Założenie West Hamu na ten sezon jest banalnie proste. Podpuść i skasuj. Dla nich zabawa zaczyna się dopiero przy 0:2. Idziemy o zakład, że nie ma drugiej takiej drużyny w najmocniejszych ligach Europy. Drugiej takiej, która w przeciągu dwóch miesięcy trzy razy odrabiałaby dwubramkową stratę i nie przegrywała żadnego z tych spotkań.
Banda Slavena Bilicia mogła dziś do Norwich, Evertonu i Arsenalu dorzucić kolejny skalp. Było piekielnie blisko. Jak to oni, najpierw dali sobie wbić dwa gole, a dopiero później ruszyli do ataku. W końcówce to był już prawdziwy blitzkrieg, który w pojedynkę zatrzymał jeden facet. David De Gea. Akcja, w której najpierw odbił przed siebie bombę z bliska Kouyate, a później zdążył się podnieść do poprawki zza szesnastki Carolla – klasa. I tak, jak pragnęliśmy tej dogrywki z całych sił, tak akurat gdy po drugiej dobitce Kouyate piłka w końcu wpadła do siatki, mogliśmy tylko cieszyć się, że wysiłki niesamowitego De Gei nie poszły na marne. Po prostu nie zasłużył, by akurat w tej sytuacji skończyć jako pokonany.
Ale powiedzenie, że ten mecz miał jednego bohatera, byłoby sporą niesprawiedliwością. Bo by De Gea mógł Manchesterowi wybronić awans, najpierw musiały wpaść bramki dla United. O ile ta druga to gol jakich wiele, o tyle to co nawyrabiał z defensywą West Hamu i jak później zdjął pajęczynę Marcus Rashford… Aż dziw bierze, gdy się temu chłopakowi patrzy w metrykę. Jeszcze rok temu musiał prosić starszych kolegów, żeby kupili mu piwo, a dziś pewnie będzie tym, który w szatni odkorkuje szampana.
Swój moment chwały miał też Marouane Fellaini, tak niemiłosiernie krytykowany przez fanów United. Cieszynką wbił im zresztą szpilkę, pokazał, że to jemu teraz zawdzięczają swoją ogromną radość, że to on pieczętuje ten upragniony awans.
Jeszcze bardziej niż ten wymowny gest Belga w pamięci zapadnie nam jednak to, jak bardzo West Ham później chciał odrobić straty. Kapitan wskazał zresztą drogę:
Najlepszy moment meczu (poza golem Rashforda) https://t.co/KqvXoR7gha
— Magdalena Orpych (@Orpych9) 13 kwietnia 2016
A że tym razem pogoń którą przypuścili nie zakończyła się sukcesem? Chwała im i za to. No risk, no fun.
***