Reklama

Apelujemy: zamknijcie tego gościa w wariatkowie!

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2016, 21:25 • 5 min czytania 0 komentarzy

Antybohaterem dnia rzutem na taśmę na szczęście nie zostaje Łukasz Fabiański, choć był od tego o włos. Nie będzie nim też sędzia Lee Mason, na którym swoje piętno wyraźnie wywarł Paweł Gil. Wszystkich przebił dziś bowiem Diego Costa. Napastnik Chelsea znów pokazał, że tam gdzie inni mają mózg, on ma co najwyżej jajecznicę. Serio, co to kurwa było?

Apelujemy: zamknijcie tego gościa w wariatkowie!

Całowanie po szyi? Podgryzanie? Chciał zrobić Barry’emu malinkę? Pomylił Goodison Park z darkroomem? Z każdym kolejnym wyskokiem Costy utwierdzamy się w przekonaniu, że jego miejsce jest w pokoju bez klamek, bo na pewno nie tam, gdzie obok niego biega dwudziestu jeden w miarę normalnych facetów. Mamy nadzieję, że FA przyjrzy się zapisowi wideo, bo czym niby różni się to… coś od ugryzienia Suareza? Nie będziemy owijać w bawełnę – rzygać się chce patrząc na tę wściekłość w oczach, tę chęć dosrania rywalowi za wszelką cenę, te wszystkie tanie, brudne sztuczki pasujące do futbolu jak pięść do nosa. Póki napastnik ma zamiar tak sprzedawać swoje umiejętności, podziękujemy.

Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem osiągnął jednak swój cel. Zaraził rywala małpim rozumem i kilka chwil później mógł sobie z Barrym zbić piątkę (no chyba, że miał ochotę na coś więcej, kto go tam wie…) w korytarzu prowadzącym do szatni.

I mimo, że Costa zrobił wszystko by przyćmić Romelu Lukaku, średnio mu to dzisiaj wyszło. Długimi momentami ćwierćfinał FA Cup bardziej przypominał piłkę na Kurniku niż mecz dwóch angielskich potentatów, który przerywały tylko raz za razem gwizdki sędziego. Na szczęście Belg przypomniał sobie, że remis będzie oznaczał kolejne dziewięćdziesiąt, a może nawet sto dwadzieścia minut takiego męczenia buły wciśnięte w terminarz gdzieś w środku tygodnia. Załadował raz z lewej, raz z prawej i po sprawie. Na jego miejscu płytkę z nagraniem pierwszej bramki podesłalibyśmy z pozdrowieniami pewnemu portugalskiemu szkoleniowcowi.

Reklama

Dość to wymowne, że gość, który za bajtla nie krył wzruszenia mówiąc „kiedyś będę tutaj grał”, gdy pierwszy raz przyjechał z wycieczką szkolną na Stamford Bridge, dziś pozbawia Chelsea szans na jakiekolwiek trofeum w tym sezonie. A bandyta, którego sprowadzono w jego miejsce nawet nie dogrywa spotkania do końca.

***

3:2. To raczej nie jest wynik który chcielibyśmy zobaczyć, sprawdzając jak poradzili sobie dwaj polscy bramkarze w Premier League. O ile Artur Boruc miał prawo zejść z boiska z podniesioną głową, o tyle jeśli spotkacie gdzieś na mieście Łukasza Fabiańskiego, jego wzroku szukajcie utkwionego na poziomie studzienek kanalizacyjnych.

Daily Mail ocenił Fabiańskiego za dzisiejszy „polski mecz” w Premier League najniżej spośród wszystkich graczy obu drużyn. Polak jako jedyny otrzymał 4,5 w dziesięciostopniowej skali. Tuttomercatoweb.com? Krótko: „disastro Fabianski”. „Wykonał jedną czy dwie interwencje, które wykonać musiał. Naraził za to zespół na niebezpieczeństwo, źle wychodząc do wrzutki zakończonej trafieniem Gradela, przy drugiej bramce pokonany strzałem przy pilnowanym przez niego słupku. Słabe wyprowadzenie piłki” – to z kolei Wales Online, który przyznał Fabianowi piątkę, najgorszą – obok Routledge’a i Paloschiego – ocenę w zespole.

