Julian Nagelsmann stał się obiektem zainteresowania niemieckich dziennikarzy już jesienią. 28-latek został wtedy ogłoszony przez władze Hoffenheim jako ten, który stery w klubie obejmie z początkiem lipca. Tymczasowo trenerskie lejce po Markusie Gisdolu chwycił Huub Stevens, a zadanie które przed nim postawiono było jasne: spokojnie utrzymać drużynę w elicie. I choć z tygodnia na tydzień sprawy się coraz bardziej komplikowały, w Sinsheim nikt nie myślał o zmianie warty. Wczoraj jednak jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość o tym, że Holender rezygnuje z prowadzenia drużyny. Powód? Kłopoty zdrowotne. Władze klubu wpadły więc na pomysł szalony – pacjenta będącego w stanie krytycznym odratować ma młody student-praktykant, który dopiero aspiruje do zawodu.
Kiedy jeszcze w grudniu Hoffenheim kończyło rundę jesienną w strefie spadkowej, większość ekspertów sugerowało, że w nowym roku dość szybko z niej wyskoczy. W porównaniu z Werderem, Hannoverem czy beniaminkiem z Darmstadt, TSG dysponuje naprawdę dobrą kadrą, która w tamtym sezonie otarła się przecież o puchary, a latem 2015 solidnie się wzmocniła.
Styczniowy obóz przygotowawczy i kilka tygodni wytężonej pracy na nic się jednak zdały – “Wieśniaki” wciąż zawodziły. Początek rundy to co prawda dwa ciężkie starcia z Bayerem Leverkusen oraz Bayernem Monachium, więc punkt zdobyty w tych kolejkach i tak uznać można za sukces. Nijak jednak nie da się wytłumaczyć ubiegłotygodniowej, zupełnie pozbawionej stylu porażki na własnym boisku z Darmstadt, bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie. Huub Stevens, który od dłuższego czasu zmagał się z problemami z sercem, rozsądnie więc uznał, że zdrowie jest ważniejsze, a obserwowanie swoich podopiecznych zza linii prędzej wpędzi go do grobu, niż wzniesie na piedestał. Holender zrezygnował z posady, a już niecałe 24 godziny po tej decyzji oficjalnie ogłoszono, że jego następcą zostanie Nagelsmann.
Aktualnie położenie Hoffe jest – mówiąc eufemistycznie – nie za wesołe.
Strata do względnie spokojnego miejsca wynosi na tę chwilę aż siedem oczek. Siedem oczek na których odrobienie drużyna ma 14 kolejek. Co więcej – w sobotę TSG jedzie do Bremy i jeśli z północy Niemiec wróci bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej to powoli będzie mogło już wysyłać skautów na mecze zaplecza Bundesligi by rozpracowywali najbliższych rywali. Teraz stoi jeszcze jedną nogą nad przepaścią, ale starcie z Werderem może sprawić, że w niewielkiej miejscowości będą mogli liczyć już tylko na cud.
Mimo tych wszystkich komplikacji włodarze stwierdzili, że zatrudnianie kolejnego gościa, który umowę dostanie do końca czerwca jest bezsensowne. Choć i tu można mieć wątpliwości, bo może po prostu takich kandydatów zwyczajnie zabrakło? Kto byłby na tyle zdesperowany, by brać kompletnie rozsypaną drużynę na 14 trudnych kolejek, po których niezależnie od wyników będzie musiał ustąpić miejsca nowemu trenerowi? Tak czy owak – padło na Nagelsmanna.
Człowieka, którego doświadczenie i CV wygląda mniej więcej tak samo imponująco jak wyniki Hoffenheim w tym sezonie.
28 lat, w karierze do tej pory głównie prowadzenie drużyn do lat 17. i 19. oraz kilkumiesięczne pełnienie funkcji asystenta w zespole. Nie ulega wątpliwości, że ten cały pomysł jest do granic szalony i może zakończyć się spektakularną klęską lub jeszcze bardziej brawurowym triumfem.
W tej sytuacji Nagelsmann paradoksalnie może tylko wygrać. Jeśli jakimś cudem utrzyma Hoffenheim w elicie, Niemcy tylko utwierdzą się w przekonaniu, że na ich ziemi zrodził się jeden z największych talentów trenerskich w historii. O nieprzeciętnych umiejętnościach 28-latka wypowiadali się bowiem już wszyscy – od opiekuna BVB Thomasa Tuchela, aż po sztab Bayernu, który kilka miesięcy wcześniej chciał koniecznie ściągnąć Juliana do Monachium. Jeśli zaś pierwszej ligi się w Sinsheim nie uda utrzymać, nikt nie będzie robił z tego afery. Nagelsmann spokojnie ułoży sobie drużynę w drugiej lidze i krok po kroku będzie budował swój projekt. Nawet jeśli kilku czołowych zawodników w razie spadku opuści TSG to i tak jakość jaka pozostanie na Rhein-Neckar-Arena będzie niezwykle wysoka jak na zaplecze Bundesligi.
Statystyki? Nagelsmann debiutując w trakcie sobotniego spotkania w Bremie będzie miał dokładnie 28 lat i 204 dni. Pod względem wieku będzie oczywiście najmłodszy w bundesligowej stawce, obok niego uplasuje się dopiero 39-letni Pal Dardai (ponad 10 lat starszy i z… 15-letnim doświadczeniem piłkarskim w BL) oraz 42-letni Tuchel. W innych czołowych ligach Europy również na próżno szukać szkoleniowców choćby zbliżonych wiekowo do Niemca.
– Serie A – najmłodszym trenerem jest Roberto Stellone z Frosinone – 38 lat
– Premier League – Alex Neil z Norwich – 35 lat
– La Liga – Victor Sanchez z Deportivo – 39 lat
– Ligue 1 – Leonardo Jardim z Monaco – 41 lat
Powiedzieć więc, że Nagelsmann będzie żółtodziobem, to nic nie powiedzieć. Julian nie skończył nawet wszystkich egzaminów i szkoleń trenerskich, które uprawniają go w pełni do prowadzenia drużyny na tym poziomie. Znając życie rubrykę w protokole meczowym będzie więc wypełniał kto inny, a Niemiec będzie trenerem “nieoficjalnie”.
Przyznajemy, że jesteśmy cholernie ciekawi tego eksperymentu, bo o ile takie szalone próby w niższych ligach, czy to polskich, czy zagranicznych, specjalnie nie dziwią, o tyle na najwyższym poziomie jest to ewenement. Trener młodszy niż połowa składu? W Hoffenheim już wiele razy udowadniali, że stereotypy i konwenanse nieszczególnie ich interesują. Nagelsmann może być kolejnym dowodem na to, że momentami naprawdę warto ryzykować.