Serial, którym przez ostatni rok żyła Wielka Brytania, powoli dobiega końca. Motyw przewodni? Urabianie małolaty. Bohater główny? Adam Johnson. To już ten moment przed napisami końcowymi, w którym wszystkie puzzle zostały poukładane w spójną całość. Gość przeskrobał (aż za mocno!) i w czwartkowe popołudnie usłyszał to, czego nie chciałby usłyszeć: wyrok sześciu lat garowania. Oczywiście, jeszcze będzie apelacja i trochę to potrwa, zanim oficjalnie przywita się z nowymi kompanami w pierdlu, ale generalnie już może powoli otwierać angielski odpowiednik „miejski.pl” i zacząć oswajać się ze słownictwem.
265 meczów w Premier League, 12 w reprezentacji Anglii, gra w Watfordzie, Manchesterze City i Sunderlandzie. I nagle wszystko jak krew w piach. Cała kariera, kontrakty sponsorskie, gra w poważnej lidze najzwyczajniej w świecie poszły się pieprzyć. Johnsonowi w lipcu licznik wybije 29 lat. Jeszcze kilka sezonów mógł pograć na wysokim w miarę poziomie, ale zamiast tego zafundował sobie długie wakacje na koszt państwa. Zakładając najbardziej optymistyczny scenariusz – po połowie odbytej kary zostanie zwolniony warunkowo. Przy tym pesymistycznym – wolnością będzie się cieszył w wieku 35 lat. Niezależnie od tego, kiedy wyjdzie, z poważną grą może się już pożegnać. Z łatką „majciarza” będzie mógł co najwyżej poszukać szczęścia w niższych ligach.
Więc w co takiego wdepnął Johnson? W celu pełnego nakreślenia tej historii należałoby się cofnąć do końcówki 2014 roku. Wówczas zaprzyjaźnił się z małolatką, z którą wymienił setki wiadomości na Snapchacie i WhatsApp, a potem postanowił przejść do rzeczy. Jak zeznawała „ofiara”, do spotkań dochodziło w ciemnych miejscach (zwykle w samochodzie), a tam… gmeranie 15-latce w spodniach i te sprawy. Żadnych grubszych akcji – jak zapewniał Johnson – nie było, choć z tego, że googlował, by sprawdzić od jakiego wieku można robić to na legalu, nie potrafił się wytłumaczyć. Żeby było śmieszniej, cały ten chory scenariusz pisał się w momencie, kiedy jego urodziwa partnerka Stacey Flounders była w ciąży z ich córeczką.
Całość wypłynęła, kiedy nastolatka pochwaliła się przed znajomymi swoją zdobyczą. I, jak to w takich sprawach bywa, zaczął się horror. Przewalone w szkole, przewalone wśród znajomych i przewalone w Internecie. Najpierw dowiedzieli się rodzice, niedługo później policja. Cytujemy fragmenty zeznań:
„Kiedy zapytał mnie o wiek, odpowiedziałam, że mam 15 lat. W rzeczywistości dopiero je skończyłem. Nie postrzegałam jednak tego jako problemu, bo chodziło tylko o podpisaną koszulkę. Byłam tym wszystkim przytłoczona. Pisał do mnie SMS-y, to mój ulubiony zawodnik. Czułam się zawiedziona i wykorzystana przez niego.”
„To, co wydarzyło się w samochodzie, przewróciło moje życie do góry nogami. Straciłam całkowicie zaufanie, cierpiałam w szkole.”
„W ciągu ostatnich 12 miesięcy miałam momenty, w których chciałam ukryć się przed światem. Czasami nie byłam w stanie stawić czoła ludziom.”
Nie będziemy bawić się w adwokata Johnsona, ale ewidentnie widać, że problem pojawił się, gdy dziewczyna chciała zostać bohaterką w paczce znajomych. Wcześniej (dziwne!) nie sprawiało jej problemu umawianie się na kolejne randki. Sędzia prowadzący sprawę nie był nawet w najmniejszym stopniu wyrozumiały i przyklepał Johnsonowi surową karę, do tego dorzucił koszty procesu (bagatela 50 tys. funtów). – Sława, pozycja i status społeczny nie dają przyzwolenia na łamanie prawa w dążeniu do realizacji własnych pragnień – takimi słowami uzasadniał swoją decyzję.
Jak widać, na wyspach zmarnowanie sobie życia i kariery jest równie łatwe, co zbajerowanie 15-latki. A w Polsce nawet nie byłoby tematu.