Kibic piłkarski siedzący dziś przy stole z rodziną i zajadający się gyrosem? Widok równie rzadki, co trzeźwa osoba na pasterce. Boxing Day. Zarwane święta, opuszczone stoły, matki, żony i kochanki wysłane w rodzinne delegacje. No i pasy, którymi dobrowolnie się przypięliśmy. Trzymają nas już od 13:45, czyli od meczu Stoke City i Manchesteru United, nie odepniemy ich aż do późnego wieczora – przecież czeka nas jeszcze wisienka na torcie, czyli starcie Southamptonu z Arsenalem, który… może zakończyć ten rok na szczycie stawki.
***
Po cichu liczyliśmy na to, że przed tygodniem Marcin Wasilewski przekonał do siebie Claudio Ranieriego na tyle, że ten znów da mu szansę gry od pierwszej minuty, ale nic z tego. „Wasyl” skazany był na oglądanie meczu z perspektywy ławki i raczej nie może narzekać, że spędził najgorsze dziewięćdziesiąt minut w życiu. Przeciwnie – emocji mieliśmy co najmniej tyle, co przy pierwszym w życiu zabijaniu karpia. No dobra, jeszcze więcej. Tempo było zawrotne, ale o samym wyniku Wasilewski będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. Leicester… przegrało. Tak, przegrało. Pierwszy raz na wyjeździe od dziewięciu miesięcy.
Przerwana została też inna seria – do tej pory sensacyjny lider był gwarancją bramek, w tym sezonie strzelał zawsze i wszędzie. U siebie, na wyjeździe – nie było opcji, że nie trafi do siatki. Dziś nie zanosiło się na to już od samego początku. Nie przyjechali do Liverpoolu jak po swoje, żeby wydrzeć komplet punktów. Przeciwnie – chcieli raczej spokojnie wyczekać przeciwnika, schować się za gardą. Na zasadzie: jeśli się uda wygrać – świetnie. Będzie remis – też dobrze.
Szybkość meczu, agresja, zaangażowanie, strzały – wszystko się zgadzało. Goście dwoili się i troili, żeby jakoś rozbijać ataki i blokować strzały „The Reds”. I udawało im się to całkiem nieźle, ale… do czasu. Minęła godzina gry i gospodarze wymierzyli cios, który okazał się decydujący. Firmino idealnie wyczekał moment, w którym Benteke będzie miał przed sobą trochę pustej przestrzeni i podał mu co do centymetra. Belg był tak rozpędzony, że nie zdążył nawet zapytać „hej, w który róg?”.
Czas, żeby zadać rywalom podobne pytanie, miał trzydzieści minut później. I to aż nadto. Na upartego mógłby przeprowadzić z nimi nawet mini wywiad. Sytuacja z gatunku „nie do wiary”. Był róg, końcówka meczu, więc Schmeichel poleciał w pole karne. Ryzyko się nie opłaciło – przeciwnicy przejęli piłkę, szybko i mądrze ją rozprowadzili. Benteke miał przed sobą tylko obrońcę do spółki z pustą bramką i… tak, tak. Spartolił to. Trafił wprost w defensora, nie było szans na udaną dobitkę. Pudło roku? Mamy mocnego kandydata.
Aha, jeszcze jedna przerwana seria. Jamie Vardy zaliczył dopiero PIERWSZY mecz, w którym ani nie strzelił gola, ani nie asystował. Gwoli przypomnienia – mamy osiemnastą kolejkę. Niesamowity wynik.
***
W Chelsea trochę się pozmieniało. Pierwsza sprawa – nowe nazwisko w protokole meczowym przy pozycji „menedżer”. Druga – nowa rubryka przy nazwisku Edena Hazarda („ławka rezerwowych”). Trzecia – Diego Costa, który nie bawi się w wąchanie ani zaczepianie rywali, ale… strzela bramki i to od razu dwie. Po staremu zostało tylko to najważniejsze. Chelsea gra tak sobie i znowu traci punkty.
Co zapamiętamy z tego meczu? Przecież nie to, że „The Blues” nie wygrywają – gdybyśmy chcieli spamiętać wszystkie takie przypadki w tym półroczu, przegrzałyby nam się łby. W pamięci utkwi nam karny Oscara, który… poślizgnął się jak amator. Sytuacja o tyle tragiczna, że rzecz miała miejsce przy wyniku 2:2 na dziesięć minut od końca. Nie mamy wątpliwości – gdyby taka akcja przydarzyłaby się jakieś dwa tygodnie temu, internet huczałby od spekulacji, że Oscar chce zwolnić Mourinho. A tak – jest dla kibiców “tylko” zwykłym pierdołą.
***
Manchester City przejechał się po Sunderlandzie, ale wygląda na to, że mógłby regularnie rozjeżdżać całą stawkę, a pozycja Pellegriniego i tak wisiałaby na włosku. Wina leży rzecz jasna po stronie Pepa Guardioli, który już za chwilę będzie wolnym trenerem. Dziś „The Citizens” obeszli się z rywalami dość brutalnie. Minęło ledwie ponad dwadzieścia minut a już było po herbacie, czyli 3:0. Robi wrażenie, jak dobrze poczyna sobie w City de Bruyne. Dziś zaliczył dwie asysty – dwie wrzutki (zarówno ta do Sterlinga, jak i Bony`ego) co do centrymetra, do tego dołożył gola. Suma summarum tylko Oezil w Premier League podaje skuteczniej od niego. Klasa.
***
Co słychać u polskich bramkarzy? Obaj zachowali czyste konta. Fabiański wygrał 1:0, Boruc zanotował bezbramkowy remis, czym sprawili sobie całkiem udaną końcówkę świąt. Dla “Fabiana” świetny czas także z innego powodu – w wigilię został ojcem, czego serdecznie gratulujemy.
***
Kolejny mecz bez zwycięstwa zaliczyła Aston Villa i musielibyśmy zarwać ze dwie nocki, żeby znaleźć jakieś argumenty na to, że ekipa z Birmingham utrzyma się w Premier League. Chcesz wkurzyć kibica czerwonej latarni ligi? Daj mu koszulkę jego ukochanego klubu z emblematami… Championship. Tak jak zrobił to jeden z angielskich kibiców. Wygląda na to, że prezent na przydatność do użycia poczeka tylko parę miesięcy.