Okrutny sezon pełen upokorzeń. Niby momentami udawało im się wydźwignąć i spędzali tydzień na 15. czy 16. miejscu w tabeli, ale przez jego przerażającą większość tkwili w strefie spadkowej, skąd nie mogą wyściubić nosa od ośmiu serii spotkań. Dostawali 1:6 od City, 0:3 od Leicester, 1:5 od Crystal Palace, a wreszcie w ostatniej kolejce Premier League polegli 1:5 z Chelsea. Czy piłkarze Newcastle United zdołają się jeszcze wygrzebać i przywrócą blask chyba najbardziej matowemu obecnie klubowi ligi?
Fakty są przytłaczające. 13 gier na wyjeździe w lidze i aż 10 porażek. 18. miejsce w tabeli. Teraz w dodatku rozsypana obrona, bo prawdopodobnie na miesiąc z kontuzją łydki wypada z gry Fabricio Coloccini. Los nie jest w dodatku łaskawy, bo szansę na rehabilitację odwlókł w czasie ze względu na awans Manchesteru City do finału Capital One Cup. Spowoduje to w krótkiej perspektywie jeszcze głębsze ugrzęźnięcie w mule tabeli, ale w dłuższej da cenny czas Steve’owi McClarenowi na uporządkowanie szeregów, bo ostatnim razem Citizens grali z Newcastle w dziadka, przy okazji ładując im sześć bramek. Dopiero w marcu przyjdzie okazja na odkucie się – w kalendarzu tkwią Stoke City i Bournemouth, oba typowani obecnie na faworytów tych starć. Ból brzucha i nudności wywołuje w kibicach Srok z kolei starcie z Leicester, które nie takie przeszkody rozjeżdżało walcem w tym sezonie, a to może jedynie zaszkodzić kruchej psychice The Magpies tuż przed prestiżowymi derbami Tyneside z Sunderlandem.
Bezradność “Srok” sprawiła, że Steve McClaren wykorzystał kilka dni wolnego od Premier League (w weekend grało tylko FA Cup) i… zabrał swój zespół na obóz przygotowawczy do hiszpańskiej La Mangi. Zajęcia rozpoczęły się w środę, a w sobotę NUFC ograli w sparingu 2:1 Lillestroem. To właśnie w tym spotkaniu rozleciał się Coloccini, etatowy kapitan zespołu i etatowy winowajca problemów w obronie Newcastle (nawet jeśli tam każdy siedzi na ławie oskarżonych). John Carver, w przeszłości tymczasowy menedżer klubu, nazywał piłkarza egoistą. Jego zdaniem Argentyńczyk miał grać pod siebie i nie interesować się partnerami, czym przynosił hańbę dla kapitana. McClaren myśli, by na stałe przekazać opaskę w ręce sprowadzonego zimą Jonjo Shelveya. Piłkarza też ze sporymi perypetiami, bo najpierw pomocnik okazał się niewypałem Liverpoolu, a w tym sezonie przeżywał ciężkie chwile też na dole tabeli ze Swansea. Menedżer “Srok” jest jednak pełen podziwu dla dojrzałości 23-latka i jest gotów budować wokół niego odświeżony zespół na przyszły sezon. O ile tylko wszystko pójdzie zgodnie z planem i klub przestanie wreszcie dołować.
Oprócz Shelveya pomóc mają w tym Henri Saivet (Bordeaux, przed laty talent… w Football Managerze) i Andros Townsend. Gość z papierami, bo mający za sobą 9 meczów w kadrze Anglii, choć jednocześnie produkt mocno zakurzony. W perfekcyjnej układance Pochettino nie było dla niego miejsca, więc opuścił Tottenham z zaledwie trzema występami w lidze w tym sezonie, w dodatku samymi ogonami. I w aurze skandalu, bo pozostawał na cenzurowanym, od kiedy starł się z jednym z członków sztabu szkoleniowego na oczach mediów i kibiców. O ile w nowym miejscu pracy ma pewny plac, o tyle przeżył już bolesną porażkę z Evertonem (0:3) i haniebne 1:5 z Chelsea. Na domiar złego, z gry wypada teraz zdobywca pięciu trafień w PL – Aleksandar Mitrović. – Ma uraz kolana, więc nie mogliśmy zabrać do Hiszpanii. Polecieli tylko ci zdolni, by trenować przez cztery najbliższe dni. Mitro zmaga się z uszkodzonym więzadłem kolanowym, ale mamy nadzieję, że nie potrwa to dłużej niż kilka tygodni – tłumaczył w wywiadzie McLaren.
Były selekcjoner reprezentacji Anglii zadbał o to, żeby “Sroki” miały kim atakować. Do zespołu w ramach wypożyczenia do końca sezonu dołączył Seydou Doumbia. Facet z łatką killera w Rosji i kompletnego nieporozumienia w Romie, z której chciał dać jak najszybciej nogę. Obok Wijnalduma będzie mógł liczyć na Ayoze Pereza, który w bieżących rozgrywkach uzbierał pięć bramek i niedawno parafował umowę na kolejne pięć lat. To jedno z lokalnych światełek w tunelu, bo chłopak przed przeprowadzką do NUFC miał ofertę z Barcelony. Tyle, że – zdaniem Adoniego Zubizarrety – ta chciała go wówczas umieścić jeszcze w swoim zespole rezerw, a zdecydowanie wygrał głód gry na wysokim szczeblu.
