My możemy, oni muszą – takie słowa mogą paść praktycznie w każdym klubie Ekstraklasy, ale nie w Legii. A przynajmniej nie w tym roku, na stulecie istnienia klubu, po tylu głośnych transferach i po przegranym tytule w zeszłym sezonie. Tak, każde inne rozstrzygnięcie niż mistrzostwo będzie w Warszawie równoznaczne z totalnym kataklizmem. A przecież nie jest to jakiś zupełnie nieprawdopodobny scenariusz…
Wydaje się, że w stolicy znowu można wyczuć optymizm, że po raz kolejny ruszyło pompowanie balonika. Niewielu już pamięta, jak bardzo legioniści potrafili irytować w rundzie jesiennej i jak wiele brakowało tej drużynie do ideału. Wystarczyło, że zawodnicy zeszli kibicom z radarów na półtora miesiąca, i że w obroty wziął ich Stanisław Czerczesow, by znów zaczęto kreślić ambitne plany awansu do Ligi Mistrzów. A decydującym elementem mają być transfery, które – przynajmniej w teorii – uzupełniły największe braki w zespole, w tym te na lewej obronie, w co niektórzy do tej pory nie potrafią jeszcze uwierzyć.
Bez niego ani rusz
Nemanja Nikolić. Strach pomyśleć, w jakim miejscu znajdowałaby się Legia bez goli swojego najlepszego napastnika. 21 bramek w 21 spotkaniach to wynik niespotykany, który najprawdopodobniej już zapewnił Serbowi z węgierskim paszportem koronę króla strzelców. Nikolicia docenili też jego boiskowi rywale, którzy przed Wielką Galą Weszło oddawali na niego swoje głosy. Napastnik Legii zebrał 70 procent możliwych punktów w głosowaniu na obcokrajowca rundy, 72 procent w głosowaniu na najlepszego piłkarza oraz aż 80 procent w głosowaniu na najlepszego napastnika. Innymi słowy, dawno w naszej lidze nie widziano piłkarza tej klasy. Rzecz jasna Nikolić ma swoje mankamenty i musi się poprawić zwłaszcza w starciach o najwyższą stawkę, ale i tak jest o lata świetlne przed swoimi partnerami.
Piąta kolumna
Jakub Rzeźniczak. Nie zrozumcie nas źle, nie chcemy się nad nim pastwić, bo mamy go za naprawdę dobrego gracza. Ale w tym właśnie kontekście jesienna forma Kuby najbardziej kłuła w oczy. Podczas gdy oczekiwano od niego solidności, spokoju i dowodzenia formacją defensywną, on grał niepewnie, nerwowo i sabotował wysiłek kolegów. Przypomnijmy chociażby jedną z najboleśniejszych porażek z tego sezonu, czyli domową przegraną z Lechem, gdzie błąd Rzeźniczaka ustawił cały mecz i okazał się tragiczny w skutkach. Takich kluczowych błędów Kuba popełnił zresztą znacznie więcej i pod tym względem jest jednym z niechlubnych liderów całej ligi.
Niektórzy z was pewnie zastanawiają się, dlaczego piszemy tu akurat o Rzeźniczaku, który kończył jesień poza pierwszą jedenastką. Wbrew obiegowej opinii Kuba nie stracił jednak miejsca w podstawowym składzie, a zmagał się z urazem. Tak naprawdę Czerczesow tylko raz dał mu odpocząć, w ligowym meczu z Pogonią, a w pozostałych przypadkach – jeśli tylko Rzeźniczak był zdrowy i nie wisiał za kartki – grał od początku do końca. Nie zapominajmy też, że to jeden z kapitanów drużyny, i że – w obliczu ostatnich problemów zdrowotnych Pazdana – jest duża szansa, że zacznie wiosnę w wyjściowej jedenastce. Jakkolwiek patrzeć, Rzeźniczak wciąż powinien być ważnym elementem warszawskiej defensywy.
@MichaelOlczak @KubiakBartek chciałbym Ci przypomnieć ze na ławce przez ostatnie pół roku siedziałem tylko raz. Miłego weekendu
— Jakub Rzeźniczak (@JakubRzezniczak) styczeń 22, 2016
Naczelny ananas
Michał Kucharczyk. Wszyscy wiedzą, jakie są jego sportowe ograniczenia, a większość kibiców najchętniej widziałaby go co najwyżej na ławce rezerwowych. Tymczasem skrzydłowy zdaje sobie nic z tego nie robić, tylko ciężko pracuje na treningach i jest bardzo bliski pierwszego składu Legii. Nieważne, że warszawianie wzmocnili ofensywę, że wreszcie mają piłkarzy mogących z powodzeniem grać w ustawieniu 3-5-2, bo Kucharczyk trzyma się twardo i miejsca w zespole oddawać nie zamierza. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmi, na dziś bardziej prawdopodobne jest, że w meczu z Jagiellonią na ławce wspólnie usiądą Duda i Hamalainen, a „Kuchy” będzie atakował rywala na boisku. Inna sprawa, że ciężkie treningi u Czerczesowa mogły się okazać dla Michała jak znalazł, że dzięki nim odzyskał siłę i dynamikę, i że wiosną zobaczymy jego najlepszą wersję. Wersję, która nie będzie miała za wiele wspólnego z tym, co oglądaliśmy jesienią.
