Reklama

OLE: Eibar kontra współczesny futbol

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2015, 14:09 • 11 min czytania 0 komentarzy

W Eibarze nie mają wspaniałej akademii, która produkowałaby na pęczki wielkie piłkarskie talenty. Nie powstała tam siatka wysokiej klasy skautów. Nie znalazł się również żaden bogacz z pomysłem, by akurat w tym zakątku Hiszpanii stworzyć drużynę na miarę La Liga. Biorąc pod uwagę ich potencjał to klub jakich wiele, podobne możemy znaleźć i w Polsce. Jak to się stało, że to właśnie Los Armeros sięgnęli gwiazd?

OLE: Eibar kontra współczesny futbol

Eibar to malownicza miejscowość położona w dolinie rzeki Ego, wciśnięta między otaczające ją wzgórza. Podczas hiszpańskiej wojny domowej miasteczko zostało zrównane z ziemią, lecz z zapałem godnym podziwu odrodziło się na nowo. Tak naprawdę Eibar nie był miejscem zapomnianym przez świat, anonimowym,  i odkrytym na nowo za sprawą klubu piłkarskiego. Zapytajcie o to miłośników motoryzacji czy broni.

Od lat 50-tych do 80-tych wytwarzano tam skutery i motocykle włoskiej marki Labmretta, a następnie rodzime modele firmy Serveta. Zamawiała je nawet nowojorska policja. Najbardziej tradycyjną gałęzią był jednak przemysł zbrojeniowy. Istniał tu od wieków. Stąd właśnie wziął się jeden z przydomków piłkarskiej drużyny; Los Armeros czyli Rusznikarze. Natomiast najbardziej znanym produktem były pistolety “Ruby”, które szerokim strumieniem płynęły z regionu Eibar do francuskiej armii podczas I Wojny Światowej (4:40).

Sam klub narodził się w 1940 roku. W przeciągu swojego istnienia lawirowała między drugim, a trzecim poziomem hiszpańskich rozgrywek. To klub z tradycjami, ale bez wielkich sukcesów. Tak jak można było się tego spodziewać. O awans do pierwszej ligi otarli się po raz pierwszy ponad dziesięć lat temu, w sezonie 2004/05. W drużynie prowadzonej przez José Luisa Mendilibara, również obecnego szkoleniowca Rusznikarzy, występowali wówczas: Gorka Iraizoz, Joseba Llorente, 18-letni, utalentowany młokos – David Silva (wypożyczony z Valencii), a także Gaizka Garitano. Zajęli wtedy czwarte miejsce w Segunda Division. Do wszystkich trzech drużyn znajdujących się powyżej zabrakło im trzech punktów.

Reklama

Za mały na sukces?

Wspomniany Garitano, już na ławce trenerskiej, powiódł Los Armeros do chwały – dwóch awansów w przeciągu dwóch sezonów. W temporadzie 2013/14 jako beniaminek z najniższym budżetem w Segunda Division – rzędu 3,9 mln euro – Rusznikarze stanęli w szranki o utrzymanie, by zakończyć kampanię z mistrzostwem. Pięciokrotnie mniejsza liczba pieniędzy w klubowej kasie, w porównaniu z Realem Majorką czy Deportivo, nie miała na boisku żadnego znaczenia.

Jednak rozegranie ostatniego spotkania sezonu nie oznaczał końca batalii o promocję. Przeniosła się ona tylko z murawy do gabinetów. Pamiętacie zapewne akcję sprzedaży udziałów klubu pod nazwą“Defiende al Eibar”. Wzorem Realu Oviedo władze Eibaru postanowiły zwrócić się o pomoc do sympatyków piłki nożnej z całego świata. Każdy z nas mógł kupić kilka akcji klubu i zostać jego współwłaścicielem (lecz żaden nabywca nie miał możliwości by wejść w posiadanie więcej niż 2% udziałów). Tak prezes Álex Aranzábal upiekł trzy pieczenie na jednym ogniu. Zapewnił Eibarowi olbrzymi rozgłos, ze sprzedaży ponad 10 tys. uzbierano brakującą kwotę poieniędzy, a lokalna społeczność nie utraciła kontroli nad klubem. Dopiero po zabezpieczeniu wymaganych przez LFP 2,1 mln euro na koncie Los Armeros awans stał się faktem, a Eibar uniknął karnej relegacji do Segundy B.

