Filmowa historia Leicester nie miałaby prawa się wydarzyć, gdyby za doskonale znanymi aktorami pierwszego planu nie stali świetni odtwórcy pomniejszych ról. Gdyby na sukces całej tej produkcji nie pracował cały sztab niewidocznych dla oka ludzi odpowiedzialnych za detale, które odróżniają prawdziwie oscarową produkcję od zwykłej komercyjnej chały.
Prawdopodobnie najbardziej romantyczna futbolowa historia ostatnich lat pisze się właśnie na naszych oczach. Jej happy end jest już właściwie o krok. I choć pewnie po latach wspomnienia nieco się pozacierają, a w pamięci pozostaną jedynie urywki obrazków celebrującego kolejną bramkę Vardy’ego, wyciągającego następny niemożliwy do obrony strzał Schmeichela, prezentującego kolejny szaleńczy drybling Mahreza czy powstrzymującego łzy wzruszenia Ranieriego, to ten nadchodzący sukces Lisy zawdzięczają też kilku pomniejszym bohaterom. Tym, których telefony nie rozgrzewają się codziennie do czerwoności od próśb o spotkania czy wywiady, a o których zwyczajnie nie wypada zapominać.
Danny Drinkwater
Danny Drinkwater (w czerwonej masce) na klubowej imprezie świątecznej
Czy bohaterem drugiego planu można nazwać zawodnika, który na ostatnie zgrupowanie przed mistrzostwami Europy dostaje powołanie od Roya Hodgsona? Ależ jak najbardziej. Nawet na mecze z Niemcami i Holandią Drinkwater pojechał w cieniu Vardy’ego czy niesamowitych dzieciaków z Tottenhamu. Ba, nawet na środku pomocy Leicester wciąż pozostaje „tym drugim”. Przecież pochwały w większości sypią się pod adresem wszędobylskiego N’Golo Kante.
Wczoraj udowodnił po raz wtóry, że zasługuje na nie mniejszą uwagę. Oba gole z Sunderlandem strzelił co prawda Jamie Vardy, ale to nad asystą Drinkwatera przy pierwszym z nich debatowano najdłużej. Ze wszystkich tego typu zagrań Lisów, których w tym sezonie była już przecież cała masa, to było chyba najładniejsze i najbardziej wypieszczone. Drinkwater najpierw jak juniora strząsnął sobie z ramienia największego brutala ligi Lee Cattermole’a, by sekundę później patrzyć spokojnie, jak idealnie skrojone podanie ląduje między obroną a przyklejonym do linii Mannone. Vardy musiał już tylko… pozostać Vardym.
Shinji Okazaki
Podobnie jak Drinkwater nie ma szans na bycie postacią numer jeden w środku pomocy póki obok niego gra N’Golo Kante, tak Okazaki prędko nie zostanie motorem napędowym i gwiazdą swojej formacji. Przynajmniej tak długo, jak jego partnerem w ataku będzie Jamie Vardy. Jemu zdaje się to nie przeszkadzać. Japończyk szybko zaadaptował się w Premier League i choć nie strzela już tak często jak w Mainz, gdzie co sezon notował na swoim koncie podwójną zdobycz, to jego wpływu nie sposób nie docenić. Zresztą spójrzcie sami:
– otwierający wynik gol w wygranym 2:1 spotkaniu z West Hamem na wyjeździe
– zamykający wynik gol w wygranym 3:0 meczu z Newcastle na wyjeździe
– asysta przy bramce na 1:0 i gol na 3:1 w wygranym 3:2 meczu z Evertonem na wyjeździe
– gol na 1:0 w zremisowanym 1:1 meczu na Villa Park z Aston Villą
– asysta przy decydującym golu Vardy’ego na 2:0 z Liverpoolem u siebie
– decydująca o wygranej przewrotka przeciwko Newcastle u siebie (1:0)
Co najmniej kilka punktów to ogromna zasługa pracowitego Okazakiego, chyba tylko ten dobijający Newcastle gol na 3:0 nie miał większego znaczenia. Nieprzypadkowo do ławki przykleił się Leonardo Ulloa, który tak znakomicie wszedł w poprzedni sezon.
Robert Huth
Jedyny w Leicester, który był mistrzem Anglii – i to dwukrotnie. Tak jak w highlightsach z sezonu 15/16 Okazaki będzie z pewnością prezentowany jak składa się do pamiętnej przewrotki z Newcastle, tak Huth już zawsze będzie się kojarzyć z torpedą posłaną głową w kierunku bramki Hugo Llorisa, która dała zwycięstwo nad Tottenhamem – jakże ważne z perspektywy czasu. Kolejne dwa pociski? Dwie bramki w meczu z Manchesterem City, który chyba wreszcie na dobre zdefiniował cel Lisów na ten sezon. Mistrzostwo kraju.
Mimo to Huth unika błysku fleszy. Nawet po wspomnianym meczu z The Citizens, króciutko porozmawiał z reporterami i dał im skupić się na stojącym obok drugim bohaterze tamtego dnia, Riyadzie Mahrezie.