Kibice „Toon Army” nie mogą jednak zrozumieć, dlaczego w przerwie zimowej nie wzmocniono kulawej jak Dr House defensywy. Letni nabytek z Anderlechtu, Chancel Mbemba, nie jest co prawda najgorszym stoperem Newcastle ostatnich lat, ale w duecie z Coloccinim nie znaleźliby miejsca w większości składów Premier League. Bez żalu odstąpiono Wolverhamptonowi Mike’a Williamsona, który miał już w Newcastle nie zagrać po ostatnim sezonie, mając w odwodzie właściwie jedynie Stevena Taylora, a i to od lat tylko chwilami. Daryl Janmaat dobre akcje w ataku przeplata z babolami w obronie, a na lewej stronie Paul Dummett prędzej przetrzymuje miejsce dla poważnego obrońcy niż wygrywa rywalizację z Massadio Haidarą. Jeśli więc zajrzeć do wyjściowej jedenastki Srok od magazynu, niezły bałagan jest przykryty kolorową plandeką z napisem „obrona klubu Premier League”.
Legendarny reprezentant Francji – David Ginola – wspominał ostatnio na antenie “Sky Sports” sezon 1995-96, w którym “Sroki” przegrały tytuł o centymetry z Manchesterem United, choć miały w pewnym momencie 12 punktów przewagi. Francuz tłumaczy, że zawinił brak doświadczenia. Dziś o to samo doświadczenie martwią się kibice. O ile Wijnaldum z lekkością przesiadł się z Eredivise w siodło jednej z najtrudniejszych lig świata, o tyle przykład Mitrovicia daje już do myślenia. Nawet jeżeli szukać doświadczenia, to ci najstarsi przestają się już nadawać. Steven Taylor – podobnie jak Coloccini – non-stop zmaga się z urazami i ma po sezonie pożegnać się z klubem, bo wygasa mu umowa. Razem z nim walizki będzie mógł pakować szybki i chaotyczny Gabriel Obertan, wiecznie niespełniony na Wyspach Brytyjskich.
Działacze z St. James Park’ mają już plan naprawczy. Chcieliby wzmocnić środek pola m.in. Michaelem Carrickiem z Manchesteru United. 34-latek od lata będzie wolnym zawodnikiem i można w ciemno zakładać, że podejmie wyzwanie. Próżno szukać jednak figury a’la Alan Shearer, choć Martin Keown wprawił ostatnio w zakłopotanie kolegów z transmitowanego w BBC programu “Match of the Day”. – Wiem, że to mało prawdopodobne, ale wyobraźcie sobie Zlatana Ibrahimovicia w koszulce Newcastle. Na pewno oczekiwałby ogromnej pensji, ale pieniądze, którymi obraca się w Premier League, są coraz większe – wypalił były piłkarz Arsenalu w odpowiedzi na wypowiedź “Ibry”, który nie wykluczył przeprowadzki na Wyspy po zakończeniu sezonu. Naturalnie bezgotówkowo, choć w jego przypadku to nigdy nie oznacza za darmo.
Zanim ekipa sponsorowana przez Pumę pochwali się nowymi nazwiskami w skarbie kibica na przyszły sezon, do utrzymania potrzebuje około 16 oczek. Tyle należy uzyskać w 12 meczach, żeby na spokojnie zostać w Premier League. Magiczna liczba 40 zwykle dawała swobodne miejsce powyżej spadkowej kreski. Fani nie mają jednak cierpliwości do McClarena, którego największym sukcesem w dorobku pozostaje mistrzostwo Holandii z Twente Enschede. 54-latek komentuje całą sytuację spokojnie. – Mamy problem z wyjazdami, bo wygraliśmy tylko jeden z ostatnich sześciu meczów na terenie rywali. Wiemy jednak, ilu punktów potrzebujemy. Jak dla mnie wystarczy czternaście “oczek”. W najbliższych sześciu meczach przed własną publicznością stać nas spokojnie na 11. Wielu ludzi docenia na szczęście fakt, że gramy atrakcyjną piłkę na St. James’ Park.
Czy atrakcyjna piłka ocali zespół, któremu grozi utrata aż 60 milionów funtów z tytułu spadku? Paul Merson i Matt Le Tissier twierdzili w październiku, że koszmaru uda się uniknąć, ale od tego czasu… po prostu milczą. Ci kibice Newcastle, którzy pamiętają jeszcze połowę lat 90. i, przynajmniej w ich mniemaniu, bardziej odpowiadające potencjałowi klubu miejsce w ligowej elicie, tracą szybko nie tylko cierpliwość, ale i nadzieję. Mike Ashley natomiast po latach dziwnych i jednak ograniczonych ruchów na rynku transferowym zdecydował się sypnąć grubymi funtami z sakiewki i nie zawaha się pewnie potrząsnąć nią ponownie tego lata. Do tego jednak potrzeba utrzymania, a to, jak pokazała nowożytna historia i sezon 2008/2009, co roku udawać się nie będzie.