Reklama

Dziś gole tylko w karnych… Sorry, ale to nie Liga Mistrzów. To żarty

redakcja

Autor:redakcja

15 marca 2016, 22:59 • 4 min czytania 0 komentarzy

Dziś w Manchesterze podobno toczył się mecz Ligi Mistrzów. Podobno, bo nie damy położyć za to głowy. Wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby się okazało, że przez przypadek włączyliśmy jakieś archiwalne nagranie z przedsezonowego sparingu albo że ktoś zrobił sobie z nas jaja i zamontował nam w telewizorze tryb „slow motion”. „Kaszanka” przed meczem posłużyła dziś za zwiastun tego, co będziemy oglądać przez 90 minut. Tak, to była niebywała kaszana. Rzadko piszemy o Lidze Mistrzów w trybie „szyderka”, ale dziś zwyczajnie nie da się inaczej. Ostatni raz takie tempo widzieliśmy, kiedy chcieliśmy wypuścić kolegę i wysłaliśmy go do kiosku po „Piłkę Nożną”. Leciał jak szalony. Przez pół dnia.

Dziś gole tylko w karnych… Sorry, ale to nie Liga Mistrzów. To żarty

Chcecie wiedzieć, jak wyglądał ten mecz? Największym zagrożeniem w pierwszej połowie był strzał (śmiech) Teodorczyka, który bez problemu wybroniłby nawet prezes Wisły, w jednej ręce trzymając oświadczenie, w drugiej kawę. Trafnie spuentował to Przemysław Pełka – do przerwy mieliśmy więcej kontuzji niż celnych strzałów. Rzeczywiście, nie minęło 25 minut, a City już musiało radzić sobie bez dwójki podstawowych stoperów (!). Jednak nawet to nie pomogło Ukraińcom – zwyczajnie mają piętnaście razy mniejszy potencjał i tyle. Dynamo nawet chciało, ale nie bardzo wiedziało jak, City doskonale znało receptę (tak mniemamy), ale nie miało ochoty wyciągać jej z szuflady. Pierwszy celny strzał Anglicy oddali w… 73. minucie. To jakaś kpina z Champions League.

Ale nawet w takich warunkach Teodorczyk wyglądał jak dziecko we mgle. Oprócz wspomnianego „uderzenia”, raczej nie mamy go z czego zapamiętać. Walczył, biegał za obrońcami, ale to wszystko. Kiedy przyjął sobie piłkę w polu karnym – natychmiast go przepchnęli. Składał się do strzału sprzed pola karnego – Zabaleta błyskawicznie wygarnął mu piłkę. Nie ten poziom. Zresztą widział to nawet trener Rebrow, nie dając mu wybiec już na drugą połowę. Tak czy inaczej warto docenić sam występ. Wyszło jak wyszło, ale sam udział w takim meczu to duża sprawa.

Reklama

Fanom angielskiej piłki musi pozostawiać wiara, że tak mizerna dyspozycja City – już jedynego brytyjskiego klubu w Lidze Mistrzów – to efekt niechciejstwa, a nie braku umiejętności. W każdym razie nic nie wskazuje na to, że w maju w Anglii strzelą szampany. Ekipa, która w lidze w ostatnich pięciu meczach wygrywa tylko raz, i to z ostatnią drużyną, na tym etapie nie jest postrachem kompletnie dla nikogo.

I pomyśleć, że tak dramatyczne City dokonuje przełomowego osiągnięcia, bo w ćwierćfinale zagra dopiero po raz pierwszy w historii. Kiedy wygrywali ligę, odpadali w przedbiegach. Los bywa przewrotny.

**

Ale w drugim meczu wcale nie było lepiej. To znaczy, było – bo tempo wyższe, lepsze okazje podbramkowe, składniejsze akcje, więcej emocji – tylko że wciąż poniżej oczekiwań. Najpierw w Eindhoven skończyło się 0:0, teraz do przerwy oglądaliśmy dwa celne uderzenia Atletico i żadnego PSV, po przerwie trochę więcej i… I wciąż nic. 90 minut bez gola, potem kolejne 90 minut bez gola i na dokładkę dodatkowe 30 – a jakże! – też bez gola.

Czyli trzy i pół godziny biegania za piłką bez pożądanego efektu. Jeśli nie mieliście przyjemności okazji oglądać w akcji Atletico i PSV, wystarczy suchy wynik z Livescore.

Dzisiejszy rewanż długo pozwalał wierzyć, że za moment ktoś do siatki trafi. Jeroen Zoet świetnie zatrzymywał Griezmanna: najpierw, gdy po świetnym dograniu Koke, instynktownie obronił jego strzał, potem z czterech metrów odbił jego główkę. Holendrzy stawiali trudne warunki, nie dali się zepchnąć do defensywy, starali się odpowiadać. Ale z czasem przestawały już do nas trafiać powtarzane co chwila komentarze „To na pewno nie skończy się takim wynikiem”.

Reklama

W końcu Atletico marnowało już wszystko, co mogło – Jimenez niecelnie główkował, Augusto Fernandez uderzał w bramkarza, Torres po minięciu trzech rywali kładł się na murawie, piłką trafił w kolegę i próbował wrzucić „za kołnierz”, zatrzymywany był i Filipe Luis, i kilkukrotnie Griezmann (łącznie: 26 strzałów gospodarzy). Nie wypalił nawet scenariusz, że opadające z sił PSV, jedną akcją załatwi sprawę awansu. Oblak jakimś cudem sparował na słupek strzał Locadii, a przy dobitce de Jong nie trafił w piłkę. Może i Zoet miał dziś w rękawicach magnes, ale ze strony bramkarza Atletico to była interwencja meczu.

No, i wreszcie te długo wyczekiwane rzuty karne. Pierwszy gol – przypomnijmy – po trzy i pół godzinie rywalizacji Champions League. W tym prawdziwym teście dla bramkarzy… obaj puszczali wszystko, co się dało. Pierwszych dziesięć jedenastek skutecznych, kolejne cztery – również. I dopiero w ósmej serii Narsingh trafił w poprzeczkę, a Juanfran postawił kropkę nad „i”.

Atletico w ćwierćfinale, Madryt świętuje.

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
6
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Liga Mistrzów

Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...