Nowy-obraz-1

Mur obrońców Eibaru, na którym wypisano nazwiska nabywców udziałów klubu podczas trwania akcji “Defiende al Eibar”.

reklama-przewodnik-portal-2

Nie był to jednak koniec batalii z absurdalnymi przepisami w hiszpańskim futbolu. Stadion Rusznikarzy, Estadio Municipal de Ipurúa, stanowił skrojony na miarę pięciotysięcznik. Mały, kanciasty, z zadaszonymi trybunami. W stylu brytyjskich stadionów z niższych lig. Mówiąc pół żartem, pół serio do jego pojemności powinni doliczać również “loże VIP-owskie” na balkonach dwóch pobliskich wieżowców, ponieważ roztacza się z nich doskonały widok na murawę.

Reklama

Co złego jest w tym stadionie? Już po awansie do drugiej ligi Eibar otrzymał od LFP nakaz, by w okresie dwóch lat dostosować obiektu do wymogów Segunda Division (m.in. 6 tys. pojemności). Z kolei obowiązujące przepisy w La Liga określają minimalną pojemność stadionów na 15. tys. Ewentualnie kluby muszą pokazać, że robią cokolwiek w kierunku spełnienia tego zapisu. Dostosowanie do norm jakościowych jak: oświetlenie, określony standard trybun i murawy, jest zrozumiałe. Natomiast wymuszanie na klubach konkretnej wielkości ich stadionu mija się z celem. Nie dość przecież, że Rusznikarze dysponowali najniższym budżetem w Primera Division to oczekiwano od nich, iż wygospodarują z tych pieniędzy środki na rozbudowę Ipurui. Poza tym, tak duży obiekt nie jest im wcale potrzebny. Doskonale ujął to Sid Lowe: “Kolejny przykład jak Eibar jest karany za bycie małym klubem z sukcesami”.

Koniec końców Los Armeros przebudowali poprzedniego lata jedną z trybun, co zwiększyło pojemność obiektu do 6 tys. miejsc. Z kolei na początku tego roku prezes Aranzábal ogłosił wprowadzenie w życie czteroletniego projektu “Ipurua Tallara”. Ma on na celu m.in. dodanie kolejnych trzech tys. krzesełek, budowę parkingu oraz utworzenie dodatkowych pomieszczeń na stadionie. Bajeczna inwestycja za 21 mln euro. Czy to nie gruba przesada przy budżecie około 16 mln rocznie (w przypadku relegacji z Primera Division znacznie mniejszego)? Niezupełnie. Ponownie doszła do głosu zaradność władz Eibaru i klub nie wyda na przebudowę więcej niż cztery mln euro, reszta pieniędzy pochodzić ma ze źródeł publicznych i od inwestorów. Sam plan remodelingu powstał ponad dwa lata temu. Z góry wiadomo, iż pojemność stadionu nie dorówna oczekiwanym 15 tysiącom, gdyż większość trybun i tak pozostawałaby pusta. Przynajmniej przez okres trwania prac LFP nie będzie miała się do czego przyczepić.

ipurua-remodelacion

Estadio Municipal de Ipurúa po pierwszej przebudowie, górną trybuną postawiono na rusztowaniach. / Foto: Félix Morquecho.

Against modern football

Eibar zarządzany jest jak drobne, rodzinne, baskijskie przedsiębiorstwo. W zgodzie z lokalną tradycją o duchem przedsiębiorczości. I kiedy piszę “rodzinne” nie mam wcale na myśli zatrudnienia “wujka Staszka” na stanowisku dyrektora tylko dlatego że jest krewnym. Rodziną są tu ludzie, którzy poświęcili życie dla tego klubu, ale ich kwalifikacje odgrywają równie ważną rolę.

Podstawową zasada “Modelu Eibar” to: nie wydawaj więcej niż sam zarobiłeś. Brzmi banalnie, a jednak w nowoczesnym futbolu większość klubów ma z tym problem. Zaciągają zobowiązania w bankach by sprowadzić lepszych piłkarzy czy po prostu związać koniec z końcem. Podczas gdy inne kluby próbowały dróg na skróty, jak Betis płacący dziesiątki milionów dolarów za Denilsona czy Real Saragossa za panowania Agapito budująca swoją kadrę za pieniądze z kredytów, włodarze Eibaru powtarzali swoją mantrę i cierpliwie tworzyli podwaliny dzisiejszego sukcesu. Ostatecznie opłaciło się. Prawdziwa ironia losu sprawiła, że na relegacji zadłużonego Elche po zakończeniu minionego sezonu, skorzystał klub, który tak olbrzymią wagę poświęca uczciwości i przejrzystości swoich finansów.

Nowy-obraz-3

Mural na jednej ze ścian stadionu Los Armeros. Sympatycy Eibaru od lat 90-tych uczęszczają na najstarszy turniej rugby, Puchar Sześciu Narodów. Zaimponowała im w szczególności atmosfera na meczach Szkotów. Chcąc przenieść ją do siebie założyli grupę kibicowską “Eskozia la brava”.

