Reklama

Liga (angielska) będzie ciekawsza. Również dzięki Wasylowi

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 lutego 2016, 15:50 • 3 min czytania 0 komentarzy

Właśnie za mecze o takiej temperaturze, o takiej intensywności i dramaturgii od pierwszego do ostatniego gwizdka, Premier League kochają miliony kibiców. Jeden z najbardziej emocjonujących sezonów w Anglii trwa w najlepsze, a dzisiejsze spotkanie Arsenalu z Leicester było bezsprzecznie kwintesencją tych szalonych, postawionych na głowie rozgrywek.

Liga (angielska) będzie ciekawsza. Również dzięki Wasylowi

Dla kibiców Leicester to był jeden z tych meczów, po których długo nie możesz podnieść się z fotela. Patrzysz otępiały na to, co się stało i nie możesz uwierzyć. Arsenal nie miał prawa wygrać. W bramce cuda wyczyniał Schmeichel, którego interwencja po strzale Giroud z pewnością trafi do absolutnej czołówki sezonu. Obrona trzymała się dzielnie mimo głupiej czerwonej kartki Simpsona, zdecydowaniem i poświęceniem rozbijając ataki zdeterminowanych jak nigdy Kanonierów.

A jednak. Dziesięć miesięcy oczekiwania, długie leczenie, rehabilitacja, ogromny test cierpliwości. Danny Welbeck musiał przejść przez piekło, przyglądając się poczynaniom kolegów w telewizji i cierpliwie oczekując na moment, gdy będzie znów mógł kopnąć piłkę w meczu Premier League. Wszystko po to, by dziś znaleźć się w niebie i zabrać do niego fanów Arsenalu. By w piątej minucie doliczonego czasu gry musnąć czupryną piłkę zagraną przez Mesuta Ozila i wprawić w ekstazę całe The Emirates. To, czego Giroud próbował co najmniej kilka razy – prawą, lewą, nożycami, głową – jemu udało się za pierwszym razem.

I tak, jak można było uśmiechnąć się pod nosem, widząc radość na twarzy Welbecka, tak chwilę później bliskie ujęcia na twarze piłkarzy Leicester złamały pewnie wiele serc. Dali z siebie więcej, niż mogli, niezmordowanie walczyli o każdą piłkę, jeździli na tyłkach raz za razem i na koniec zostają z niczym. Dzisiejsze święto zakochanych z pewnością będzie jednym z najgorszych w ich życiu.

Reklama

Ale też trzeba być sprawiedliwym. Należy przyznać, mimo naszej słabości do romantycznych historii z Dawidem i Goliatem, że na prowadzenie Lisy wyszły po karnym, który kompletnie im się nie należał. Że Arsenal nie powinien być zmuszony do gonienia wyniku. Sędzia Martin Atkinson dał się nabrać na padolino Vardy’ego, który w tym sezonie wywalczył już łącznie sześć karnych dla Leicester, więcej niż ktokolwiek inny w Premier League. Tym razem sam zabrał piłkę, nie dając szansy na kolejną pomyłkę Mahrezowi.

Swoją drogą petardy z czuba z pewnością nie powstydziliby się królowie osiedlowych rozgrywek. Prostymi środkami do celu. Cały Vardy.

Dobrą wiadomością dla Arsenalu – poza końcowym wynikiem – jest też gol rezerwowego Theo Walcotta na 1:1. Anglik na swoje trafienie czekał od grudnia, gdy pokonywał Joe Harta.

Swoją cegiełkę do końcowego wyniku dołożył niestety Marcin Wasilewski. To on sfaulował niemiłosiernie poniewieranego od pierwszej minuty Aarona Ramseya, prezentując tym samym Ozilowi szansę na dogranie piłki meczowej do Welbecka.

Reklama

Polak daje więc Claudio Ranieriemu powód, by w opałach zerkał raczej w kierunku innych rezerwowych. Szkoda, bo do tej feralnej akcji wyglądał naprawdę solidnie. Oczywiście można na to spojrzeć z nieco innej strony, choć akurat dla Wasyla to pewnie marne pocieszenie – dzięki niemu wyścig o mistrzostwo nabiera jeszcze większych rumieńców. My w każdym razie wciąż nie mamy dość i z zapartym tchem czekamy na więcej. Coś nam podpowiada, że nie jesteśmy w tym odosobnieni.

Najnowsze

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...