W Polsce nadal panuje przekonanie, że to, co napiszą za granicą, jest święte. Inaczej nie umiemy wytłumaczyć reakcji niektórych polskich mediów, które ślepo przepisują to, co podają angielskie brukowce o Mariuszu Stępińskim. „Polak wybawcą The Blues?”, „Stępiński na celowniku Chelsea” – takie nagłówki zaczynają brylować na polskich portalach. Panowie, ustalmy jedno. Mariusz Stępiński do Chelsea NIE PRZEJDZIE co najmniej z czterech powodów. A są to: Diego Costa, Falcao, Loic Remy i Bertrand Traore. Poza tym – jasne, rozegrał świetną jesień, ale… to przecież kompletnie nie ten rozmiar kapelusza. To jakby Magda Gessler próbowała wbić się w “XS-kę”. Lubimy i cenimy Stępińskiego, lecz nie zapominajmy, że jeszcze nie tak dawno zbyt wysokimi progami dla niego okazało się FC Nürnberg.
Jeśli jeszcze tego nie zaobserwowaliście, po dzisiejszych artykułach o Stępińskim nie powinniście mieć złudzeń: niektóre zagraniczne tytuły biją się o wiarygodność z Kazimierzem Greniem. Mariusz Stępiński na celowniku Chelsea. I to już, teraz, zimą! Pociągnie nas w górę! Takie wnioski angielskie media wyciągnęły z informacji, że na meczu Ruchu Chorzów z Jagiellonią Białystok (w której gra obserwowany od długiego czasu przez topowe kluby Bartłomiej Drągowski!) pojawili się skauci Chelsea Londyn. Bardzo możliwe, że tworzenie tego newsa w redakcji „Daily Mail” wyglądało mniej więcej tak:
– John, zajmij się czymś. Weź no przejrzyj media, może coś znajdziesz.
– Na meczu jakiegoś Ruchu Chorzów byli skauci Arsenalu i Chelsea. Może to?
– Kurwa, Ruchu Chorzów? Kogo oni tam mogli oglądać? Kto tam strzela bramki?
– Jakiś Stępiński.
– Kto?
– Stępiński.
– Polak?
– No.
– Pisz, że nowy Lewandowski.
I cała machina się kręci. Angielskie media zadowolone, bo hasło „nowy Lewandowski” wyklika się o wiele lepiej niż kolejna laurka Vardy’ego, polskie też – w końcu to ta wielka Chelsea i warto wejść w tego newsa, choćby dla beki. Liczby się zgadzają, ludzie się grzeją, można z czystym sumieniem iść na lunch.
W całej tej sprawie nie podoba nam się kilka rzeczy. Po pierwsze – nawet jeśli skauci Chelsea faktycznie obserwowali Stępińskiego, skąd to całe poruszenie? Przecież Chelsea ma jedną z najbardziej rozbudowanych siatek skautingowych na świecie i wcale nie dziwi nas sytuacja, że monitorują, powiedzmy, 150 najlepiej rokujących napastników w przedziale wiekowym 16-23. Monitorują, czyli: sprawdzają statystyki, pytają u źródła o postępy, raz na jakiś czas zobaczą któregoś z nich na żywo w akcji. A chyba nikt nie ma wątpliwości, że w tak szerokim gronie ktoś taki jak Stępiński znaleźć się zwyczajnie musi, i że wręcz, biorąc pod uwagę niezłe liczby, mógł wejść na level „zobaczyć w akcji”. Ale od „zobaczyć w akcji” a „ściągnąć do klubu” droga daleka jak stąd na Marsa.
Po drugie – najbardziej w tym wszystkim współczujemy samemu Stępińskiemu. Za jakiś czas, kiedy wpadnie w jakiś dołek, zaraz zacznie się wyciąganie: – O, patrzcie, tak gra napastnik Chelsea! Albo: – Na Stamford Bridge by to strzelił! A winy Mariusza nie będzie w tym żadnej.
Po trzecie – przecież mogło być tak, że mecz Ruchu chciał obejrzeć Janusz Olędzki, polski skaut Chelsea, poprosił o wejściówkę oficjalnym kanałem i… ot, cała tajemnica domniemanego transferu.
Fot. FotoPyK