Nie Alexis Sanchez, nie Jamie Vardy czy Harry Kane. W ten weekend najgorętsze nazwisko w Anglii, które ląduje na czołówkach większości sportowych serwisów internetowych, to Mark Bonar. Dokładniej – doktor Mark Bonar. Gość, który miał przez sześć ostatnich lat szprycować niedozwolonymi środkami półtora setki czołowych sportowców. W tym piłkarzy największych firm Premier League.
Znacznie zwiększająca wytrzymałość organizmu EPO, przyspieszający przyrost masy mięśniowej hormon wzrostu… W asortymencie Bonara sporo było map z drogami na skróty do osiągnięcia życiówki, dlatego też na klientelę nie narzekał. Regularnie mieli odwiedzać go kolarze wypruwający sobie żyły na Tour de France, bokserski mistrz świata, tenisiści należący do rankingowej czołówki, a także gracze Arsenalu, Chelsea, Leicester i występującego w Championship Birmingham.
„The Sunday Times”, który ujawnił skandal, czeka już tylko na potwierdzenie swoich informacji w niezależnym źródle, by móc spuścić prawdziwą bombę, czyli opublikować listę nazwisk, podanych dziennikarzom przez Bonara. Wystawić na ostracyzm, skazać na publiczne pożarcie oszustów, którzy – jak twierdzi Bonar – w pełni świadomie przyjmowali zabronione substancje, niezwykle ochoczo odwiedzając jego gabinet przy Harley Street.
Zastanawiać musi też, jak to możliwe, że pod nosem specjalnej agencji antydopingowej UKAD działał długimi latami hochsztapler, który na „jedynkach” znajduje się nie pierwszy raz. Zamiast gruntownie prześwietlić doktorka, trzeba było czekać na prywatne śledztwo „The Times”, któremu ledwie kilka miesięcy temu złą sławę przyniósł inny głośny skandal. Sprawa z umierającą, chorą na raka pacjentką, którą regularnie kasował na grube sumy pieniędzy, karmiąc ją specyfikami niosącymi za sobą ryzyko dramatycznego pogorszenia jej stanu zdrowia i przysporzenia jej jeszcze więcej cierpienia. Kobieta potraktowana jak królik doświadczalny niedługo później zmarła.
Jedno jest pewne – już za moment na doskonałą formę gwiazd Premier League może być rzucone zupełnie nowe światło. Oj, dziś żaden z zawodników, którzy swojej formy poszukiwali u Bonara, nie zaśnie spokojnie, pochrapując sobie w głos. I nie, nie pomoże tutaj ani liczenie baranów, ani szklanka gorącego mleka.