***
„Możesz sobie wyobrazić jego twarz wykutą w skale. Jego masywną szyję, jego ramiona szerokie jak szafa, jego ciało mogące skryć za sobą bankowy sejf”
Christoph Biermann, znany niemiecki dziennikarz sportowy
Ben Wrigglesworth
Jego w Leicester już co prawda nie ma, ale ten przebojowy 24-latek bez wątpienia dołożył swoją cegiełkę do sukcesu tego sezonu. Facet niedługo po dwudziestych urodzinach dostał robotę w dziale skautingu Lisów, który przecież odkrył dla angielskiej piłki Riyada Mahreza i N’Golo Kante. Jasnym było, że w końcu zainteresują się nim większe i bogatsze kluby, dokładnie tak jak miało to miejsce w przypadku Roba Mackenzie, który rok wcześniej zamienił King Power Stadium na White Hart Lane. Tam został szefem identyfikacji zawodników. Wrigglesworth również przeprowadził się do północnego Londynu, by wzmocnić rozbudowywaną za miedzą przez Arsenal sieć skautingową pod okiem Steve’a Rowleya.
Steve Walsh
Gdy kibice Arsenalu otwierali już szampany, świętując transfer Wriggleswortha, szykując przy tym kolejne na transfery przyszłych gwiazd ligi, Gary Lineker stwierdził na łamach Daily Mail: – Niezmiernie mnie bawi to, że Arsenal ściągnął złego skauta. To Steve Walsh odkrył tych zawodników (Kante, Fuchsa i Mahreza) i sprowadził ich do Leicester. Wiem doskonale, kiedy znalazł Mahreza. Wysłano go obserwować innego zawodnika, a Walsh wrócił właśnie z Algierczykiem.
I tak jak Wrigglesworth często był rękami klubowego skautingu i nie można nie doceniać jego wkładu w kształt obecnej kadry Leicester, tak Walsha uważa się za jego mózg. Asystent Ranieriego i szef rekrutacji zwykle nie wychodzi z cienia – to Ranieriego zwykle kamery szukają po zwycięstwie, to jego łzy, a nie radość Anglika wczoraj pokazywano we wszystkich serwisach sportowych. Ale Lineker nie ma wątpliwości – by pozbawić Leicester ogromnego atutu na polu selekcji zawodników, trzeba z tego klubu wyjąć Walsha.
Craig Shakespeare
Drugi z asystentów Ranieriego, człowiek dzięki któremu Włoch tak szybko znalazł wspólny język z zespołem. Tak jak Walsh zapewnił materiały, z których będzie można uszyć garnitur i bez wstydu pokazać się w nim na salonach, tak Shakespeare zaznajomił nowego szkoleniowca Lisów z całą klubową maszynerią i stosowanymi przez Nigela Pearsona technikami szycia. To on pomógł też zawiązać nić porozumienia pomiędzy Ranierim a szatnią, która przetrwała do dziś.
Nic więc dziwnego, że Shakespeare w lutym dostał – zresztą wraz ze wspomnianym wcześniej Walshem – propozycję nowej umowy. I oczywiście solidną podwyżkę.
Andy Blake, Peter Clark, Adam Sadler i Ollie Waldron
O ile o poprzednich członkach sztabu mogliście gdzieś usłyszeć, o tyle nazwiska tej czwórki pewnie mówią wam niewiele. Albo wręcz nic. To czterej goście, którzy przy laptopach spędzają czasami więcej niż dwadzieścia cztery godziny na dobę. Analitycy, których znaczenie najlepiej pokazuje to zdjęcie, jeszcze z czasów panowania Nigela Pearsona:
Niezbyt często widzi się obrazek, gdy menedżer zamiast szaleć przy linii, siada przy laptopie i wraz ze swoimi analitykami obserwuje to, co dzieje się na boisku. Ranieri nie przejął tego zwyczaju, w pełni ufając oczom Blake’a i Clarka, którzy dostarczają mu szczegółowe raporty dotyczące występu każdego z zawodników tuż po spotkaniu. Zajmujący najczęściej miejsce na trybunach w ich bezpośrednim sąsiedztwie Sadler to z kolei geniusz taktyczny, który szybko znalazł wspólny język z lubującym się w tego typu niuansach Ranierim. Czwarty do brydża, Ollie Waldron, to z kolei jeden z najbliższych współpracowników Steve’a Walsha, analitycznym okiem spoglądający na każde z potencjalnych wzmocnień.
Nigel Pearson
– Ranieri skorzystał z całej ciężkiej pracy Nigela. Świetnie jest wejść do klubu, w którym wszystko jest doskonale poukładane. Claudio po prostu przejął pałeczkę i pociągnął zespół do przodu – twierdził po pierwszych kolejkach sezonu Tony Pulis, menedżer West Bromwich Albion. Mówiąc o Nigelu, miał oczywiście na myśli Nigela Pearsona, szkoleniowca który cudem utrzymał Lisy w Premier League, a który został mimo to zwolniony na dzień przed otwarciem okienka transferowego.
Związek Pearsona z zarządem już wcześniej był dość napięty, a czarę goryczy przelał skandal z udziałem jego syna. James Pearson wraz z dwoma kolegami z młodzieżowego zespołu Lisów, Tomem Hooperem i Adamem Smithem nagrali rasistowską seks taśmę podczas tournee w Tajlandii. A że Vichai Srivaddhanaprabha, właściciel Leicester City jest Tajem, to możecie się domyślić, że nikogo z nich nie miał zamiaru poklepywać po plecach. Zamiast tego całej czwórce sprzedał kopa w dupę i wykręcił numer Ranieriego.
Resztę historii wszyscy znamy.
SZYMON PODSTUFKA