Czwarty raz z rzędu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i czwarty raz rzędu nieskuteczna rywalizacja o miejsce w najlepszej czwórce Europy? Tak, w Paryżu mają dziś o czym myśleć. Zanim jednak pomyślą – powinni ochłonąć. PSG z Manchesterem City wsadziły nas na karuzelę emocji i zakręciły co sił. Po remisie 2:2 sprawa awansu jest w pełni otwarta.
Zlatan Ibrahimović nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów. Nie udało się w Amsterdamie, Turynie, Mediolanie, Barcelonie, po drugiej stronie Mediolanu i dotychczas również w Paryżu. Dla 34-letniego Szweda zdobycie tego trofeum to już sprawa osobista – za wiele grania też mu już nie zostało. Dlatego dziś, kiedy PSG znów rozgrywa mecz w ramach 1/4 Champions League, wszystkie oczy skierowane są na niego. A on jakby ten wzrok poczuł, dostrzegł i się speszył.
Sytuacja numer 1. Po świetnej kontrze pada w polu karnym Matuidi, ale gwizdek sędziego milczy (raczej niesłusznie) – słychać go parę minut później (tutaj też raczej niesłusznie), gdy leży David Luiz. Do jedenastki podchodzi Ibrahimović, ale strzał zatrzymuje Hart.
Sytuacja numer 2. Ibrahimović, oddając chwilę wcześniej niegroźny strzał głową, traci piłkę w środku pola, a rywal momentalnie wyprowadza kontrę. Na szczęście dla gospodarzy, Silva po wrzutce Navasa uderza niecelnie.
Sytuacja numer 3. Widać, że przechwyty i dynamiczne, otwierające podania to dziś metoda na sukces – po idealnym zagraniu Motty mnóstwo czasu i miejsca ma Ibrahimović. Przed nim już tylko Hart. Ale Szwed uderza mocno, za mocno, nad bramką.
Sytuacja numer 4. Hart wznawia grę podaniem do Fernando, a ten zagrywa tak, że piłka odbija się od nadbiegającego do niego Ibrahimovicia i wpada do siatki. Gol dla PSG.
Sytuacja numer 5. Zlatan wygrywa pojedynek główkowy w polu karnym, futbolówka jest poza zasięgiem Harta i trafia w poprzeczkę.
Tak, sam napastnik paryżan po takim meczu mógłby rozsiąść się w fotelu i pierdolnąć sobie whisky. Mógł trafić z rzutu karnego – obronił bramkarz. Mógł wykorzystać sam na sam – walnął ponad bramką. Mógł strzelić po walce w powietrzu – trafił w poprzeczkę. A do tego gola, którego zapisujemy dziś na jego konto, nie potrzebował oddać nawet strzału. Rozumiemy, że niedosyt jest. Więcej, niedosyt być musi. Przede wszystkim dlatego, że dwie z tych okazji miały miejsce przy bezbramkowym remisie. Prowadzenie w Paryżu objęło City, De Bruyne skorzystał z podania Fernandinho, dopiero chwilę później ten fatalny błąd popełnił Fernando.
Po przerwie przewagę mieli gospodarze. Strzelał Cavani, indywidualnie próbował Di Maria, aż w końcu Cavani uderzył głową tak, że piłkę z trudem odbił Hart – i skorzystał z bliska Rabiot. Wtedy PSG miało szansę na trzeci cios, wtedy też Ibrahimović trafił w poprzeczkę. Gospodarze zamiast jednak mocniej podkręcić tempo, zrobili to, co przed przerwą goście. Czyli praktycznie sami strzelili sobie gola. Po wrzutce Sagny najpierw piłka przeleciała po stopie Auriera, potem niefortunnie odbiła się od Thiago Silvy i wylądowała pod nogami Fernandinho. 2:2.
Oj, to był dobry mecz – ze sporą dawką dramaturgii, zwrotów akcji, dodatkowych historii. Hart obronił już w tej edycji Ligi Mistrzów drugą jedenastkę, no i ten Zlatan… Po tym wyniku w Paryżu świadomi, że w rewanżu zabraknie już nie tylko Verattiego, ale też Davida Luiza i Matuidiego, spać spokojnie nie mogą.