Ręce na kołdrę
Transfery. W Warszawie panuje opinia, że Legia jest absolutnym zwycięzcą zimowego okienka transferowego, a pozyskani piłkarze mają ogromny potencjał i mogą znacząco podwyższyć jakość zespołu. Tak naprawdę Legii należałoby życzyć, by trwające jeszcze okienko okazało się równie udane, jak to letnie, kiedy pozyskano lidera defensywy (Pazdan), ofensywy (Nikolić) oraz uzupełniono skład bramkostrzelnymi Prijoviciem (10 goli) i Vranjesem (5 goli). Jeżeli z czwórki Hlousek, Jędrzejczyk, Hamalainen i Borysiuk wyrośnie dwóch liderów, a kolejnych dwóch okaże się wartościowym uzupełnieniem składu, to w Warszawie będzie można odtrąbić wielki sukces. Innymi słowy, Legia powinna liczyć na powtórzenie letniego sukcesu transferowego. Najnowsza historia uczy jednak, że nawet tak udane okienko nie musi oznaczać dobrych wyników, bo – jak pamiętamy – może się przecież przełożyć na pięciopunktową stratę do lidera.
Trener (+przewidywana data zwolnienia)
A skoro udane transfery nie gwarantują końcowego sukcesu, to wreszcie dochodzimy do najbardziej podstawowego wniosku – najważniejsi wciąż pozostają piłkarze, którzy już w klubie byli. I to jest wielkie wyzwanie dla Stanisława Czerczesowa, żeby wydobyć z nich tak pieczołowicie ukrywany jesienią potencjał. Rosjanin ma na to swój sposób, zresztą bardzo uczciwy i prosty – ciężką pracę. Na zimowych obozach przygotowawczych urządzał piłkarzom katorżnicze treningi, a w klubie za największy sukces uznaje się, że wszyscy wyszli z nich bez poważniejszych urazów. I już za kilka dni okaże się, czy tego typu przygotowania po długiej i wyczerpującej jesieni, to coś, czego legioniści akurat potrzebowali.
Niezależnie, czy metody Czerczesowa przyniosą pożądane efekty w przygotowaniu fizycznym, Rosjanin powinien przetrwać na stołku trenerskim. W klubie mają do niego duże zaufanie, a poza tym ciężko sobie wyobrazić, by Legia utrzymywała dwóch bardzo drogich szkoleniowców z zagranicy jednocześnie. Innymi słowy, zwolnienie raczej nie w tej rundzie.
Wyjściowa jedenastka
InStat
Według raportów statystyków, Legia – jak na klub o najwyższym budżecie przystało – na kilku pozycjach ma najlepszych zawodników. A decyduje o tym współczynnik InStat Index, czyli algorytm, który wszystkie wartości opisujące zawodnika przekuwa w wartość liczbową. I tak wśród prawych obrońców z wynikiem 221 punktów przewodzi Bartosz Bereszyński, który wyprzedza kolejnego legionistę, Łukasza Brozia i Jakuba Wójcickiego z Cracovii (obaj 216 punktów). Dwa pierwsze miejsca na środku obrony należą do Pazdana (228) oraz Lewczuka (225), a czwartego Rzeźniczaka (212) wyprzedził jedynie Gerson (219). Najlepszym indeksem wśród defensywnych pomocników cieszy się Tomasz Jodłowiec (228), a po odejściu Rakelsa liderem prawych pomocników został Guilherme (225). Natomiast najwyższym współczynnikiem wśród napastników – jak i wśród wszystkich piłkarzy naszej ligi – cieszy się Nikolić (265).
Optymistyczny scenariusz
Mordercze przygotowania do sezonu sprawią, że piłkarze będą biegać jak nigdy, natomiast samemu Czerczesowowi uda się poukładać zespół, by zmieścić w nim wszystkich najlepszych piłkarzy. Legia często będzie grać w systemie 3-5-2, dzięki czemu w podobnym wymiarze boiskowe minuty dostawać będą dostawać Prijović, Duda, Hamalainen i Guilherme, a w szatnie nie będzie żadnych zbuntowanych gwiazd. Nie ma żadnych wątpliwości, że Legię w tym składzie stać na zdobycia tytułu, a kiedy wszystko zadziała jak trzeba, trudno będzie znaleźć kogokolwiek, kto będzie mógł się przeciwstawić.
Pesymistyczny scenariusz
Brak świeżości, kontuzje i… świetna forma Piasta Gliwice. Jak wspominaliśmy na samym początku, brak mistrzostwa to dla Legii najczarniejszy scenariusz. A jeżeli się ziści, trudno będzie dalej coś w Warszawie budować w obecnym składzie personalnym. I będzie się to tyczyć nie tylko piłkarzy i trenerów…
Fot. FotoPyK