Nie ma Mourinho, nie ma porażek, nie ma kłopotów. Chelsea rozsmarowało mocne Crystal Palace, Terry zapowiedział pogoń za czołówką, a drużyna przypominała samą siebie z zeszłego sezonu. O tym co się stało jesienią 2015 na Stamford Bridge powinna powstać opasła książka, na ten moment jednak pozostaje tylko wniosek: „The Blues” chyba czarne chmury naprawdę zostawili za sobą.
Źródło: Livesports.pl
Fabregas i Costa wyglądają, jakby wrócili z wakacji, względnie: jakby ktoś wypuścił ich z szafy, a pogonił nieudane kopie, które straszyły przez ostatnie miesiące w Premier League. Hiszpan znowu był wszędzie tam, gdzie powinien być rozgrywający, brał na siebie ciężar gry (Hazard po kwadransie musiał zejść przez uraz), a Costa ponownie był skuteczny. Świetnie pracowali Oscar, Willian, Obi Mikel, którzy zdominowali środek pola w późniejszej fazie meczu. To znowu była maszyna – może jeszcze nie zazębiająca się idealnie, ale jednak.
Terry już zaczął machać szabelką, mówić, że drużyny z topu powinny zacząć się obawiać – cóż, może i morale w szatni na pewno skoczą od takiej gadki, ale nie przesadzajmy. Zgodzimy się, że zespół ewidentnie wychodzi z kryzysu, to prawda, ale jak Chelsea awansuje do pucharów to będzie duży sukces. Choć z drugiej strony w tak wyrównanej lidze, gdzie wszyscy ciągle gubią punkty, dziesięć punktów do czwartego miejsca to nie jest dystans nie do odrobienia.
Crystal Palace? 0:3 pewnie trochę ich krzywdzi, aż tak źle nie było, szczególnie na początku gdyby mieli więcej szczęścia albo skuteczności mogło być różnie. Niemniej jednak potwierdzili opinię dziwacznej drużyny, której granie u siebie stwarza większe problemy niż wyjazdy.
***
Najistotniejsza z meczu Everton – Tottenham jest statystyka do przerwy. Rzućcie okiem sami, przemówi lepiej niż tysiąc słów:
Dominacja „Spurs” nie podlegała dyskusji, no ale jak się puszcza jedyny strzał lecący w światło bramki, a samemu marnuje okazje, obijając słupki, poprzeczki, klepiąc tylko efektownie na połowie rywala, to tak się właśnie kończy – remisowo. Tottenham pokazał sporo dobrego futbolu, ale mało skuteczności. Pochettino znowu opowiadał o drużynie, która zasłużyła na więcej, piłkarze byli remisem rozczarowani, Hoddle w studiu powiedział nawet, że „Koguty” są… regularniejsze od Arsenalu i choćby dlatego nie wolno ich lekceważyć w kontekście tytułu. Jak widać pompka działa nawet po remisie, ale umówmy się: nie jest wcale jakaś wielce nieuzasadniona. Formę Tottenhamu, najlepszą od lat, doceniają wszyscy.
Spurs these days are a totally different proposition, with a healthy looking back-bone.
— Gary Lineker (@GaryLineker) styczeń 3, 2016