Zaczynał grać w 1988, kiedy większość jego kolegów z drużyny albo wchodziła na stojąco pod stół, albo w ogóle była dopiero w planach. Ostatni mecz zagrał bez mała dekadę temu, a jeśli liczyć tylko starcia ligowe… to trzeba cofnąć się do roku, w którym Koreańczycy przeskakiwali Kałużnego na mundialu, a więc 2002. Liczący sobie 46 lat Barry Richardson jednak nie spękał, jego Wycombe wygrało 1:0, a stary lis zachował czyste konto.
Czasami słyszymy takie historie – trener bramkarzy z powodu plagi kontuzji musi w trybie awaryjnym zameldować się na ławce. To jest jakiś koloryt, folklor, ciekawostka, ale żeby taki weteran musiał się meldować na murawie? O, to już kumulacja pecha, sytuacja wyjątkowa. Zdarzyła się jednak w angielskiej League Two, bo już w piętnastej minucie Richardson musiał zastąpić młodszego… o dwadzieścia sześć lat Alexa Lyncha. Prowadzenie 1:0 na boisku drugiej ekipy ligi, Plymouth, wydawało się być w ogromnym zagrożeniu. Doświadczenie doświadczeniem, ale nie róbmy jaj – nawet trenerzy Wycombe i Plymouth są młodsi od Richardsona.
Richardson wczoraj (sezon 94-95 w Preston) i dziś, z kawą przed rzeczony meczem
Ale jednak, zdecydowany faworyt nie potrafił przebić się choćby raz, gospodarze zostali zatrzymani. Więcej: Plymouth do tej pory strzelało gola w KAŻDYM meczu u siebie, aż do czasu, gdy przyjechał Richardson i wszedł między słupki. Dla Wycombe był to jeden z najlepszych rezultatów w sezonie, skalp więcej niż efektowny. Jeśli menadżer uzna, że zwycięskiego składu się nie zmienia albo nie zdążą ściągnąć następcy, to dziadek Barry dalej będzie pisał swoją historię.
Is this the performance of the weekend? @wwfcofficial’s Barry Richardson may be 46, but he still kept a clean sheet!https://t.co/K8nRndTBLU
— Super 6 (@Super6) luty 1, 2016