Reklama

41 lat na karku, a on nie zwalnia tempa. Ze Roberto wciąż w gazie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

07 stycznia 2016, 13:36 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jeśli z kosza obfitości chcielibyśmy wybrać cechy charakteryzujące ofensywnego gracza z Brazylii, to sięgnęlibyśmy pewnie po zaawansowaną technikę, kreatywność, polot czy drybling. Trudno byłoby też oprzeć się temu, by karierę takiego zawodnika zaprogramować na wysoki tryb imprezowy. Nie da się bowiem ukryć, że wielu gwiazdorów z Kraju Kawy swoje za uszami ma, a po drinka lubi sięgać równie często co po koszulkę meczową. Istnieją jednak wyjątki potwierdzające tę niechlubną regułę. Zé Roberto, pewnie pamiętacie tego gościa. Prostopadłą piłkę potrafił zagrać z chirurgiczną niemal precyzją, niezależnie od pozycji i liczby otaczających go rywali. W grudniu, w wieku 41 lat, jako kapitan Palmeiras wzniósł Puchar Brazylii. I zapowiada, że to jeszcze nie koniec!

41 lat na karku, a on nie zwalnia tempa. Ze Roberto wciąż w gazie

Alkohol? Nie, nie i jeszcze raz nie. To samo dotyczy palenia papierosów. W zamian dużo snu, regeneracji i wody mineralnej – tak jeden z fundamentów swojego sukcesu formułuje pomocnik.

Zé Roberto do Europy trafił już w 1997 roku po trzech latach gry w Portuguesie. I to sięgnął po niego nie byle kto, bo przecież sam madrycki Real. Po okresie, w którym Brazylijczyk rozegrał 15 spotkań, co jak na 23-letniego gracza nie jest przecież najgorszym rezultatem, postanowił, że powróci do ojczyzny. Zbliżał się mundial, a celem zawodnika był wyjazd z rodakami do Francji. Powrócił więc do Kraju Kawy, zaliczył kilkanaście meczów, ale misja zakończyła się fiaskiem. Latem 1998 roku po Zé Roberto sięgnął Bayer Leverkusen, a przenosiny do „Aptekarzy” okazały się trampoliną do wielkiej kariery. Świetny okres na BayArena, a potem kapitalne sezony w Bayernie Monachium i Hamburgerze SV.

 

– Do dziś tęsknię za niemiecką kulturą. Byłem tam w sumie dwanaście lat i myślę, że jest we mnie sporo z Niemca. Kiedy skończę karierę, być może tam wrócę. Jestem w stałym kontakcie z moimi znajomymi z Europy, mamy wspólnie w głowie kilka projektów. Na pewno nie będę próżnował. No i tęsknię za tymi pysznymi smażonymi ziemniaczkami, którymi mnie tam czasem raczono!

Reklama

Kiedy w 2011 roku Brazylijczyk podpisywał 2-letnią umowę z katarską Al-Gharafą, za pewnik można było przyjąć, że to jego ostatni przystanek przed zawieszeniem butów na kołku. Zachwycał, podbijał serca kibiców, zasłużył – teraz jedzie spokojnie odpocząć i porządnie wzbogacić konto bankowe przed emeryturą. Jak się okazało, nic bardziej mylnego. Wśród piłkarzy-amatorów, w rekreacyjnej lidze, wychowanek Portuguesy wytrzymał ledwie rok. Wrócił więc do Brazylii, w dodatku do samego Gremio i tam kontynuował karierę. Od 2015 roku jest zaś zawodnikiem Palmeiras. Podpisując kontrakt, śmiało zadeklarował: – To, że mam 41 lat nie ma żadnego znaczenia. Czuję się jak 20-latek! Naprawdę, moje ciało nie daje żadnych oznak tego, bym miał kończyć karierę. Zakładam, że do 45. roku życia będę mógł swobodnie zakładać korki i biegać po boisku. A czy jeszcze dłużej? Nie mogę obiecać, ale w razie czego nie bądźcie zaskoczeni! Mam jeszcze wiele pucharów do zdobycia!

FDUpB6b
Mój sekret długowieczności to zdrowy tryb życia. Tylko i aż tyle. Bez używek, za to z regularnymi ćwiczeniami. Przed każdym treningiem na siłowni pojawiam się dwie godziny wcześniej jako pierwszy. Zawsze jest dobry czas, żeby wzmocnić biceps albo brzuch. Pomaga mi w tym wszystkim to, że jestem totalnym abstynentem i imprezy tak naprawdę mnie nie kręcą. Mam żonę, mam dzieci, to im chcę poświęcać wolny czas. Tę dyscyplinę wyniosłem z domu rodzinnego, rodzice mi ją wpoili. Odkąd pamiętam chciałem być piłkarzem, a piłkarz pracuje na sukces swoim ciałem. Postanowiłem, że całą uwagę skupię na tym, by o nie dbać.

Jeśli pomyślimy o długowieczności piłkarskiej związanej z Brazylią, to na pewno przyjdzie nam do głowy Rogério Ceni. Zdecydowanie, ewenement na skalę światową. 42 lata na karku, a ten do niedawna wciąż tarzał się w błocie i skakał pod nogi rozpędzonych napastników. W większym stopniu wciąż zachowywał też dawny refleks i gibkość. Ale Zé Roberto gra przecież w środku pola lub na skrzydle. Technika nie wyparowała mu z nóg, wciąż potrafi błyskotliwie kiwnąć i zagrać do napastnika. Ale nadal, zupełnie tak jak przed laty w Europie, zasuwa od szesnastki do szesnastki, bo i tego wymaga liga brazylijska. Liga ofensywna, atrakcyjna dla oka, gdzie wydolność, szybkość i naturalna sprawność to jedne ze składowych sukcesu.

Nie popadam w skrajność. Nie jest tak, że w życiu nie tknę hamburgera czy nie napiję się napoju gazowanego. Zazwyczaj jednak dzień zaczynam od jogurtu, płatków. Obiad to najczęściej makaron. Jem często, ale w małych porcjach. No i piję dużo wody – opisuje w pigułce swoje menu.

Zé Roberto, bezdyskusyjny fenomen. Człowiek z kategorii tych, którzy w ramach odpoczynku wolą poskakać po ściance wspinaczkowej i do cna przepalić mięśnie, niż poleżeć z pilotem przed telewizorem. Zdecydowany wzór profesjonalizmu i tego jak powinien prowadzić się sportowiec pragnący sukcesu. 41 lat, kolejne trofeum w kolekcji i sylwetka, na jaką ślinią się patrzące z zachwytem kobiety. Nie pozostaje nic innego tylko trzymać kciuki, by Brazylijczyk przejście na emeryturę mógł jak najdłużej odkładać w czasie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...