Spokój – to słowo najlepiej opisuje zimę w Łęcznej. A to dlatego, że górnicy zajmują wysokie dziewiąte miejsce w tabeli i mają ledwie trzy punkty straty do pozycji numer sześć. Siłą rzeczy w klubie nie obserwowaliśmy żadnych nerwowych ruchów i – co ważne – w ogóle nie osłabiono kadry zespołu, bo pozbyto się jedynie niegrającego Wojciecha Kalinowskiego. Za to łęcznianie pozyskali kilku ciekawych piłkarzy oraz dobrze przepracowali obozy przygotowawcze na Litwie i w Portugalii, podczas których nie przegrali żadnego z czterech sparingów z zagranicznymi rywalami, a udało się pokonać między innymi mocny Rubin Kazań. A wszystko pod okiem Jurija Szatałowa, który – jak żaden inny trener w Ekstraklasie – cieszy się komfortem prowadzenia zespołu od przeszło 950 dni i wie o swoich piłkarzach niemal wszystko. Jednym słowem – sielanka.
Czy kibice z Łęcznej mają więc powody do niepokoju? Oczywiście że tak, bo Górnik to taka drużyna, która zdaje się być skazana na walkę o utrzymanie. Tabela jest mocno spłaszczona i, jeżeli spojrzymy w drugą stronę, ujrzymy ledwie cztery punkty przewagi nad ostatnią drużyną ligi. Podopiecznych Szatałowa czeka trudny początek, bo najpierw do Łęcznej przyjeżdża lider z Gliwic, a chwilę później przyjdzie im zmierzyć się w Krakowie z Wisłą. Jakkolwiek patrzeć, jeszcze w lutym Górnik może się znaleźć w strefie spadkowej.
Bez niego ani rusz
Grzegorz Piesio. To jeden z najbardziej niedocenianych piłkarzy ligi. Jego debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej odbił się zdecydowanie mniejszym echem, niż chociażby analogiczne przypadki Czerwińskiego czy Góralskiego i w sumie nie do końca rozumiemy dlaczego. Lewy pomocnik Górnika zaliczył jesienią pięć goli, dwie asysty i cztery kluczowe podania, co – przynajmniej pod względem liczb – umiejscawia go w ścisłej ligowej czołówce. Innymi słowy, Piesio miał udział przy 11 z 25 wszystkich jesiennych goli Górnika. Jeżeli wiosną skrzydłowy utrzyma formę, z pewnością ściągnie na siebie uwagę czołowych drużyn ligi.
Piąta kolumna
Grzegorz Bonin. Wiadomo, mowa tu o zdecydowanie najlepszym piłkarzu drużyny, zarówno w rundzie jesiennej, jak i w całym poprzednim sezonie. I to właśnie może stanowić problem. Ale nie, nie chodzi o to, że sam Bonin gra dobrze, ale o dysproporcję pomiędzy nim i resztą zespołu. Siłą rzeczy łęcznianie są w znacznym stopniu uzależnieni od jednego piłkarza. Słabsza forma Bonina oznacza słabszą formę całej drużyny, czego przecież nie obserwujemy w przypadku Pitrego czy innego Śpiączki. Paradoksalnie to właśnie Bonin jest piłkarzem, który może najbardziej pogrążyć zespół, bo to na nim spoczywa największa odpowiedzialność. Inna sprawa, że skrzydłowy już dwa razy poznał smak spadku z Ekstraklasy (Górnik Zabrze ’09, ŁKS ’12). Jeżeli i ten sezon zakończy się dla niego niepomyślnie, zostanie jednym z niechlubnych liderów tej klasyfikacji, tuż za plecami rekordzisty, Mateusza Żytki.
Naczelny ananas
Jakub Świerczok, czyli ten, który – po jakże udanej przygodzie z niemiecką piłką – w naszej Ekstraklasie miał się czuć jak w juniorach (KLIK). Świerczok najwidoczniej ma jednak dobre serce i dotąd nie chciał demonstrować przytłaczającej dla rywali różnicy klas, a w osiemnastu jesiennych meczach trafił tylko trzy razy. A gdyby tylko chciał, mógłby mieć pewnie i 33 gole…
Ręce na kołdrę
Marquitos. Na papierze facet wygląda bardzo solidnie, bo – jak wszyscy już wiemy – w przeszłości strzelał gole Realowi i Barcelonie, a jesienią w Miedzi Legnica zaliczył trzy gole i trzy asysty, przebywając na boisku ledwie przez 660 minut. Pierwsza liga to jednak zdecydowanie niższy poziom, a wielu znacznie skuteczniejszych piłkarzy nie poradziło sobie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Poza tym Hiszpan musi zacząć podbijanie Ekstraklasy od wywalczenia sobie miejsca w pierwszym składzie Górnika, bo w przedsezonowych sparingach najczęściej pełnił rolę dżokera. Potencjał na niezły transfer niewątpliwie jednak tu widzimy.
Trener (+przewidywana data zwolnienia)
Jak już wspominaliśmy, Szatałow pomału zbliża się do tysiąca dni w Łęcznej, co jest wynikiem u nas niespotykanym. Rosjanin cieszy się w klubie dużym zaufaniem i chyba tylko degradacja mogłaby sprawić, że strony pomyślałyby o zakończeniu współpracy. Ale czy na pewno? Na dziś ciężko nam sobie wyobrazić trenera, który bardziej pasowałby do klubu z Łęcznej, czy to w Ekstraklasie, czy na jej zapleczu.
Wyjściowa jedenastka
InStat
Uwaga, podajemy szokującą informację – Górnik Łęczna jest drużyną specjalizującą się w grze z kontry. W każdym spotkaniu podopieczni Jurija Szatałowa notują średnio najwięcej szybkich ataków (24) i najmniej ataków pozycyjnych (61) w całej stawce. Do tego łęcznianie najrzadziej zagrażają przeciwnikom przy stałych fragmentach gry. Taka taktyka ma oczywiście uzasadnienie, co pokazuje między innymi ligowa tabela. My jednak zastanawiamy się, czy aż taka specjalizacja nie odbije się Górnikowi czkawką w grupie spadkowej (o ile tam trafi), gdzie będzie zdecydowanie mniej rywali, których będzie można skontrować.
Optymistyczny scenariusz
Pierwsze dwa mecze mogą okazać się kluczowe, bo po nich Górnik – przynajmniej w teorii – ma dosyć przyjazny terminarz. Jeżeli podopieczni Szatałowa dobrze ruszą, z podniesioną przyłbicą mogą spoglądać w kierunku grupy mistrzowskiej i finalnie mogą nawet się w niej znaleźć.
Pesymistyczny scenariusz
Jakkolwiek byśmy się starali, w samej kadrze Górnika nie widzimy za wielu sportowych argumentów przemawiających za utrzymaniem drużyny w Ekstraklasie. Pesymistyczny scenariusz zakłada, że Górnik będzie grać na miarę swoich możliwości, czyli do ostatniej kolejki będzie bić się na śmierć i życie o pozostanie w lidze. I, niestety, z przytoczonych wariantów to ten jest bardziej realny.
Fot. FotoPyK