mecz. Stoke to rywal wymagający i niebezpieczny, ale dziś gospodarze zostali przez podopiecznych Mauricio Pochettino brutalnie spacyfikowani. Skończyło się na 0:4, a skończyć się mogło wyżej, bo goście zmarnowali kilka dogodnych sytuacji.
Pierwsze słowo, które przychodzi nam na myśl po tych 90 minutach, to fantazja. Nie zdążyliśmy się jeszcze dobrze rozsiąść w fotelach, a Kane zakręcił takiego rogala ze skraju szesnastki, że kopary opadły nam do samej ziemi. Od razu przypomniał się mecz z Arsenalem i dość podobny gol Anglika, choć chyba jeszcze bardziej spektakularny. Stoke, mimo że z dużym wachlarzem możliwości w ofensywie, za nic w świecie nie potrafiło znaleźć sposobu, by sforsować obronę „Kogutów”. Próbował Arnautović, próbował Shaqiri, ale co rusz byli wybijani z rytmu przez świetną defensywę.
Druga rzecz, która charakteryzowała dziś zawodników Pochettino, to anielska wręcz cierpliwość. Po ponad godzinie gry prowadzili jedną bramką, a wciąż grali do bólu pragmatycznie. Spokojnie przeczekali kilkanaście minut ataków, dali się rywalowi wyszumieć, a gdy już wzięli sprawy w swoje ręce – nie było co zbierać. Najpierw okazję oko w oko z Givenem na gola zamienił Alli, chwilę potem do pustej bramki dobił Kane, a gdy trybuny Brittania Stadium opustoszały już prawie kompletnie, pięknym wolejem popisał się strzelec drugiego gola tego wieczoru – Delle Alli.
I w końcu element trzeci – dziś kluczowy. Christian Eriksen. Duńczyk nie wpisał się co prawda na listę strzelców ani razu, ale sposób w jaki prowadził grę Tottenhamu – chapeau bas. Widział na boisku tak wiele, że nie zdziwimy się wcale, jeśli po tym meczu na Wyspach drżą o posadę wszyscy szanowani wróżbici. 24-latek w każdej akcji przewidywał dwa ruchy naprzód, wiedział co się wydarzy. Za jego tempem myślenia nie nadążał zresztą sam realizator, a sytuacji potwierdzających niesamowitą formę Eriksena było multum. Ileż to razy niespiesznie truchtał w stronę piłki, by po chwili posłać takie ciasteczko, że partnerom pozostawało tylko dostawić nogę. Wystarczy choćby spojrzeć na obie bramki Alliego – absolutny majstersztyk w wykonaniu asystującego.
Wyścig o triumf w lidze angielskiej – po kilkutygodniowym impasie – znów nabiera więc rumieńców. Leicester stracił punkty z West Hamem, a Tottenham, dzięki dzisiejszemu zwycięstwu, zmniejszył dystans do pięciu oczek. Dziś oglądamy więc rywalizację drużyny grającej ostatnio do bólu skutecznie, minimalistycznie i często na granicy szczęścia z tą, w której widać ścisły plan i wzorowy porządek. Spoglądamy w terminarz i – choć do końca już tylko cztery kolejki – wcale nie przesądzamy sprawy. Tym bardziej, że Ranieri co najmniej jeden z meczów rozegra bez Vardy’ego, a podopieczni Pochettino pokazali właśnie, że w baku pozostało im jeszcze sporo paliwa.