Eibar potrafi także przekuć swoje słabości w zalety. Czy jego historia wzbudziłaby takie zainteresowanie, gdyby chodziło o większy klub? Może i nie mają też w składzie wielkich gwiazd, ale są w nim piłkarze – ludzie. Nie gwiazdorzy zamknięci w swoich willach, ale osoby, z którymi możesz swobodnie porozmawiać, gdy spotkasz ich na ulicy (w tak małej miejscowości nie jest to przecież aż tak trudne). Chcesz przyjść na trening? Żaden problem. Boisko, na którym odbywa się większość zajęć jest otwarta dla każdego. Tutaj niejednokrotnie zawodnicy znają swoich fanów z imienia.

Rusznikarze stawiają na tworzenie więzi między klubem, a kibicami. Ci drudzy nie są traktowani jak frajerzy, których trzeba wydoić do ostatniego grosza wysokimi opłatami za karnety (bilety w Hiszpanii należą do najdroższych w Europie) czy za buble z klubowego sklepiku. Dla Eibaru każdy sympatyk jest na wagę złota. Jeśli poczuje się doceniany będzie wspierał klub przez kilkadziesiąt lat, bez względu na to, w jakiej lidze przyjdzie występować jego drużynie.

Nowy-obraz-2

90-letni Luis María Cendoya, socio Eibaru od 1945 roku, wznosi toast z prezesem Álexem Aranzábalem tuż po tym jak wykupił akcję klubu podczas “Defiende al Eibar”.

Jeden z pierwszych spotkań bieżącego sezonu. Na trybunie Campo de Ipurua obok baskijskiej ikurriñy powiewa japońska flaga. Czyżby ktoś z Japonii przyjechał na mecz? To możliwe, w końcu akcje klubu rozeszły się w ponad 70 krajach całego świata. Ekipa dziennikarzy podchodzi do barierki, ale na krzesełkach nie widzą żadnego Azjaty. Pytają zatem jednego z Basków dlaczego wywiesili flagę Japonii. Kibic na to: “To dla Takashiego. Chcemy żeby poczuł się jak w domu”.

Najważniejsi są ludzie

Eibar nie spełniłby marzeń swoich sympatyków gdyby nie obecny prezes Álex Aranzábal. Przejął stery Los Armeros sześć i pół roku temu. Pozostaje przy tym wierny zasadom wyznaczonym przez poprzedników. Ba, uczynił z nich nawet znak rozpoznawczy Rusznikarzy.

Pochodzi z Eibaru, tu się urodził, od dziecka kibicował też lokalnej drużynie. Jego pradziadek był, a jakżeby inaczej, rusznikarzem – współzałożycielem jednej z lokalnych firm produkujących luksusową broń myśliwską. Álex kontynuuje dzieło swojego przodka, ale nie tylko to. Jest doktorem ekonomii i zarządzania, piastował posadę dyrektora marketingu w ETIB (publiczne radio i telewizja Kraju Basków), a następnie pełnił tę samą rolę w Avia Energías (sieć stacji benzynowych należąca do baskijskiej firmy Esergui S.A z przychodem ponad pół miliarda euro rocznie). Z ostatniej posady zrezygnował w 2014 roku, by móc bardziej poświęcić się klubowi. To najmłodszy prezes w La Liga, facet z głową na karku i znający się na biznesie. Energiczny, pracowity, pomysłowy. Co zawdzięcza mu Eibar? Niemal wszystko, począwszy od przedsięwzięcia sprzedaży akcji, projektu “Ipurua Tallarra” po ostatnią umowę sponsorską. Od tego sezonu Avia (w zasadzie Esergui S.A) jest głównym partnerem Los Armeros.

Nowy-obraz

Od wystrzału z działa rozpoczął się mecz towarzyski Eibaru z Celtikiem (1:4), zorganizowany z okazji obchodów 75-rocznicy powstania baskijskiego klubu.

Drugim filarem klubu jest Fran Garagarza, który od 2011 roku pełni funkcję dyrektora sportowego. Wcześniej był piłkarzem Eibaru. Co roku otrzymuje budżet na utrzymanie kadry i wydaje go wedle własne uznania. Zazwyczaj sięga po zawodników z kartą na ręku, wyróżniających się na poziomie Segudna Division, lub tych, którzy nie otrzymują zbyt dużo minut w większych klubach. Dopiero po awansie pojawiły się transakcje gotówkowe, w tym rekordowy zakup Takashi Inui za 300 tys. euro w ostatnim okienku. Na niższych szczeblach rozgrywkowych piłkarze nie otrzymują swoich pieniędzy przez 3-4 miesiące, a czasami muszą domagać się ich w sądzie. Dlatego też woleli występować w ekipie Los Armeros płacącej niskie wynagrodzenie, ale zawsze terminowo. Obecnie magnesem jest również szansa gry na poziome La Liga. Wielkie znaczenie mają także specjalne umowy, jak ta z Realem Sociedad. Rusznikarze mogą wypożyczać piłkarzy Txuri-Urdin bez dodatkowych opłat, w zamian ekipa z San Sebastian ma pierwszeństwo w możliwości wykupu zawodników Rusznikarzy. Wcześniej podobne umowy funkcjonowały z m.in. Celtą i z Athletikiem.

