Reklama

Najgorzej skrywany sekret w Anglii: „Il Capitano” o krok od Chelsea

redakcja

Autor:redakcja

18 marca 2016, 17:52 • 7 min czytania 0 komentarzy

Prezes włoskiej federacji nabierający wody w usta pytany o zakusy Anglików. Brytyjscy dziennikarze donoszący o dogadanym już, wartym sześć i pół miliona funtów za sezon kontrakcie. Wreszcie sam Conte zapowiadający, że odchodzi z reprezentacji Włoch po Euro… Jeszcze do niedawna najgorzej skrywanym sekretem w Anglii było przejęcie Manchesteru City przez Pepa Guardiolę, obecnie pałeczkę przejęli The Blues. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie, bez problemu poustawia klocki tej układanki na odpowiednich miejscach i domyśli się, że kandydata numer jeden nowego menedżera Chelsea należy szukać właśnie na stołku selekcjonera reprezentacji Włoch.

Najgorzej skrywany sekret w Anglii: „Il Capitano” o krok od Chelsea

„Człowiek permanentnie wkurzony”, jak nazwał go swego czasu Giovani Trapattoni, nie potrafił długo usiedzieć w miejscu, w którym nie ma permanentnego kontaktu ze swoimi zawodnikami. Zbyt dużo w nim energii, co zresztą przyznał ostatnio Carlo Tavecchio, upubliczniając decyzję Antonio Conte o opuszczeniu reprezentacji po Euro 2016. Choćby gdzie indziej również nie brakowało atrakcji, lisa zawsze będzie ciągnęło do kurnika, a Conte – na boisko treningowe, gdzie każdego dnia mógłby dokręcać śrubę swoim zawodnikom.

***

– Siedzi w nim bestia. Potrafił rzucać po szatni butelkami pełnymi wody tylko dlatego, że w którymś momencie meczu popełniliśmy mały błąd albo dlatego że czuł, że powinniśmy prowadzić wyżej. Grałem u wielu menedżerów, ale mogę powiedzieć, że Conte to prawdziwy geniusz. I jak każdy geniusz ma w sobie pierwiastek szaleństwa. Gdy jest wściekły, szatnia jego drużyny staje się momentalnie jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie.

Andrea Pirlo

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

***

Nie przestrzegasz surowego reżimu trenera-generała? Równie dobrze możesz rano nie wychodzić na trening i szukać sobie nowego, mniej wymagającego pracodawcy. Przekonał się o tym choćby Milos Krasić. Serba pogrzebał kompletny brak zaangażowania w defensywie, czego „Il Capitano” nie miał zamiaru tolerować. Z tego też powodu Conte znacznie częściej stawiał na przeciętnego technicznie, ale za to walczącego do ostatniej kropli krwi Paragwajczyka Estigarribię.

Włoch ma bowiem obsesję na punkcie detali, tych wszystkich mikro-składowych końcowego wyniku. Także dzięki temu potrafił wycisnąć z wielu graczy to, co w nich najlepsze. Paul Pogba, uważany w tym momencie za absolutnie topowego pomocnika na świecie rozpływał się w zachwytach nad swoim trenerem: – Prowokował mnie w sposób, który do mnie trafia. Bez przerwy stawiał przede mną coraz ambitniejsze cele, widząc że moim celem jest bycie najlepszym na swojej pozycji. W podobnym tonie wypowiadał się też Carlos Tevez: – Nie brakuje mu niczego. Jak dla mnie Conte jest na tym samym poziomie co sir Alex Ferguson. Obaj właśnie pod batutą Conte odbudowali swoją pewność siebie po gorszym okresie w Premier League i stali się kręgosłupem zespołu miażdżącego kolejnych przeciwników w Serie A.

To również jedna z przyczyn, dla których nie ustają jego porównania z Jose Mourinho. Podobnie jak Portugalczyk, Conte zrobi wszystko, byle tylko chronić swoich piłkarzy przed spadającą na nich krytyką. W myśl zasady – jeśli coś jest nie tak, to ja powiem ci o tym pierwszy. Niejednokrotnie irytował tym kibiców, po słabszych występach szukając winy wszędzie gdzie się tylko dało. W transferach, w sędziach, w niesprzyjających okolicznościach natury.

***

Reklama

– W opiniach mówiących o nim jako o włoskim Mourinho nie ma grama przesady. To wielka osobowość, jego zespoły zawsze grają z ogromną elegancją, są bezlitośnie skuteczne w tym co robią. To urodzony zwycięzca.

Gianluca Vialli

***

Mimo całej tej lukrowej otoczki z jaką mówi się o jego okresie w stolicy Piemontu, Conte tłumaczyć przed kibicami musiał się jednak stosunkowo często. Szczególnie wtedy, gdy chwilę wcześniej w głośnikach rozbrzmiewał hymn Ligi Mistrzów. Trzeba to powiedzieć wprost – o ile na krajowym podwórku Conte stworzył prawdziwego potwora zdolnego przejechać po rywalach jak walec, o tyle gdy przychodziło grać w pucharach, cała jego magia znikała. Mając do dyspozycji Pirlo, Pogbę, Teveza czy Buffona, musiał już w fazie grupowej uznawać wyższość Galatasaray. Dopiero przyjście do Juventusu Massimiliano Allegriego sprawiło, że podrasowana Stara Dama nie tracąc swojej zdolności do seryjnego wygrywania w kraju, zerwała kajdany i również w Europie pokazała swoją moc, przebijając się aż do ubiegłorocznego finału.

