Czy Adam Hlousek potrafi biegać? Czy biega naturalnie? Czy Adam Hlousek sprawuje kontrolę nad Łokciami Adama Hlouska? Pytań było wiele, odpowiedzi zaś przynajmniej trzy razy więcej. Mecz Legii Warszawa z Ruchem Chorzów wzbudził zdecydowanie największe kontrowersje, ale niestety – nie był jedynym, który musimy dogłębnie omówić w ramach niewydrukowanej tabeli. Zapraszamy na jej kolejny odcinek.
Zaczynamy od wspomnianego niedzielnego starcia legionistów z gośćmi z Chorzowa. To właśnie w tym meczu mamy bowiem najwięcej do analizy. Po pierwsze – gol dla warszawiaków po ewidentnym spalonym Nikolicia, minus jeden do strzelonych. Po drugie – rzut karny po uderzeniu łokciem w wykonaniu Adama Hlouska. Wybaczcie, nie ma sensu prowadzić tu jakichś dłuższych dyskusji – wszystko jest w przepisach:
Ja na poparcie swoich słów łatwo przepis znalazłem. Stempniewski na poparcie swoich (nieumyślność) nie znajdzie. pic.twitter.com/FMYmlEPUQY
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 28 lutego 2016
Rzut karny to kwestia bezdyskusyjna, ale… to nas nie urządza. Zastanawiamy się bowiem nad kolorem kartki dla Hlouska. Jeśli byłaby to czerwona kartka – trzeba by było gdybać, jaki wpływ mogło to mieć na losy meczu. O ile jednak sam faul jest dla nas ewidentny, o tyle przychylamy się raczej do kartki w żółtym kolorze. Czyli: Legia nie strzela pierwszej bramki, Ruch wykorzystuje karnego, mecz kończy się “niewydrukowanym” wynikiem 1:1.
Najgorsze za nami, ruszamy więc do Łęcznej, gdzie Górnik mierzył się z Koroną. Przede wszystkim – Wierchowcow. Rany, jakim cudem ten zwyrol wytrwał na murawie do dziewięćdziesiątej minuty, to my nie wiemy. Najpierw faul w polu karnym na Grzegorzu Piesio, który wychodził na tak czystą pozycję, że nawet Małgorzata Rozenek z białą rękawiczką nie miałaby uwag. Sędzia jednak uznał, że pozycja czysta wcale nie była, a Wierchowcow zasługuje zaledwie na żółtko. Uznajmy jednak, że Piesio faktycznie jest piłkarskim analfabetą dla którego sam na sam na dziesiątym metrze to sytuacja z kategorii niemożliwych do wykończenia. Nawet w takim układzie obrońca Korony powinien wylecieć z boiska – kilka chwil później zaczął bowiem dusić jednego z rywali. Kielczanie w teorii mogliby tu krzyknąć – ale za to karny przeciw nam podyktowany niesłusznie.
Pochylmy się i nad tym.
Stopa niby przed linią, ale kopnięcie przecież powyżej kostki, a nie w stopę. Na linii? Tuż przed? Nad? Naszym zdaniem – jednak w obrębie pola karnego. Dlatego też zostajemy przy swoim – sędzia pomógł Koronie i zaszkodził Górnikowi, choć losów spotkania to w żaden sposób nie zmieniło.
Skoro już przy karnych jesteśmy – nie ma siły, która byłaby w stanie przekonać nas do słuszności karnego podyktowanego za rzekomy faul Linettego na Burlidze. Sędzia ewidentnie skrzywdził tutaj lechitów, tyle, nie ma co gadać. Oczywiście Lech najbardziej skrzywdził się sam sześćset piętnastoma niecelnymi uderzeniami, więc wyniku nie zmieniamy, ale odnotować warto.
Bez wpływu na wynik również błędy w meczach Cracovii (Kapustka z niezasłużoną żółtą kartką, ale faul przed polem karnym) oraz Lechii (gol “gliwickiego” Maka ze spalonego). W pozostałych trzech meczach nie dopatrzyliśmy się jakichś szczególnych błędów, poza oczywiście największą wtopą tej kolejki, jaką było dopuszczenie do meczu Śląska z Górnikiem. Dla dobra polskiej piłki – takie widowiska powinno się rozstrzygać obustronnym walkowerem po czwartym niecelnym podaniu.
Czyli w dwudziestej piątej sekundzie gry.