Powtórka z rozrywki?

Efekt pracy tych ludzi jest zdumiewający. Obecnie Eibar znajduje się między drużynami walczącymi o kwalifikację do Ligi Europy. Garagarza i Aranzábal podjęli wielkie ryzyko zatrudniając od tego sezonu trenera José Luisa Mendilibara. Jest co prawda bardziej doświadczony niż jego poprzednik, Garitano, ale miał problemy z utrzymaniem posady w ostatnich dwóch kampaniach. Z Osasuny za kiepskie wyniki wyleciał po zaledwie trzech kolejkach, a z Levante po ośmiu. W Eibarze stał się jednak cud. Baskijski szkoleniowiec odrodził się i nawiązuje do czasów, gdy z byłym klubem Jana Urbana zajął ostatecznie 7. miejsce w La Liga.

Nowy-obraz-5

José Luis Mendilibar

Mendilibar zrezygnował z siermiężnej taktyki Garitano, lecz nie odszedł zupełnie od tzw. “stylu Eibaru”. Gra Rusznikarzy nigdy nie słynęła z widowiskowości. Ich styl był synonimem defensywnego nastawienia, agresywnego odbioru piłki oraz kick ‘n run. Poprawiła się za to znacznie dynamika ich akcji, dojrzałość w konstruowaniu sytuacji strzeleckich, stałe fragmenty i skuteczność pod bramką rywali.

Ma to związek z pojawieniem się w szeregach Los Armeros Borjy Bastóna, który posadził na ławce najlepszego strzelca Eibaru z poprzedniego sezonu – Arrubarrenę. Wypożyczony z Atlético napastnik został wybrany nawet zawodnikiem października La Liga. W canterze Los Colchoneros nazywano go “Nowym Torresem”. W Primera Division debiutował już pięć lat temu, lecz w rozwoju kariery przeszkodziła mu poważna kontuzja lewego kolana. W poprzednim sezonie w barwach Realu Saragossa siał postrach wśród bramkarzy drugiej ligi. Zdobył 22 bramki. Obecnie ma ich siedem. Jego gole nie są co prawda pokazem finezji, lecz Borja ma instynkt pozwalający mu odnaleźć się w polu karnym w odpowiednim miejscu i czasie.

Kluczem do osiągnięcia tak kapitalnych wyników jest także doskonała atmosfera panująca w szatni. Garagarza ostrożnie dobiera piłkarzy pod względem charakteru. Muszą być gotowi do poświęceń i mieć przed oczami wspólny cel. Kłótnie czy narzekania do niczego dobrego nie prowadzą, mogą z kolei pchnąć klub ku katastrofie. Co być może niestety nastąpi. W minionym sezonie Rusznikarze pod wodzą Garitano wystartowali równie dobrze, ale sił wystarczyło tylko do połowy kampanii, po czym nastąpiło ostre pikowanie do strefy spadkowej.

Wyniki dla Eibaru są ważne, ale tak na prawdę nie najistotniejsze. Władze Los Armeros i kibice doskonale wiedzą na co się piszą – jak mówi baskijskie przysłowie: “Jeśli nie chcesz tańczyć, nie idź na tańce”. Być może powóz kopciuszka ponownie na półmetku zamieni się w dynię, lecz będzie to tylko kolejna lekcja. Nawet jeśli dojdzie do relegacji zawsze można zacząć od nowa. Najważniejsze to pozostać w zgodzie z samym sobą. Przykład Eibaru pokazuje, w jaki sposób mały klub może dokonać rzeczy wielkich, mimo piętrzących się na każdym kroku przeciwności, a jednocześnie pozostać wiernym własnym zasadom. Tego nikt im nie odbierze.

TOMASZ ZAKASZEWSKI

OleMagazyn.pl

Więcej tekstów o hiszpańskim futbolu znajdziecie w Przewodniku Kibica, czyli 120-stronicowym kompendium wiedzy o La Liga na bieżący sezon w wersji papierowej. Magazyn dostępny TUTAJ.

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
7
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Hiszpania

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna
Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
16
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Komentarze

0 komentarzy

Loading...