Image and video hosting by TinyPic

Mimo awansu do finału Champions League w ankiecie getwestlondon.com Massimiliano Allegri zebrał znacznie mniej głosów poparcia fanów Chelsea niż Conte.

Pucharowa niemoc to nie jedyny, a już z całą pewnością na pewno nie pierwszy problem, z jakim Conte będzie musiał zmierzyć się na Stamford Bridge. Gorącym kartoflem, który od razu wpada w jego dłonie, jest bowiem wygasający w czerwcu kontrakt Johna Terry’ego. Generalnie Chelsea przekonała się w ostatnich latach, że temat rozstań z legendami to bardzo trudna i delikatna kwestia. A przecież co innego będący w klubie kilka sezonów Drogba czy nawet mogący się pochwalić trzynastoletnim stażem Lampard, a co innego Terry, który od dwudziestu sześciu lat zakłada koszulkę The Blues. Conte oczywiście może zechcieć mieć w zespole kogoś, kto zna klub od podszewki i będzie w szatni jego prawą ręką. Łatwo sobie też wyobrazić reakcję kibiców, jeżeli nowe porządki Włoch rozpocząłby od pozbycia się Terry’ego. Z drugiej strony – mocne osobowości w składzie Chelsea nie raz sprawiały, że szatnia odwracała się od trenerów. a niektóre menedżerskie kariery na Stamford Bridge kończyły się jeszcze zanim na dobre zdążyły się zacząć. Gdy tylko coś takiego miało miejsce, zawsze w prasowym maglu przewijało się nazwisko Terry.

Tak potężny sojusznik w składzie przydać się może jednak wtedy, gdy pierwsze wyniki dalekie będą od oczekiwań. Kibice w Londynie do cierpliwych raczej nie należą, a powolny start to akurat dla Włocha nie jest nic nowego. W Juventusie nie musiał długo czekać na krytykę ciągłych remisów, a przecież wcześniej w Arezzo, Bari i Atalancie już na starcie notował mało satysfakcjonujące serie bez zwycięstwa:

Arezzo (2006/2007): 0 zwycięstw, 8 remisów (w tym 3 pucharowe, zakończone wygranymi po dogrywce/karnych), 4 porażki w pierwszych 12 meczach

Arezzo (2007/2008): 0 zwycięstw, 1 remis, 3 porażki w pierwszych 4 meczach

Bari (2008/2009): 0 zwycięstw, 1 remis, 3 porażki w pierwszych 4 meczach

Atalanta (2009/2010): 0 zwycięstw, 3 remisy, 0 porażek w pierwszych 3 meczach

Dopiero w Sienie i Juventusie zaczynał od niezłych wyników, choć – jak wspominaliśmy – jako szkoleniowiec Bianconeri szybko spotkał się z niezadowoleniem ze względu na liczbę spotkań, w których dochodziło do podziału punktów. Po 27 kolejkach było ich aż 14. Później jednak aż do końca rozgrywek wygrał wszystkie spotkania oprócz jednego, jedynego remisu z Lecce, a zespół stał się wreszcie wiernym odzwierciedleniem jego charakteru. Juventus Conte w lidze działał jak wygłodniały rekin. Gdy tylko poczuł krew, gdy tylko rywal okazywał słabość, momentalnie zaciskał na nim szczęki i bezlitośnie wykorzystywał każdy moment dekoncentracji, każdą techniczną słabostkę.

***

– W powrocie Juventusu na właściwe tory odegrał kluczową rolę. Nie wiedzieliśmy, że będzie z niego aż tak dobry trener. Okazuje się, że on nie jest tylko dobry. Jest mistrzem. Mam nadzieję, że to co tutaj zbudował, zostanie zachowane na długie lata.

Pavel Nedved

***

Tamtego rekina Conte ma odtworzyć w Londynie na jeszcze większą – i wreszcie zahaczającą też o Europę – skalę. Skoro Roman Abramowicz zaakceptował tę kandydaturę znając wymagania Włocha, ten z pewnością nie będzie mieć powodów do narzekania, a z ręki wypadnie mu argument o niesatysfakcjonujących wzmocnieniach. Nie powie już dziennikarzom, że „wysyła się go do drogiej restauracji z 10 euro w kieszeni”. Że musi budować niekoniecznie z tych klocków, które sam najchętniej widziałby w swoim pudełku.

Abramowicz musi jednak być również świadom tego, że zatrudniając Włocha najprawdopodobniej nie zyskuje sobie menedżera na długie lata. W dzisiejszym świecie futbolu coraz trudniej jest bowiem odpowiadać twierdząco na pytanie: czy istnieją jeszcze menedżerowie zdolni przetrwać pokolenia piłkarzy, których prime time w jednym klubie liczy się nie w miesiącach, a w dekadach. I w tym względzie Conte chyba najbardziej przypomina Mourinho. Pod koniec swojego okresu w Juve dopadł go,znany z ostatnich tygodni The Special One w Realu i Chelsea „syndrom oblężonej twierdzy”. Rosjanin liczy więc raczej na to, że zanim „Il Capitano” się wypali, zdąży wzbogacić klubową gablotę o kilka kolejnych trofeów.

Łatwo z pewnością mieć nie będzie. Dość spojrzeć na rywali, z którymi praktycznie tydzień w tydzień przyjdzie mu się mierzyć. Guardiola, Klopp, Pochettino, Wenger, Bilić, Ranieri… Cytując klasyka: „oj, się będzie działo!”.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
2
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
2
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

0 komentarzy

Loading...