Dziś w Lubinie pasmo sukcesów. Po pierwsze – mecz się odbył, co już ustawiło go w topie najlepszych spotkań wtorku. Po drugie – odbył się na trawie, co postrzegamy jako naprawdę spory wyczyn. Po trzecie – gospodarze zwyciężyli i tracą już tylko sześć punktów do… czwartej w tabeli Cracovii. Lubin, dość intensywnie ignorowany i spisywany na walkę o ósemkę, dziś jest bliżej podium niż miejsca numer dwanaście.
Na tym jednak zakończylibyśmy wyszukiwanie plusów. Przede wszystkim: mecz trwał 45 minut, bo przed przerwą na murawie w Lubinie działo się dokładnie tyle samo, co w Gliwicach, a musicie wiedzieć, że w Gliwicach odwołano spotkanie. Tak przeraźliwie nudno w Lubinie ostatni raz było chyba za czasów “Lubin Shore”, gdy część składu odżywała jedynie podczas dyskotek, na murawie preferując bardziej subtelny styl poruszania się. Z drugiej strony – zastanawiamy się, czy w ogóle możemy za to krytykować piłkarzy Piotra Stokowca, bo momentami te zasieki we własnym polu karnym wyglądały na zaplanowany manewr taktyczny.
Manewr, który zresztą szybko się spłacił. Lechiści wymienili dokładnie 7239 podań wszerz boiska, Zagłębiu wystarczyły dwa – Janoszka do Piątka, Piątek z niezłą zastawką i odegraniem do Starzyńskiego. Jedna akcja, jeden strzał, jeden gol – 1:0. Radykalnie cofnięte i zamknięte Zagłębie cofa się i zamyka jeszcze bardziej. Efekt? Lechia kończy mecz z posiadaniem piłki grubo ponad 60% i mniejszą liczbą celnych strzałów. Ba, to gospodarze mogli jeszcze trafić po raz drugi, choćby wówczas, gdy fantastyczną piłkę do Piątka zagrał Janoszka. Ile razy widzieliśmy dzisiaj bezradne próby uruchomienia zawodników ofensywnych przez Łukasika i Krasicia? Jakieś dwadzieścia, i tym razem to nie jest hiperbola. Ile razy cała ofensywa kompletnie nie kumała zamysłu nieźle grających środkowych pomocników? Chyba koło osiemnastu.
Efekt był taki, że po wymianie kilkunastu podań przez lechistów, Janoszka, Janus, Krzysztof Piątek, czy nawet Łukasz Piątek w pięć sekund przedostawali się pod bramkę Lechii. I właśnie dzięki tej dynamice dzisiaj zwyciężyli.
Aha, gola zdobył Starzyński, który po raz kolejny udowodnił jednocześnie dlaczego tak dobrze idzie mu w Polsce, i jednocześnie dlaczego tak kiepsko spisał się po opuszczeniu Ekstraklasy. Akcja bramkowa. Podania do Piątka czy obu skrzydłowych. Niesamowity luz, niezła technika, wysoka celność. Po czym Zagłębie wyprowadza obiecującą kontrę, pół składu biegnie jak do pożaru, a Starzyński swoim majestatycznym, eleganckim stylem truchta… Nie, on podąża w stronę bramki.
Mamy wrażenie, że przy odrobinie zaciętości, jakiegoś wewnętrznego parcia na sukces chłopak mógłby grać na zupełnie innych murawach i nie mamy tu na myśli błota w Bielsku-Białej ani pola ryżowego w Kielcach.
Fot. FotoPyK