To z pewnością nie był ten Fabiański, którego chcielibyśmy oglądać w kadrze na Euro. W niczym dziś nie przypominał gościa nakręcającego się z każdą skuteczną interwencją, nad którym rozpływają się piłkarscy eksperci na Wyspach. Znów był tym, który swego czasu podnosił ciśnienie kibiców Arsenalu za każdym razem, gdy wrzutka rywali wędrowała w pole karne Kanonierów. To, jak psychicznie się w tym meczu posypał widać było najlepiej zaraz po drugiej straconej bramce, gdy Polak, znany przecież z dobrej gry nogami, nieatakowany skiksował przy prostym wykopie piłki.

Reklama

Niestety, zarówno pierwszy, jak i drugi gol obciążają jego konto, w dodatku nie udało się tego niczym pozytywnym zrekompensować. Przy pierwszym świetną, kąśliwą wrzutkę odbił prosto pod nogi Maksa Gradela, który bez namysłu skontrował piłkę po długim rogu. Przy drugim miał na rękawicach strzał Kinga, jednak ten przełamał ręce Polaka i wpadł do siatki, wyprowadzając Bournemouth na drugie z trzech prowadzeń w tym meczu.

Dopiero to ostatnie udało się dociągnąć do końca, bo wcześniej odpowiadali Modou Barrow i Gylfi Sigurdsson. Przy ich strzałach vis-a-vis Fabiańskiego – Boruc nie miał jednak kompletnie nic do gadania. Najpierw Gambijczykowi włączył się Messi…

… a później Islandczyk za punkt honoru obrał sobie zerwanie wiszącej w okolicach okienka bramki Wisienek pajęczyny.

***

O meczu Manchesteru City z Norwich wystarczyłoby natomiast napisać w zasadzie tyle, że się odbył. Krótko mówiąc: wynik dokładnie taki, jak gra. Kanarki wyglądały jak zespół, który chciałby się dobrać do skóry rywalom, ale trochę się boi, natomiast The Citizens jak ekipa, która wie jak można tego dokonać, ale której nieszczególnie się chce.

Widmo Guardioli wiszące nad Pellegrinim nie pomaga i nawet gdybyśmy godzinami słuchali tych wszystkich słodkich pierdów o stuprocentowym zaangażowaniu, to po prostu widać – nikt na murawie za obecnego menedżera umierać nie będzie. Jeżeli nic się w tej materii nie zmieni, za moment Pep będzie mieć niepowtarzalną okazję zadebiutować nie tylko w Premier League, ale też w Lidze Europy.

***

Więcej emocji, niż w całym spotkaniu City było natomiast nawet w trzech doliczonych minutach spotkania Southampton ze Stoke, gdzie zobaczyliśmy czerwoną kartkę za jeden z najbardziej brutalnych ataków w historii Premier League.

Mógł zabić.

Jedyne racjonalne wyjaśnienie tej sytuacji jest takie, że po naszym apelu (TUTAJ) sędzia Gil spakował manatki, wzorem tysięcy rodaków ruszył za pracą do Anglii i znalazł ją szybciej niż się spodziewał. W sumie nie ma się co dziwić – z prezentowanym przez siebie poziomem do większości tamtejszych arbitrów pasowałby jak ulał.

Samo spotkanie wygrali natomiast Święci, w dużej mierze dzięki Graziano Pelle, któremu wszyscy już od jakiegoś czasu wyliczają minuty bez gola. Jak już się obudził po długim zimowym śnie, od razu sprzedał Stokelonie dwupak.

***

Image and video hosting by TinyPic

Fot. Livesports.pl

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...